Widziałbym to tak: po tym jak w pierwszej części filmu fundusz Wayne'a okazuje się być źródłem zła, w dwójce Bruce dojrzewa do tego, że należy na trochę wyjść z krypty i zainteresować się rodzinną forsą i czy ta nie czyni więcej szkód. Badając wszelkie rodzinne inwestycje, odnajduje wzmianki o finansowanym od dziesięcioleci tajemniczym projekcie naukowym, lecz w papierach brak szczegółów. Udaje się na miejsce, do laboratorium ukrytego w podziemiach czegoś-tam-industrialno-gotyckiego. Tam poznaje niejakiego Victora F., dawnego przyjaciela Thomasa Wayne'a - jeszcze wspólnie poszukiwali lekarstwa dla Nory F., śniącej w kriogenicznej trumnie. Lecz w ostatnich latach Victor zatracił się i zaczął eksperymenty na niewinnych ludziach, np. porwanych bezdomnych. Wyobrażam sobie przerażenie w oczach Pattinsona na widok dziesiątek trupiobladych ciał sprzężonych z plątaniną rurek i innej maszynerii. Idąc za propozycją Lelka, również byłbym za urealnieniem Victora, ale może nie takim zupełnym. Bez zamrażającego ray-guna, ale może chociaż z częściową odpornością na chłód? Albo rozjaśniającego swój umysł zastrzykami błękitnego koktajlu własnej produkcji? Odrobina teatru musi być. Ale na pewno chciałbym ujrzeć Victora jako faceta inteligentnego, zakochanego w żonie i gotowego wyłącznie dla niej na najokrutniejsze czyny dokonywane bez cienia emocji.
Batman oczywiście czuje się zmuszony zamknąć ten biznesik, ale tu okazuje się, że Victor ma potężnych przyjaciół od lat korzystających z jego badań nad kriogeniką. Brutalnym zamachem Szpona na Bruce'a do historii wkracza Trybunał Sów i w tym momencie opowieść dopiero się zaczyna.
Robin? Jak najbardziej, ale żaden tam Cudowny Chłopiec czy adoptowany syn. Raczej chłopak z ulicy z jakiegoś powodu obdarzony zaufaniem Batmana, doglądający jego motocykla, niekiedy zbierający dla niego zasłyszane na mieście informacje. Lecz gdy Bruce zaginie w labiryncie Sów, Alfred może właśnie do niego zwróci się o pomoc i tak narodzi się konieczność nałożenia maski.
Dent? Póki co wyłącznie jako Dent. Świetny prokurator z odrobiną problemów osobistych. Niech widzowie go poznają, niech pokochają jego i jego rodzinę, niech nigdy nie będą pewni kiedy i czy jego przemiana nastąpi, a gdy to się stanie, niech zaboli nas wszystkich.
Kto jeszcze? Zapowiedziano walkę o władzę w mieście. Co jeżeli pośród największych gangsterów pojawi się drewniana pacynka? I kto pierwszy się z niej zaśmieje, ten zginie okrutną śmiercią. W którejś tam kolejności chciałbym ujrzeć historię o niepozornym Brzuchomówcy, który - ku zdumieniu przestępczego półświatka i wszystkich na kinowej sali - swoim intelektem i bezwzględnością rzuca Gotham na kolana.
No i pamiętajmy, że czekają nas seriale. Wielce prawdopodobne, że opowiedzą o tych, dla których na wielkim ekranie miejsca zabraknie oraz/lub wprowadzą fundamenty kolejnym przeciwnikom i sojusznikom do następnych filmów, dzięki czemu nie trzeba będzie tracić czasu kinowego na originy. Pytanie, na ile mocno zechcą spleść mały i wielki ekran i czy będzie potrzebna znajomość serialu, by pełniej odebrać film. Osobiście mam nadzieję, że nie, a przynajmniej nie od razu. Ale kto ich tam wie.
Batman oczywiście czuje się zmuszony zamknąć ten biznesik, ale tu okazuje się, że Victor ma potężnych przyjaciół od lat korzystających z jego badań nad kriogeniką. Brutalnym zamachem Szpona na Bruce'a do historii wkracza Trybunał Sów i w tym momencie opowieść dopiero się zaczyna.
Robin? Jak najbardziej, ale żaden tam Cudowny Chłopiec czy adoptowany syn. Raczej chłopak z ulicy z jakiegoś powodu obdarzony zaufaniem Batmana, doglądający jego motocykla, niekiedy zbierający dla niego zasłyszane na mieście informacje. Lecz gdy Bruce zaginie w labiryncie Sów, Alfred może właśnie do niego zwróci się o pomoc i tak narodzi się konieczność nałożenia maski.
Dent? Póki co wyłącznie jako Dent. Świetny prokurator z odrobiną problemów osobistych. Niech widzowie go poznają, niech pokochają jego i jego rodzinę, niech nigdy nie będą pewni kiedy i czy jego przemiana nastąpi, a gdy to się stanie, niech zaboli nas wszystkich.
Kto jeszcze? Zapowiedziano walkę o władzę w mieście. Co jeżeli pośród największych gangsterów pojawi się drewniana pacynka? I kto pierwszy się z niej zaśmieje, ten zginie okrutną śmiercią. W którejś tam kolejności chciałbym ujrzeć historię o niepozornym Brzuchomówcy, który - ku zdumieniu przestępczego półświatka i wszystkich na kinowej sali - swoim intelektem i bezwzględnością rzuca Gotham na kolana.
No i pamiętajmy, że czekają nas seriale. Wielce prawdopodobne, że opowiedzą o tych, dla których na wielkim ekranie miejsca zabraknie oraz/lub wprowadzą fundamenty kolejnym przeciwnikom i sojusznikom do następnych filmów, dzięki czemu nie trzeba będzie tracić czasu kinowego na originy. Pytanie, na ile mocno zechcą spleść mały i wielki ekran i czy będzie potrzebna znajomość serialu, by pełniej odebrać film. Osobiście mam nadzieję, że nie, a przynajmniej nie od razu. Ale kto ich tam wie.