Mam wrażenie, że twórcy TLoU stanęli przed trudnym dylematem: na ile ekranizować grę 1:1, a na ile dodawać coś od siebie. W którąkolwiek stronę by nie poszli, zawsze coś podobałoby się bardziej, a coś mniej, a to, co akurat zdecydowali się pokazać, moim zdaniem wyszło świetnie.
Serial (podobnie jak gra) to przede wszystkim relacja dwojga bohaterów i ta była jak najbardziej dobrze ukazana. Bella wniosła coś swojego do postaci Ellie i chyba nawet polubiłem bardziej jej niż "grową" wersję. Zastanawiam się, czy wrażenie się utrzyma przy kolejnych sezonach, gdzie Ellie dane będzie dojrzeć i stać się jeszcze bardziej wściekłą, zbuntowaną i wytatuowaną - mnie osobiście w drugiej części gry ta postać niekiedy męczyła.
Pedro również świetny. Gość w ogóle zachwyca, gdziekolwiek się pojawi.
Pięknie ukazano zapuszczony, zarośnięty świat, choć trochę nieuczciwie przypisywać tę zasługę HBO, które po prostu odwzorowało to, co było w grze. No ale i odwzorować mogli znacznie gorzej.
Podobnie z muzyką.
Niełatwo jest do tak kompletnego tworu dodać coś od siebie, ale twórcy serialu i tu się podpisali. Cały wątek Billa i Franka, czy chociażby pojawienie się matki Ellie to bardzo udane próby - rozszerzające i nie psujące tego, co znamy. Zupełnie na odwrót, jak to uczynił Netflix z Wiedźminem.
Problem pojawia się, gdy pomyślimy czego zabrakło. Rzeczywiście mało zarażonych, a szkoda, bo klikacze w odcinku 2-gim wyszły rewelacyjnie. Stokroć wolę takich dwóch budzących grozę niż całą hordę z bodajże 4-tego odcinka.
Wraz z brakiem zarażonych, zabrakło ciekawej akcji. Osobiście lubię takie snujące się historie, ale odrobinę więcej musi zacząć się dziać i tu wierzę w kolejne sezony, zwłaszcza że historia z II części gry już została zapowiedziana na co najmniej dwa, tak więc może uda im się zadowolić wszystkich fanów, bo naprawdę niewiele już trzeba.
I tak jeszcze bardzo prywatnie - jako fan grupy a-ha, której "Take on me" znacząco wybrzmiało w II części gry, byłem zachwycony, że kilka razy nawiązali do tej kapeli już w sezonie pierwszym. To właśnie te niuanse - drobne, nienachalne i bardzo smaczne rozszerzenia świata z gry - sprawiły, że to nie tylko bezmyślna kalka, ale przemyślana ekranizacja.
Serial (podobnie jak gra) to przede wszystkim relacja dwojga bohaterów i ta była jak najbardziej dobrze ukazana. Bella wniosła coś swojego do postaci Ellie i chyba nawet polubiłem bardziej jej niż "grową" wersję. Zastanawiam się, czy wrażenie się utrzyma przy kolejnych sezonach, gdzie Ellie dane będzie dojrzeć i stać się jeszcze bardziej wściekłą, zbuntowaną i wytatuowaną - mnie osobiście w drugiej części gry ta postać niekiedy męczyła.
Pedro również świetny. Gość w ogóle zachwyca, gdziekolwiek się pojawi.
Pięknie ukazano zapuszczony, zarośnięty świat, choć trochę nieuczciwie przypisywać tę zasługę HBO, które po prostu odwzorowało to, co było w grze. No ale i odwzorować mogli znacznie gorzej.
Podobnie z muzyką.
Niełatwo jest do tak kompletnego tworu dodać coś od siebie, ale twórcy serialu i tu się podpisali. Cały wątek Billa i Franka, czy chociażby pojawienie się matki Ellie to bardzo udane próby - rozszerzające i nie psujące tego, co znamy. Zupełnie na odwrót, jak to uczynił Netflix z Wiedźminem.
Problem pojawia się, gdy pomyślimy czego zabrakło. Rzeczywiście mało zarażonych, a szkoda, bo klikacze w odcinku 2-gim wyszły rewelacyjnie. Stokroć wolę takich dwóch budzących grozę niż całą hordę z bodajże 4-tego odcinka.
Wraz z brakiem zarażonych, zabrakło ciekawej akcji. Osobiście lubię takie snujące się historie, ale odrobinę więcej musi zacząć się dziać i tu wierzę w kolejne sezony, zwłaszcza że historia z II części gry już została zapowiedziana na co najmniej dwa, tak więc może uda im się zadowolić wszystkich fanów, bo naprawdę niewiele już trzeba.
I tak jeszcze bardzo prywatnie - jako fan grupy a-ha, której "Take on me" znacząco wybrzmiało w II części gry, byłem zachwycony, że kilka razy nawiązali do tej kapeli już w sezonie pierwszym. To właśnie te niuanse - drobne, nienachalne i bardzo smaczne rozszerzenia świata z gry - sprawiły, że to nie tylko bezmyślna kalka, ale przemyślana ekranizacja.