Aktualności:

"Batman. Ziemia niczyja. Nowe zasady. Tom 4" od 4 grudnia.

Menu główne
Menu

Pokaż wiadomości

Ta sekcja pozwala Ci zobaczyć wszystkie wiadomości wysłane przez tego użytkownika. Zwróć uwagę, że możesz widzieć tylko wiadomości wysłane w działach do których masz aktualnie dostęp.

Pokaż wiadomości Menu

Wiadomości - Night_Wing [usunięty]

#1
Inne komiksy / Wasze zdobycze komiksowe.
22 Marzec 2021, 10:28:25
"Deadpool, Marvel NOW!", to jedna z tych ,,najlepsiejszych", najbardziej ambitnych, barwnych i bardzo ciekawie napisanych serii z tej linii wydawniczej Uniwersum Marvela, jakie w jej obrębie powstały; chodzi mi rzecz jasna o wydania polskie od Egmont Polska. Jakiś czas temu, kupując brakujące tomy 2 i 5, udało mi się ostatecznie skompletować oderwane od reszty przygody najemnika z nawijką, które zaprezentowało nam Marvel NOW!. 10 tomów wskoczyło na należyte miejsce na geekowskiej półeczce. Teraz można kompletować coś innego z tej linii, a potem zająć się "Marvel NOW 2.0!".


#2
Inne filmy i seriale / Terminator
09 Marzec 2021, 18:28:54
Może i nie jest to stricte ten klasyczny "Terminator", ale to "Terminator" w wydaniu "Family Guy". Sami popatrzcie! Ale to jest dobre... i będzie takie po wsze czasy! A jakie wykonanie tego materiału; jakie intro: języki apokaliptycznego ognia zżerają domostwo Griffinów, czemu towarzyszy w tle płynąca elektroniczna syntezatorowa muzyka! Perła! Jak dla mnie, to można tylko podziwiać twórców animowanego sitcomu Foxa, za odwagę i pomysłowość... i za ten trudny humor, który trzeba chcieć i umieć zrozumieć!

... PeTerminator!  ;D
#3
Inne filmy i seriale / Ostatnio ogladalem...
24 Styczeń 2021, 17:29:49
Jak już jesteśmy w temacie filmowo-serialowym nie byłbym sobą gdybym nie polecił następującego tytułu w tej kwestii, a mianowicie: "Alice in Borderland". Jest to serial aktorski (nie animowany) z nurtu fantastyczno-naukowego, mieszczący się w podgatunku wirtualnej rzeczywistości, równoległych światów, czy motywu cyber-rzeczywistości etc. Produkcja ta swą premierę miała w 2020 roku, na platformie Netflixa. Wystartowała z pierwszym sezonem; druga seria po zadowalających wynikach oglądalności pierwszej jest mega pewna. "Alice in Borderland" opowiada o grupie typowych ,,młodych dorosłych" kumplach: maniaku gier komputerowych i dwójce jego przyjaciół, którzy w wyniku niewytłumaczalnych, wymykających się logice wydarzeń, trafiają do dziwnej wersji Tokio. Momentalnie zostają wplątani w dziwną intrygę: przymusowy udział w ,,pewnej" grze. I nie jest to jakoby ,,jakaś tam" zwykła gra video, lecz rozgrywka, nazwijmy to, ,,live action", tocząca się w normalnej rzeczywistości: pośród geometrii miejskiej opustoszałego, jak po jakiejś eksterminacji, równoległego Tokio. Aby przeżyć w tej wersji gigantycznej tokijskiej metropolii, kumple wraz z innymi ludźmi, których napotkają po drodze, muszą wziąć udział w niebezpiecznej, wieloetapowej grze, której mówiąc najprościej... stawką jest życie. Ich jedynym ułatwieniem, a tak właściwie sposobem na interaktywny kontakt z sercem gry i jej mistrzem, jest telefon komórkowy (smartfon), przez który dostają alerty odnośnie czasu trwania danego etapu gry, liczby graczy w rundzie, czasu pozostałego do np. wydostania się z ,,pokoju pułapki" w etapie, czy odnalezienia pośród multum pomieszczeń tzw. azylu, prowadzącego do kolejnej rundy gry, kończącej etap.

Obejrzałem dwa pierwsze odcinki "Alice in Borderland", i to co z pierwszego strzału muszę stwierdzić, to to, że Japończycy naprawdę stworzyli świetny, czytelny, płynnie rozegrany aktorsko, z odpowiednim tempem akcji i niewylewnymi efektami specjalnymi serial. Wizualizacyjnie (a może było to zrealizowane bez udziału ulepszeń komputerowych) ,,wirtualne Tokio" a'la Tokio 2.0, prezentowało się wręcz przytłaczająco dobrze, rozlegle i inteligentnie. Apokaliptyczna wizja - choć trochę łagodna - najważniejszej metropolii Japonii, uwydatniona w tymże serialu, sprawdza się do tego stopnia, że wzmacnia ona napięcie i atmosferę w fabule tytułu, ba, w całej produkcji. Dzięki temu serial zyskuje coś z suspensu i tajemnicy; widz może odczuwać to samo zagrożenie, co bohaterowie "Alice in Borderland", z powodu ogromnego, pustego i wyludnionego miasta, które paradoksalnie może przyprawiać o klaustrofobię!

Po oglądnięciu dwóch pierwszych odcinków "Alice in Borderland", serial ten oceniam na: 8/10.

Tytuł polecam w opór! Perła w koronie seriali sci-fi; coś zbyt słabo docenianego!
#4
Sezon 6b sagi małoekranowej "Vikings", to część odcinkowa dla tego serialu niezwykła - jedna z najlepszych dla tej produkcji serii epizodów od lat. Do oceniania ostatnich 10 odcinków wyjątkowego dzieła Michaela Hirsta, którego, cóż by tu dużo mówić, nie da się nie docenić, nie lubić i nie szanować, nie podchodzę jakoś sceptycznie, będąc ograniczonym stosunkowo do wąskiego zakresu jego oceny: że role są tu powtarzalne a historia się dłuży; że gra się tylko i wyłącznie na nostalgii historycznej: adaptacji danej części dziejów Europy w historii świata do formy serialu aktorskiego, w którym sam serial ,,wygrywa" aspektem historycznym widocznym najbardziej w wiernie oddającej te realia i ducha epoki: scenografii i kostiumach. Jest w tym prawda, ale częściowa. Sezon 6b "Wikingów", o czym pisałem wyżej, poprawił się w stosunku do sezonu 5-ego i 6a. Owszem, nie dostajemy tu aktorstwa na wysokim, czy w miarę wysokim poziomie, nawet nie mi czy wam przychodzi to oceniać - krytycy i mistrzowie sztuki filmowej mogą się na ten temat w miarę dokładnie ,,obiektywnie" wypowiedzieć, nikt inny do obiektywnej krytyki aktorów tej części serialu się bardziej nie zbliży. W końcu po coś są profesjonaliści w tej branży.

A co do samych aktorów, którzy wczuwają się w swe role w partii 6b produkcji "Vikings" (np.Danila Kozlovsky jako Książę Oleg, Oran Glynn O'Donovan jako Książę Igor, czy główny najważniejszy gracz ostatnich 10 odcinków: Ivar, w którego wciela się Alex Høgh Andersen), wykonują to w sposób bardziej intuicyjny niż wcześniej, bezpośredni - wydaje się iż z większą ilością mowy niewerbalnej, jakby wykańczali oni i przedłużali sceny przez odpowiedni ,,body language", co genialnie uwydatnia praca kamery.

I nie oszukujmy się, skoro dzielni serialowi "Wikingowie" kończą swój bieg, nie powinniśmy być zaskoczeni, że spora część wątków postaci zaczętych sezon wcześniej bądź w obecnym cyklu odcinkowym, czy sylwetek, których los przez cały serial był mocno przeciągany: albo jeśli się zakończy, to stanie się to w sposób kontrowersyjny i niejednoznaczny, albo cóż... nie zakończy się wcale, pozostawiając w serduchu fana pewien niedosyt: ,,ale, co będzie dalej skoro...". Po obejrzeniu 5 epizodów "Vikings 6b", ocenię część drugiego półfinału serialu następująco: 7,5/10... Aby pozostawić sobie swego rodzaju niedosyt przed pozostałą piątką epizodów.

Bo, pomijając
Spoiler
metafizyczne religijne objawienie Olega z odcinka 15-ego sezonu nr 6, a może było to jego delirium - delirium szaleńca, który przy końcu swej drogi w życiu doczesnym, doznał ostatniego mistycznego katharsis, nie ukrywam, że to, co było kulminacją jego ,,przemiany" wstrząsnęło mną zupełnie; czuję się przytoczony emocjonalnie i ,,fabularnie" - tzn.: za tym aktem kryją się dziury fabularne, przy których wygląda on nieco dziwnie:


[Zamknij]
#5
Seriale, serialami a gusta gustami. Każdy z nas coś tam w TV czy na streamingu zawsze ogląda - czy to dla pasji, czy dla załatania dziur w swym ,,czasie wolnym po pracy". Warto zwrócić uwagę na segment seriali, jakim są produkcje anime. Dlatego też poniżej co nieco napiszę o "Attack on Titan", flagowemu współczesnemu przedstawicielowi japońskiej animacji.

Sezon trzeci "Attack on Titan" wyziera tak silną specyfiką w całej swej okazałości, że oglądającemu to anime ,,zakręconemu pozytywnie maniakowi i szajbusowi" przychodzi stwierdzić jedno: jest to serial zrealizowany w konwencji japońskiej animacji, który został intuicyjnie pomyślany i zaprojektowany dość ambitnie w perspektywie tego, co dał nam on do tej pory, i co ma on, nie patrząc się na mangę, jeszcze do zaproponowania.

Po dość długiej przerwie, około 2 lat, od obejrzenia ostatniego epizodu serii drugiej, fanowsko nazwanych przeze mnie ,,Tytanków", zasiadłem do watchingu serii trzeciej z pewną dozą zachowanej ostrożności. Obawiałem się, że, tak jak szły słuchy o zabarwianej intrygą polityczną, jakimiś wątkami społecznymi w warstwie fabularnej sezonu trzeciego ,,Tytanków", tak i sprawdzą się one, gdy zacznę oglądać tę serię, okazało się, że nie było wcale tak źle. Wręcz przeciwnie, bo anime to w starcie sezonu trzeciego, w pierwszych swych odcinkach okazało się niemożliwie wręcz zabarwione potężną i dynamiczną akcją, machinacjami sięgającymi szczytów władzy w tym świecie, odkrywaniem tajemnic powiązań pomiędzy poszczególnymi postaciami i, co najważniejsze, fabularnie zaowocowało pojawieniem się, nazwijmy to, w tym świecie ,,grupy do zadań specjalnych, a'la Gwardia Przyboczna Króla", z łotrzykiem, lekkoduchem i zawadiaką na czele, Kennym, którego dostaliśmy na początku sezonu ,,nagle, intensywnie i agresywnie"; to, co jemu i jego oddziałowi się potem przytrafiło, cóż, nie należało do najlżejszych ,,do przełknięcia" dla fana wiadomości.

Warto przy omawianiu trzeciego sezonu "Attack on Titan" (cz. 1 i 2; 12 i 10 odcinków) zwrócić uwagę na aspekty wizualne serii. Linia graficzna, tak charakterystyczna jako technika wizualizacji na pograniczu animacji trójwymiarowej - okazała się w odcinkach nr 1 i 2 sezonu trzeciego "Attack on Titan", niesamowita - i tak się ma do końca - w użyciu kreślenia porążającej szczegółowości skali dynamiki scen akcji (walki, ataki z zaskoczenia, np. oddziału Kenny'ego), gdy z jednego ujęcia przechodziliśmy szybko w drugie etc. To wszystko w swej szacie graficznej prezentowało się w trzecim sezonie ,,Tytanków" piekielnie dokładnie i, co najważniejsze, z zachowaniem kreacji ostrości przedmiotów, czy zjawisk przy szybkich bardzo dynamicznych przejściach ujęć.

Nie mam na co narzekać, tak bardzo poprawiono tu animację w stosunku do serii pierwszej i drugiej produkcji, że normalnie ,,cud, miód, malina"! Jedno nie daje mi jednak spokoju:
-
Spoiler
dlaczego ludzie-Tytani, jak Reiner, Bertholdt, chcą walczyć z mieszkańcami Murów, ścisnąć ich daleko poza ,,ścianą Marii"? W czym rzecz, co kilka tak silnych postaci tego typu ma do udowodnienia? Przede mną jeszcze kilka odcinków trzeciego sezonu, więc, kto wie ile odpowiedzi wśród tajemnic tego Unwiersum dostaniemy, a ile wciąż będzie się skrywało pod płaszczykiem niewiedzy... Kto wie?!
[Zamknij]
#6
Inne gry / Ogólna dyskusja
15 Grudzień 2020, 18:22:17

Przypomniawszy sobie o pewnej skromnej grze craftingowej, która podbiła serca graczy tak mocno jak "Wiedźmin 3", "The Last of Us: Part II", czyli "Stardew Valley" - że jest ktoś na tym forum tą grą (Jestem w paraliżującym wręcz szoku dowiedziawszy się, że Eric Barone - jedna, cholibka, ześwirowana na punkcie kodowania i projektowania gry osoba - sam stworzył tę grę. Bite 4 lata z hakiem pracy dzień w dzień w domowym zaciszu, nad klonem gry "Harvest Moon", który to przerósł swój pierwowzór. "Stardew Valley" poświęcono jeden niewielki rozdział w publikacji pt. "Krew, pot i piksele" Jasona Schreiera!), stwierdziłem, że chyba warto wydać te około 30 zł na "Stardew Valley", wydaną jako ,,port" na platformy z Systemem Android. Potem, jeśli się rozkręcę w wersji gry doświadczanej na moim 10-calowym tablecie, na pewno kupię ją na XSX, bo pewnie będzie po jakiejś aktualizacji systemu dostępna. I na koniec małe pytanko do grających w "Stardew Valley": czy występuje w jej mechanice rozgrywki forma multiplayera oraz tak zwanego handlu swoimi uprawami i hodowlami, jak w "Animal Crossing" na Nintendo Switch?

#7
Inne filmy i seriale / Harry Potter
15 Grudzień 2020, 18:11:04
Oglądając w domowym zaciszu, film pt. "Harry Potter i Zakon Feniksa", a miało to miejsce w tym samym dniu, w którym skończyłem czytać jego wybitny pierwowzór, nie raz podczas seansu dostawałem ciężkiej umysłowej apopleksji, nie z racji tego, że był to kiepsko zrealizowany film, a z dość oczywistego powodu: "Zakon Feniksa", jako kinowy specjał z gatunku fantastyczno-baśniowego,niestety, nie potrafił się odnaleźć w roli ekranizacji powieści J. K. Rowling o tym samym tytule.

Uszczuplono tu, spłaszczono całość fizycznej treści filmu w stosunku do książki tak bardzo, że szczęka opada aż do jądra planety bezpowrotnie! Wiem, brzmi to dziwnie, jednakże nie mogę inaczej opisać mojego zaskoczenia tą ubogą treścią potterowskich faktów, relacji i informacji obrazu Davida Yatesa. To raczej była mocna adaptacja niż przynajmniej dość dobra ,,ekranizacja". Cholibka, nie chce mi się mówić nawet o głównych sylwetkach w tym Uniwersum, które w tymże ,,poszatkowanym" filmie... no cóż, zlewały się z nicością, blakły, były jakby dość ograniczone w swej roli kosztem zwrócenia uwagi - przeniesienia części ciężaru narracji - na wątek Dolores Umbridge (ekspresja osobowości, jej rola w filmie: nowa ,,kukiełkowa" postać), Harry'ego Pottera i Syriusza Blacka. I chodzi rzecz jasna o ,,ubogie" główne sylwetki Rona, Hermiony, Hagrida i wielu innych postaci. Również w grę wchodzi zapomnienie twórców filmu o książkowych nader ważnych dla utworu wątkach: relacji wyprawy Hagrida do bodaj wioski Olbrzymów, która w książce była bardzo obszerna i barwna; o poprawnym przedstawieniu przesłuchania Pottera w Ministerstwie Magii, co w filmie przeinaczono i z lekka skrócono; o egzaminach, którymi były Sumy i Owutemy, i wyborach przyszłych specjalizacji uczniów Hogwardu w zawodzie (Harry chciał być w powieści aurorem, rozmawiał o tym z profesor McGonagall); o obecności świadomości Harry'ego w myślodsiewni ze wspomnieniami Snape'a; wreszcie o zakończeniu, które powinno być bardziej konkretne, emocjonalne, rozliczające to jakie były pewne osoby mieszkające przy Privet Drive 4- jak było to w powieści. Takich przykładów, jak niniejsze, mógłbym wymieniać i wymieniać dość długo, bo trochę niestety ich jest. Co ciekawe, film broni się jako niezależna od pierwowzoru kontynuacja wcześniejszych obrazów kinowych z tego Uniwersum, ale jako ekranizacja... cóż, nie jest już tak wesoło.

W powieści, jak i w niniejszym filmie, nieznany jest los ,,profesor" D. Umbridge. Co w takim razie, do ,,jasnej ciasnej" się z nią stało, zaraz po wydarzeniach ukazanych w książce, jak i tych wykreowanych w filmowej ,,ekranizacji".To, że była ona ,,prywatną płotką" Knota, to wiadomo; również wiadomo to, że za to, co powyczyniała w Hogwardzie czekał ją proces w Ministerstwie Magii. Ale, co było potem; co się takiego z nią działo? Azkaban?
#8
Inne filmy i seriale / Star Wars
05 Grudzień 2020, 22:12:59
"The Mandalorian", nie bez powodu uważany jest za jedną z najlepszych i najważniejszych rzeczy, które spotkały Unwiersum Gwiezdnych Wojen... Całe Uniwersum, wliczając w to Nowy i Stary Kanon, czy główny Kanon Filmowy (calutka Epizodowa Saga Skywalkerów), a także różne książki, komiksy wpisy danych internetowych itp. - czyli dosłownie wszystko, co zamyka się w obrębie tego, co nazywamy Gwiezdnymi Wojnami. Osobiście nie mam wyrażonego stanowiska w tej sprawie - czy słusznie jest tak uważać, czy też nie. Z jednej strony mamy genialną Klasyczną Trylogię, świetne "Przebudzenie Mocy", imponujące głębią rozumienia samej Mocy "The Last Jedi", barwne i mocno rozbudowane seriale animowane, bez których nie moglibyśmy poznać Ahsoki Tano i Thrawna, który, jak wiadomo, w "Star Wars: Rebels" po raz pierwszy pojawił się w jakimkolwiek tworze audiowizualnym z tegoż to Unwiersum! Z drugiej strony mamy taki oto oszlifowany diament, który to wyłonił się w materii Gwiezdnych Wojen w świetnej formie od razu, wraz z pierwszym odcinkiem. Chodzi rzecz jasna o serial "The Mandalorian", który jest swego rodzaju cudownym kuriozum dla gwiezdnowojennych realiów: łączy on styl i pasję w opowiadaniu starwarsowskich treści przez George'a Lucasa, gdzie mamy to charakterystyczne mityczne ,,zanurzenie się w czasie / naznaczenie, czy też nadgryzienie zębem czasu" świata przedstawionego (to tak mówiąc w skrócie), z tym powiewem nowości (aspekty technologiczne realizacji serialu na różnych etapach) oraz osadzeniem akcji wydarzeń na osi czasu Nowego Kanonu. Czy "The Mandalorian" w związku z tym ma wszystko to, co powinny mieć Gwiezdne Wojny? Pytanie to jest wielce trudne w kwestii udzielenia tej fanowskiej i szczerej odpowiedzi, ale i frapujące, także na pewno dzielące fandom Unwiersum na jakieś odłamy koncepcyjne etc.

A wracając do sedna realiów "The Mandalorian", przede mną "Rozdział 14" do oglądnięcia. Po poprzednim odcinku, do powiedzenia miałbym jeszcze tylko to: kreacja Ahsoki przeszła najśmielsze oczekiwania! To było coś grubo powyżej niesamowitości - tak odebrałem te 42 minuty odcinka "The Jedi". Baby Yoda skrywa w sobie, sądzę, wielką Moc. Liczyłbym na małe cameo Thrawna - chociaż kilka sekund w kadrze pod koniec tego sezonu. Może Rae Sloane, czy nawet Gallius Rax... Taa, marzenia ściętej głowy.
#9
Inne filmy i seriale / Star Wars
02 Grudzień 2020, 12:09:25
A nie zastanawialiście się, dlaczego Ahsoka w odcinku "The Jedi" The Mandalorian tak ,,ochoczo" wspominała o możliwym kontakcie z
Spoiler
Jedi na Tythonie? Jak wiemy Togrutanka - na ostatnie minuty epizodu "The Jedi"- przekazała Dinowi Djarinowi, to, aby po przybyciu na planetę Tython (moim zdaniem najważniejsza w dziejach całego Uniwersum planeta dla Jedi; powieść "Star Wars Świt Jedi: W nicość") udali się do jednej z pierwszych świątyń Jedi, która tam się znajduje. Po dotarciu na miejsce Mando miałby posadzić Grogu na Kamieniu Wizji leżącym na szczycie góry, na której znajduje się starożytna budowla Jedi. Wtedy gdy Bąbelek, po medytacji w Mocy z Mocą by się zjednoczył, istniała by szansa wysłania fluktuacji w Mocy i odnalezienia go przez jakiegoś Jedi. A kim byłby ten Jedi, Ahsoka nie miała pojęcia , gdyż jak sama podkreślała ,,nie zostało ich wielu" (tak, te słowa padły z jej ust). Tak specyficzne zwieńczenie odcinka zmienia nie tylko zaangażowanie w całości serialu postaci Ahsoki, która, gdy kiedyś w "The Mandalorian" się jeszcze pojawi, to raczej będzie musiała zająć się poszukiwaniem Wielkiego Admirała Thrawna, ale i wiele mówi o przyszłości Grogu, oraz o tym, jak mógłby być on przedstawiany w dalszej części sezonu serialu: znów słodko, niewinnie, głupkowato, czy poważnie, co mogłoby oznaczać, że Mando nabrałby do ,,dziecka" nieco większego dystansu. Sam sezon do końca swej emisji, sądzę, ma dużą szansę na nabranie dość poważnego wydźwięku, tylko po to aby przedstawić takie treści, przez które opadnie nam szczęka z zawiasów, którą najzwyczajniej trzeba będzie zbierać z podłogi.
[Zamknij]

P.S. Na koniec dodam jedynie coś takiego w kwestii ,,super tajemniczego, wbitego w fanowskie neurony gwoździa informacyjnego", którym było ujawnienie nieco z przeszłości dziecka. Otóż
Spoiler
Bąbelka ze Świątyni na Tythonie mógłby zabrać Kanan Jarrus, wtedy gdy był młodzikiem - jednak nie brzmi to dość rozsądnie. Również szansę na tę rolę mieliby: Wielki Mistrz Yoda, Mace Windu, a nawet i Cal Kestis. W każdym bądź razie ten ktoś, kto pomógł Baby Yodzie znaleźć się tam gdzie jest obecnie, sądzę, na pewno pojawi się w delikatnym cameo w którymś z epizodów tego sezonu: albo mignie nam w krótkim ujęciu, albo pojawi się w kadrze - na moment w retrospekcji, albo zostanie wspomniany przez ,,jakąś Starszą" mieszkającą na Tythonie. Kto wie, kto wie...
[Zamknij]
#10
Inne filmy i seriale / Star Wars
30 Listopad 2020, 20:40:07
Będąc świeżutko po obejrzeniu odcinka "The Jedi" - piątego epizodu drugiego sezonu serialu, który ,,klepnął" mną niemiłosiernie -  nie ma to tamto, jestem w absolutnym zalewie pozytywnych wibracji i odczuć po obejrzeniu tych ekstazogennych, geekowskich 42 minut. To było iście fantastyczne doznanie. Ahsoka Tano - ta jej prezencja, styl, charyzma... cóż tu dużo mówić, wypisz wymaluj wprost z "The Clone Wars". Mało tego, gdy gdzieś w drugiej połowie czasu trwania odcinka usłyszałem z jej ust o tym, co stało się (a może było na długo, długo wcześniej) jej główną misją jako osoby, i jako strażniczki Jedi - jaki jest powód obecności Ahsoki na Calodan, a było to
Spoiler
poszukiwanie Wielkiego Admirała Thrawna, wtem szczęka z zawiasów mi opadła, a neurony momentalnie spaliły się na wiór. Oh, Mein Gott! Incredible! Marvelous! Oznacza to, że niebieskoskóry Chiss żyje, że przetrwał on to ,,nagłe" zniknięcie wraz z Ezrą Bridgerem, które jeśli się nie mylę miało miejsce w ostatnim odcinku serialu "Star Wars: Rebels". Zatem pytań ciąg dalszy: czy Togrutanka może próbować odnaleźć również Ezrę, czy zapyta się ,,kogoś" o to, gdzie on przebywa? Czyżby czekało nas małe, choćby na ociupinkę cameo postaci Wielkiego Admirała Thrawna? Cholibka! Hype i geekspazmy osiągnięte do maksimum. Ocena odcinka z mojej strony zyskuje piękną i soczystą 10/10, a nawet i więcej!
[Zamknij]

P.S. I byłbym zapomniał, poznaliśmy imię ,,Bąbelka", którego może i nie powinniśmy tak nazywać, czy określać Baby Yodą, ale i tak pewnie to będziemy robić. To imię brzmi
Spoiler
,,Grogu" - dość zwięźle, dosadnie, trochę grungeowo, albo tak, jak imię jakiejś postaci z gry video "Gothic". Pewnie jakiś procent fanów "The Mandalorian" i popkultury w ogóle porównywać będzie imię Dziecka do ,,grogu", jako sławny niegdyś napój alkoholowy. ;)
[Zamknij]

A teraz jeszcze słów kilka na temat występu Ahsoki Tano w s02e05 "The Mandalorian" oraz pewnych odważnych odwołań do dziedzictwa kinematografii:

Występ Ahsoki Tano, mówiąc zwięźle i otwarcie, był bardzo udany, momentami błyskotliwy, intuicyjny (tak, to była ta Ahsoka, której oczekiwaliśmy) i genialny! Cały ten epizod, w ogól był fantastyczny! Ile było w nim atmosfery prawdziwego męstwa, heroizmu, a ile nawiązań; to było bardzo specyficzne. Filoni, co warto podkreślić, w tych 42-minutach nawiązał do twórczości Kurosawy: nasi bohaterowie, i Ahsoka, i Mando, byli jak renegaci, jak najprawdziwsi Samurajowie, niczym nader mocno zdeterminowani szaleńcy mierzący się z potężnym Goliatem. Nawiązując do waszych powyższych wypowiedzi, w odcinku tym nie widziałem niczego, co miałoby popsuć moje wrażenie i wyobrażenie sylwetki Ahsoki Tano z "Star Wars: The Clone Wars", czy z późniejszych etapów emisji "Rebels". Oglądając "The Jedi" cieszyłem się jak hiper-klasyczny geek, który dostał do ręki swoją ulubioną zabawkę, której nie chciał potem puścić. Odcinek o zjawisku fenomenu...!

(Zdjęcie pochodzi z profilu youtube'owego Radioactive TV)




#11
Inne filmy i seriale / Star Wars
17 Listopad 2020, 19:21:47
Cytat: Shadow of the Bat w 14 Listopad  2020, 13:45:59Hej jesteśmy już po trzecim odcinku który w moim odczuciu był rewelacyjny. Fantastyczny powrót do formy po nieco słabszym w moim odczuciu drugim odcinku. Wracamy do walk z imperialnymi, zobaczymy nowych i starych Mandalorian, dowiadujemy się nieco więcej o klanie Din Jarrina.

Na stronie internetowej ,,starwars.pl", w dziale recenzji, recenzujący trzeci epizod drugiego sezonu
"The Mandalorian", sądzę, najtrafniej podsumował to, jakiej natury jest i jaki charakter przybiera powoli
ten serial, pisząc: ,,(...).Co nie zmienia faktu, że Mando po raz kolejny bardzo umiejętnie podszywa się pod bohatera komputerowej przygodówki, a nie serialu. Wszystko tutaj idzie jak po sznurku, a Din Djarin nie ma właściwie możliwości zboczyć z wytyczonej mu ścieżki. Możemy też być pewni, że co odcinek na życie tytułowego bohatera dybać będzie przynajmniej jeden random encounter, a jeśli ktoś będzie skłonny mu pomóc, to wcześniej wykonać trzeba będzie questa".

A'propos Ahsoki, na jej występ w "The Mandalorian" czekam z graniczną, ledwo co utrzymywaną cierpliwością; trzymam kciuki za ,,smarka" - togrutańską padawankę, a tak właściwie... to dalej padawankę, albo wciąż adepta Jedi, a nie jakiegoś Mistrza czy Rycerza, skoro Ahsoka - jak wiemy patrząc na ,,animowany" i książkowo-,komiksowy Nowy Kanon - porzuciła Zakon Jedi, przyjmując tym samym ciężar obowiązku ,,Strażnika Jedi". W przypadku tej postaci geekowsko intrygujące jest to, że wspomniała ją akurat elitarna Mandalorianka, Bo-Katan. Tylko ile tej Ahsoki będzie? Oby nie pojawiła się ona w ostatnich minutach finału drugiego sezonu produkcji; oby z jej postacią nie związany był w tym epizodzie jakiś mega zwrot akcji, co mogłoby sugerować, że Ahsoka zajęłaby stałe miejsce w obsadzie trzeciego sezonu! A skoro jesteśmy przy trzecim sezonie "The Mandalorian". zobaczyłbym w nim Norrę Wexley i Galliusa Raxa - postacie, które w Nowym Kanonie  powieśćiowym Star Wars już zaistniały: w Trylogii "Koniec i Początek" Chucka Wendiga. Teoretycznie pasowałyby one do wydarzeń na Osi Czasu serialu! To by było coś!
#12
Inne filmy i seriale / Ostatnio ogladalem...
13 Listopad 2020, 15:58:10
"The New Mutants (2020)" to film niezwykły, dziki i nieokrzesany, nawet jak dla kinowych adaptacji Unwiersum Marvela przystało. To projekt na tyle specyficzny, na tyle samodzielny, że po wczorajszym seansie jego treści (kadrowanie obrazu, jak dla mnie było tu idealne, stosunek krawędzi ekranu: 16:9, albo prawie 16:9; przynajmniej nie było tych irytujących czarnych pasków u dołu i górze ekranu, albo były one niewidoczne) porównałbym go do dzieła filmowego w stylu ,,indie horror sci-fi". Po obejrzeniu "The New Mutants" jedynie mogę powiedzieć, że jestem ,,w opór" usatysfakcjonowany tym, co w całych jego ramach ujrzałem: od fantastyczno-mrocznych rodem z ,,chorej baśni" i horroru Silent Hill kreacji ,,psjonicznych stworów" z efektów wizualnych, po prostą, ale mającą w sobie to ,,młodzieżowe rozdarcie emocjonalne i niepewność" grę aktorską. Co ciekawe, i idzie to na plus temu obrazowi, nawiązania do Unwiersum Marvela są tu nienachalne, dość luźne. Widać, że Josh Boone, Knate Lee ,,bawią się" formą, rodzajem adaptacji historii młodych mutantów z marvelowskiej rzeczywistości. Pchania na siłę treści z narracji obrazkowych ,,domu pomysłów" Stana Lee produkcji tej nie trzeba było, i tak zresztą się stało; twórcom obrazu wyszło to na rękę. O mutantach, w filmie grupa młodych uzdolnionych z ośrodka mówi,  tak jakby znali ich i akceptowali, jakby to coś istniało, ale za bardzo ich to nie dotyczyło, bo nie mają oni z nimi styczności. Mutanci dla głównych postaci filmu są jak legenda o Mocy w Unwiersum Gwiezdnych Wojen, np. w "Nowej Nadziei", czy wtedy, gdy Galaktyka była świeżo po ,,czystce Jedi". Z mojej perspektywy stawiam filmowi "The New Mutants" ocenę o wartości: 8/10.

P.S. Jeśli "The New Mutants" ukaże się na płycie Blu-Ray w formie zapisu obrazu i dźwięku 4K, z polskim lektorem czy napisami, nie ma to tamto, na pewno takie wydanie filmu kupię. Szkoda samej premiery filmu w kinach. Tyle, mówiąc brzydko, niepotrzebnego bólu dupy wylało się na tę produkcję; tyle wokół "The New Mutants" było zamieszania, na każdym etapie realizacji produkcji, że tytuł ten miał chyba pecha.
#13
Inne filmy i seriale / Star Wars
10 Listopad 2020, 09:58:01
"Star Wars: The Mandalorian", chapter 9:

Był to odcinek, któremu postawiłbym chyba pomnik ze złota, a jego twórcom fanowskie kapliczki ku ich czci wystawił. Po pierwsze, Baby Yoda, owszem jest słodki. Jako malutki zielonkawy gnomik, z którego wylewa się potęga słodyczy kruszącej najsurowsze, najbardziej oporne serca z kamienia, ma on swą określoną rolę w tym serialu. Jest słodki i zawsze taki będzie... po wsze czasy. Ale to jedno. Zresztą na tym polega zadanie ,,bąbelka". Na moment do dziewiątego rozdziału tej niezwykłej gwiezdnowojennej opowieści włącznie, ,,bąbelek" oprócz uroku osobistego jest jedynie bardzo potężny w Mocy, naturalnie się z nią scalający (i to jest piękne; widząc malucha tak wrażliwego na Moc zapomniałem o midichlorianach; połączyłem się mentalnie z głęboką filozofią Mocy "The Last Jedi" R. Johnsona), z Mocą stanowiący jedność, i co jest najpiękniejsze: ,,bąbelek" za bardzo nie wie co się wokół niego dzieje. I mimo to, tyle w Mocy potrafi zrobić. I nikt nie powiedział, że miałby on mieć koniecznie te 50 lat; że wywodzi się wprost z linii gatunku istot, do których należał mistrz Yoda. A może ,,bąbelek" jest jego dzieckiem albo kimś mu bliskim, jakaś hybrydą, owocem ,,zakazanych badań Sidiousa" nad midichlorianami, które kontynuowałby po mistrzu Plagueisie. W każdym bądź razie malec odgrywa w "The Mandalorian" rolę MacGuffina, pchając fabułę do przodu, skupiając wokół siebie liczne wątki poboczne produkcji. Stał on się dla niej tak istotny, że nawet paradoksalnie nie zdajemy sobie z tego sprawy. Z połączenia jego więzi z Mando wypłynie coś bardzo ważnego. Dla naszego bohatera jest on ,,znajdą", kimś na tyle ważnym, że dotykającym głęboko jego powiązania z kulturą Mando - tym kim jest, co o nim ona stanowi. Baby Yoda i Mandalorianin są ze sobą związani na zawsze, aż do końca serialu. A sam odcinek - The Marshal - to było coś dużo więcej niż tylko mrugnięcie oka w kierunku fanów, szczególnie nerdów Klasycznej Trylogii. Dostaliśmy fenomenalną opowieść, w której byli obecni: bezkompromisowi, jak zwykle, Jawowie, również Tuskenowie w takiej ilości (Klasyczna Trylogia filmów, powieść "Kenobi", Epizod II i III, przy serialowej realizacji historii Tuskenów wymiękają!), dającej nam olbrzymią masę informacji o ich kulturze, języku, obyczajach. A na końcu mamy najlepsze: smok kryat - jego cała szeroka wizualizacja w epizodzie, wraz z wątkiem rozpisanym w tym odcinku - przeszły najśmielsze oczekiwania, jak na serial przystało. Technologia ,,StageCraft" zastosowana podczas tworzenia świata przedstawionego w "The Mandalorian" zaciera coraz bardziej granicę między fikcją a rzeczywistością. To najbardziej przełomowy technologicznie serial z ostatniej dekady.

"The Marshal" z całym szacunkiem i fanowskim zacięciem do gwiezdnowojennego Unwiersum, oceniam na: 10/10... Rewelacja, perła, diament! Ha!
#14
Inne filmy i seriale / Star Wars
04 Listopad 2020, 11:00:15
Cytat: Juby w 04 Listopad  2020, 10:12:18O ile TFA dałem szansę kolejne dwa razy i kiedyś mogę powtórzyć po raz trzeci, tak Ostatniego Jedi i Skywalkera kropka Odrodzenie widziałem tylko raz i wystarczy. Te filmy idealnie obrazują, jaki Disney miał plan na nową trylogię - odp. żadnego.

J.J. Abrams, jako współautor scenariusza do "Star Wars: Episode IX. The Rise of Skywalker", sądzę, że współtworzył ten scenariusz... na kolanie. Jest to film niezwykły, piszący nowy ,,rozdział" jak i ,,finał" dla Sagi Gwiezdnych Wojen. Niezwykły, bo - z mojej perspektywy - jest to gwiezdnowojenny epizod filmowy niedający się inaczej ocenić jak tylko: 10/10. A dlaczego? To obraz nie najgorszy, tak aby ocenić go jako na coś, co byłoby mega mierne. Nie jest też doskonały, ani ponadprzeciętny. To dzieło momentami kuriozalne - typu ,,że co?"; momentami jednak będące zachwycające swym mrokiem, niebywałą dynamiką przedstawianych wydarzeń, płynnością efektów wizualizacyjnych całej gamy. Po prostu, nie mogę poddać "The Rise of Skywalker" innej krytyce niż ocenie: 10/10. I czekam, jak tylko "Disney" zdecyduje się, aby realizować w Polsce wydania płytowe 4K Blu-Ray swych filmów w polskiej wersji językowej: dubbing, lektor i napisy. Wtedy też na pewno kupię ów Epizod w najwyższej jakości obrazu i dźwięku... ;) 

#15
Inne filmy i seriale / Star Wars
03 Listopad 2020, 21:02:54
Na początku tego posta dodam małe ,,ale": gusta pozostają gustami, w końcu jesteśmy tylko ludźmi. Oto moja wyjątkowa lista ,,ukochanej jedenastki filmów z Uniwersum Star Wars" (oprócz animacji z 2008 roku), które bardzo, ale to bardzo sobie cenię. Każdy z tych kinowych obrazów jest wyjątkowy; nawet dla mnie miejsca tych filmów na tej liście są nie do końca ,,ostateczne", są kontrowersyjne i niejasne. Powiedzmy, że takowe uporządkowanie ma swą finalną formę jedynie w 70%. Być może z każdym kolejnym seansem, któregoś z tytułów w zestawieniu, tytuł ten z mojej perspektywy będzie bardziej dojrzale odbierany, zatem jego miejsce na gwiezdnowojennej liście może ulec zmianie.


Mały update do oceny/opinii "The Mandalorian"; odcinki 2-4 pierwszego sezonu:

Czwarty epizod pierwszego sezonu "The Mandalorian" za mną. Na podstawie tego co dała mi, jako zaangażowanemu w Gwiezdne Wojny sympatykowi i geekowi, ta produkcja, powiem tylko jedno: Disneyowskie Star Wars zrobiło coś wielkiego! Coś tak fenomenalnie dobrego i majestatycznego, i to od czasów "The Last Jedi", że aż można by się za głowę złapać: ,,dlaczemu" sztab twórców "The Mandalorian" nie pracował nad kinowym Epizodem IX Star Wars?

Rozdział IV serialu postawił sprawę jasno i czytelnie: "The Mandalorian" został stworzony na potrzeby widza w całym spektrum wieku, i o całym spektrum zainteresowań, co oznacza, że dzieło to trafia do dzieciaka, młodzieży i dorosłych nerdów wychowanych na klasycznej Trylogii czy gwiezdnowojennej świeżości z Nowego Kanonu, i tych, którzy chcą doświadczyć czegoś spod znaku marki Star Wars, nie znając zupełnie tego świata, a oglądając tylko ostatnie filmy Abramsa i Johnsona. Nasz "Mando" nie ma serca z kamienia; to postać, która powinna spodobać się średniemu typowi widza, czyli każdemu: nieprzenikniony, odważny, tajemniczy, wolny duch i ktoś komu zależy na innych, ale nie podejmuje on żadnych relacji i związków z innymi, aby nie narazić na cierpienie i straty swych bliskich... Przywiązanie do credo swej ,,małej ojczyzny", mądrość, skupienie, spokój... Taki jest tytułowy bohater... ,,Tak każe obyczaj". A Yoda, jak ów epizod czwarty pokazał, to taki specyficzny malec, o słodyczy swego ciałka, swego całego Ja o sile do potęgi entej i entej i entej. Ach, jak on trzymał ten swój kubeczek i siorbał delikatnie tą swoją zupkę czy cokolwiek to było. Po prostu miękło serce od tego, smutki odlatywały na bok, gdzieś twardość ludzkiego charakteru topiła się odsłaniając ludzkie emocje; od razu wpadało się w jakąś mantrę bujania w obłokach! I wcale nie było tak, że Baby Yody mieliśmy do tej pory (połowa pierwszej serii "The Mandalorian" za mną) za dużo. Kreacja ,,zielonkawego gnomika" została rozpisana intuicyjnie, prawidłowo, także nienachalnie. Soczysta 10 w dziesięciostopniowej skali oceny, dla odcinka nr 4 "The Mandalorian".