Aktualności:

"Batman: Ziemia Niczyja. Walka o Gotham. Tom 3" w sprzedaży od 29 maja.

Menu główne

Nasze recenzje komiksów z Batmanem

Zaczęty przez Juby, 19 Lipiec 2009, 22:01:54

Rado

Też kupiłem niedawno trójkę, bo mi brakowała do kolekcji. Jeszcze nie czytałem, ale się przymierzam. Jeśli chodzi o część pierwszą, to mam jakieś stare amerykańskie wydanie, w którym na końcu jest galeria artworków różnych artystów m.in. Tima Sale'a czy Mike'a Mignoli. Nagrałem filmik telefonem, powiedz mi jak tu wrzucić na forum, to wrzucę.


Juby

Cytat: Rado w 15 Październik  2021, 14:55:03Nagrałem filmik telefonem, powiedz mi jak tu wrzucić na forum, to wrzucę.
Nie mam pojęcia. ;D Nigdy nie wrzucałem nagrań na forum, chyba musisz mieć konto na vimeo i podesłać link, albo wrzucić to na jakiegoś zippyshare, czy coś.

A komiksy kupiłem na OLX od jednego Pana w bardzo atrakcyjnej cenie (trzecia część w bdb stanie, pierwsza w średnim) po rozmowie z tobą na temat powodów, przez które wydania zbiorczego wszystkich trzech części w DC Deluxe się nie doczekamy. Szkoda, ale jeśli jednak uda im się to kiedyś wydać, kupię raz jeszcze, bo stare liternictwo (szczególnie w części pierwszej) od TM-Semic nie pomagało w czytaniu.

Rado

Wrzuciłem na wetransfer. Przez ileś tam dni pod tym linkiem można pobrać filmik.

https://we.tl/t-RTeDhoImSO

Juby

Obejrzałem, dzięki. Tym bardziej marzy mi się wydanie zbiorcze z masą dodatków, m.in. zbiorem okładek zeszytowych i alternatywnych. Może za kilka lat się doczekam.

Juby

Jadę dalej z czytaniem Batmana w chronologii, którą sam kiedyś zaproponowałem. Był Rok Pierwszy (i Wizerunki, bo wciąż nie udało mi się zdobyć żadnego polskiego wydania Człowieka, który się śmieje), a teraz znalazłem dwa wolne wieczory na jego bezpośrednią kontynuację.



Znakomita rzecz! Przeczytałem drugi raz i podobała mi się jeszcze bardziej. Matt Wagner rozumie i czuje postać Batmana jak mało kto. Jego Człowiek-nietoperz (i Bruce Wayne!) wygląda, myśli, zachowuje się i działa dokładnie tak, jak wyobrażam sobie definitywną wersję tej postaci. Obie historie zawarte w tym albumie są świetnie napisane, dojrzałe, klimatyczne, idealnie wyważone pod względem Batmana-detektywa i Batmana-akcyjniaka, plus pokazują jego starcia z mniej znanymi przeciwnikami (czemu Strange jeszcze nigdy nie pojawił się w żadnym filmie?). Wagner pamiętał i o Złotej Erze komiksów, i o genezie wg Franka Millera, i o innej nieoficjalnej kontynuacji tego klasyka, czyli o Długim Halloween. Postać jednej z pierwszych kobiet Bruce'a Wayne'a (Julie Medison) i stracie z Profesorem Hugonem to świetna reinterpretacja przygód Bat-Mana z końca lat 30-tych i lat 40-tych, a ilość odniesień do Year One i późniejszych przygód Mrocznego Rycerza jest tak doskonała, że nawet przez chwilę nie czułem, aby ten album nie wpasowuje się w wydarzenia bohaterów, których losy śledzę.

Jeśli miałbym się czegoś przyczepić to nierównych prac Matta Wagnera (niektóre rysunki są świetne, inne aż przesadnie karykaturalne) i zakończenia kopiującego Year One (wymieniłbym zapowiedź kolejnego spotkania z Jokerem na kogoś innego, chociażby na Catwoman, która zalicza gościnny występ na początku historii o Mnichu). Niemniej, polecam.


Rado

Oj tak, dla mnie również komiks wpisuje się idealnie w to, w jaki sposób widzę Batmana. Z marszu ta historia stała się jedną z moich naprawdę ulubionych, polecałem ją już dość dawno na forum i to ze dwa razy. Te sceny, gdzie np. walczy pierwszy raz z monstrami w ich siedliszczu albo jak walczy z wilkami i wpada w pułapkę - majstersztyk.

Tylko te polskie tytuły nieco drażnią, nie są zbyt dosłownie przetłumaczone czasem? Po angielsku fajnie brzmi ta podwójna litera "M". Może coś w stylu "Batman i Morderczy Mnich" brzmiałoby lepiej?

Juby

Cytat: Rado w 27 Październik  2021, 10:34:48Z marszu ta historia stała się jedną z moich naprawdę ulubionych, polecałem ją już dość dawno na forum i to ze dwa razy
Pamiętam, pisałeś o tym dwukrotnie w temacie o ulubionych komiksach z Batmanem. Chyba nigdy się w nim nie wypowiedziałem, a trochę już przeczytałem, więc miałbym z czego wybierać. Jak skończę kilka albumów, które w tej chwili czekają w kolejce to w listopadzie ułożę swój osobisty Top10. ;)

Juby

#382
Za mną ponad tydzień intensywnego czytania. Recenzję Długiego Halloween już pisałem na forum i chyba nie mam nic do dodania. To samo przy Mrocznym zwycięstwie, ew. to, że kilka jego elementów podobało mi się bardziej niż za pierwszym razem (wprowadzenie i rola Robina, story-arc Batmana), a inne jeszcze bardziej podkreśliły czemu sequel nie dorównał poprzednikowi (przesyt wątków i postaci skutkujący finałem rozegranym za szybko, w którym ostatni antagonista zmienia się o jeden raz za dużo). Niemniej, zwłaszcza w okresie Halloweenowym świetnie było do obu wrócić. A po Dark Victory w końcu sięgnąłem po...



Catwoman: Rzymskie wakacje. To historia uzupełniająca, przybliżająca co Selina Kyle porabiała podczas swojej sześciomiesięcznej nieobecności w Gotham w trakcie wydarzeń z Mrocznego zwycięstwa. Krótko: komiks jest znakomity! Uwielbiam taką Kobietę-Kot - pewną siebie, seksowną jak diabli i nie dającą sobie w kaszę dmuchać nawet silniejszym od siebie. Choć zmieniono gatunek względem poprzednich części (to już nie kryminał noir) fabuła ponownie udanie łączy akcje z odkrywaną tajemnicą, a Loeb znowu konsekwentnie pisze historię jednej postaci i jednocześnie udanie wplątuje w nią całą galerię łotrów ze świata Batmana (nawet jeśli tym razem nie bezpośrednio w kilku przypadkach). Tim Sale stworzył fantastyczne ilustracje, ale tym razem MVP nie jest nikt z tego duetu, a odpowiedzialny za kolory Dave Stewart. Dzięki ręcznemu malowaniu tuszem(!) prace Sale'a wyglądają lepiej niż kiedykolwiek, bogatsze w szczegóły, mroczniejsze, doroślejsze. Ubóstwiam szczególnie wszystkie plansze na dwie strony (charakterystyczne dla Sale'a), jak ucieczka Catwoman przed psami Dona Verinni, czy finałowe starcie:



Nie żałuję sporej sumki, którą zapłaciłem za ten album. Jedyne co mnie w nim nie przekonało to kilka drobnych nieścisłości względem Dark Victory, jak brak wzmianki o szukaniu ortopedy Sofii Gigante, co Selina miała przecież robić właśnie podczas swojego pobytu we Włoszech.



Do kompletu przed weekendem zaliczyłem również 48-stronicowe Batman: The Long Halloween Special. Choć nie lubię czytać komiksów na monitorze, uznałem że najpierw sprawdzę wersję online, aby się przekonać czy komiks jest wart kupienia fizycznie. Werdykt: nie jest.



Spodziewałem się tak zwanego spin-offu Długiego Halloween, jakiegoś wątku uzupełniającego, być może opowiedzianego z perspektywy innej postaci niż Batman, a otrzymałem bezpośredni sequel Mrocznego zwycięstwa, który - mimo że minęły lata - wciąż kurczowo trzyma się swoich dwóch starszych braci i nie oferuje nic ciekawego od siebie. Znowu Harvey, znowu Gilda, Znowu Calendar Man. Ileż można? Ani razu nie poczułem, że to historia której mi brakowało, że to epilog warty opowiedzenia, że dzięki temu zeszytowi seria duetu Leob-Sale jest pełniejsza. To tylko niepotrzebna kontynuacja - krótka, bezbolesna, nie wtryniająca się z butami w fabułę tamtych klasyków, ale - no właśnie - po co? Liczyłem, że panowie wrócili do tego świata, bo mieli w tym jakiś inny cel, a nie jedynie dla odcinania kuponów. :-\

Tim Sale wciąż ma swój charakterystyczny styl, ale jego najnowsze rysunki wypadają prosto, trochę jak z książeczki dla dzieci, i nie mogę sobie przypomnieć żadnego kadru godnego zapamiętania. Ot, poprawna robota. Na plus całości na pewno zaliczyłbym humor i gościnny występ Barbary Gordon (tylko czemu jest tu siostrzenicą Jamesa, a nie jego córką?).



No i ostatni nabytek.



Jak na takiego klasyka, Gotham w świetle lamp gazowych było dla mnie tylko "okay". Nie wiem z czego to wynika, może dlatego, że wcześniej widziałem jego animowaną adaptację, która bardziej mi się podobała? Komiks ma niezły klimacik, ciekawe alternatywne przedstawienie początków Mrocznego Rycerza i mroczne ilustracje Mike'a Mignoli. Jednak sam finałowy twist wydał mi się oczywisty od samego początku, a końcówka, w której policja niby ma jakieś dowody, dzięki którym mogą uniewinnić Wayne'a wydała mi się grubymi nićmi szyta.

Co innego Pan Przyszłości, czyli druga połowa albumu. Kontynuacja podobała mi się o wiele bardziej. Historia o tym, czemu Bruce decyduje się pozostać Batmanem jest o wiele ciekawsza od kolejnych początków jego działalności jako Zamaskowany Krzyżowiec, prace Eduardo Barreto (od razu wyłapałem, z którego numeru TM-Semic go znam ;)) zrobiły na mnie o wiele lepsze wrażenie od tych twórcy Hellboya, a finałowego twistu, kto zatrudnił Leroia do zniszczenia Gotham, w ogóle nie przewidziałem. Do tego fajna rola Julie Medison oraz ostatnia scena z udziałem jej i Bruce'a. Bardzo pozytywne zaskoczenie.

Wydanie NOIR czytało się dobrze (zwłaszcza, że nie jest tak grube, jak dwa tomy Black & White), ale jestem fanem kolorów i nie jara mnie ten powiększony format, więc trochę żałuję, że nie wydano tych komiksów w cyklu DC Deluxe.

- w kolorze mogłoby być więcej!

Rado

Tak, Eduardo Baretto z "Video Ohydy" daje radę chyba jeszcze bardziej niż tutaj. "Master of the Future" ma w sumie fajne kolory. Sporo tam otwartych przestrzeni, a w wersji czarnobiałej nie czuć tego tak dobrze i np. ten splash page z widokiem z góry wygląda nieco biedniej w wersji black & white.

Halloween Special jeszcze przede mną.

Johnny Napalm

#384
Eduardo Barreto z "Video Ohydy"  ;)  od razu mi przypadł do gustu w tej historii. Ale styl rysunku rzeczywiście ma bardzo linearny, więc brak kolorów odbiera dużo wrażeń wzrokowych w jego pracach. W komiksie, wydanym w Polsce w 1991 roku, narysował Brusa bliskiego ideałowi jak dla mnie. W sumie proroczo jego Wayne wyglądał prawie jak Christian Bale.

Co do recenzji Jubego, to kurde jest niezła, skoro na bardzo bardzo serio rozważam, po jej przeczytaniu, zakup "Rzymskich wakacji". Już poprzednia recenzja prawie mnie do tego skłoniła, ale jednak kreska Wagnera tu przeważyła sprawę i chyba jednak tego albumu nie kupię.
THE EARTH WITHOUT ART IS JUST EHh...

Juby

#385
@Johnny, polecam kupić oba. ;) Nawet jeśli preferujesz kreskę Wagnera, Rzymskie wakacje niczym nie ustępują Świtowi mrocznego księżyca, to równie dobry komiks. Problem tylko z jego dostępnością i rozsądną ceną.




Nowa granica to już kultowe dzieło napisane i narysowane przez Darwyna Cooke'a, opowiadające alternatywną wersję wydarzeń świata DC lat 40-50-tych, aż do pierwszego pojawienia się Amerykańskiej Ligi Sprawiedliwości. Nigdy nie miałem parcia na kupno tego komiksu, co pewnie miało związek z tym, że w 2008 roku obejrzałem jego animowaną adaptację, która średnio mi się podobała. Nadarzyła się jednak okazja wymiany za jeden album, który mi się nie spodobał + mocno go polecano w podcaście na kanale BatCave, więc uznałem że poświęcę na niego trzy wieczory. Nie żałuję, bo to absolutnie świetne wydanie bardzo dobrego komiksu. Rysunki Cooke'a są super: prościutkie, łączą w sobie coś z seriali animowanych lat 90-tych i krótkometrażowych filmów z Supermanem z początku lat 40-tych. Układ paneli konsekwentnie prezentowany na większości stron sprawia, że czyta się go bardzo szybko i przyjemnie - zupełnie się nie dziwię, że wybrano akurat tę powieść graficzną na pierwszą animację DC Universe. Od strony scenariusza też nie mam nic większego do zarzucenia, aczkolwiek preferuję historie bardziej skupione na bohaterach i ich relacjach, a nie samym wydarzeniu i budowaniu napięcia przed nadciągającym kataklizmem (tutaj rozbudowani są w zasadzie tylko Marsjanin i Hal Jordan).

Album DC Deluxe prezentuje się wspaniale. Jak na tyle stron (aż 520) jest smukły i lekki, bo wykorzystano przy nim cieńszy, lekko żółty papier, który miał imitować taki, na jakim wydawano komiksy z tamtych czasów (tylko porządniejszy i gładszy, nie offset). Szukałem info jaki to rodzaj papieru, ale nic nie znalazłem (tylko opis na BatCave wg którego to kreda - raczej nie). Poza komiksem zawarto tu również ponad sto stron materiałów dodatkowych, w tym trzy historie wzbogacające stworzone w okolicach premiery filmu animowanego. Zostało mi do przejrzenia jeszcze kilka stron przypisów, ale już teraz mogę stwierdzić, że to jedno z lepszych wydań od Egmont, jakie miałem w swoich rękach.

Na koniec dodam, że rola Batmana jest tu stosunkowo niewielka, ale bardzo udana!





Długo się za niego zbierałem, chyba dlatego że nie jestem fanem realistycznych malunków Lee Bermejo i mam przesyt tytułowej postaci. Początek wszedł mi ciężko, ale im dalej w las, tym lepiej. Super pomysł z przedstawianiem prawie wszystkich wydarzeń z perspektywy nowego członka gangu Jokera, a także na realistyczną konwencję, w jakiej całość jest osadzona. Prace Bermejo, zwłaszcza te rysowane i kolorowane tuszem, robią dobrą robotę i nadają całości odpowiedni klimat, a układ paneli nieraz zrobił na mnie duże wrażenie (kraksa auta!). Największym plusem komiksu jest tytułowy Joker - nie wiem czy kiedykolwiek wcześniej tak dobrze ukazano jego szaleństwo, okrucieństwo, obłęd i działania w Gotham. Takiego Jokera uwielbiam(!), nie self-pity Jokera z filmu Todda Phillipsa.

Finał troszkę mnie rozczarował, bo miałem wrażenie że widziałem podobne zakończenie kilkukrotnie. Nie wiem też, czy nie wolałbym, aby Batman zwyczajnie się tu nie pojawił. Całość mogła opowiadać wyłącznie o chorym półświatku Gotham, co konsekwentnie przez jakieś 3/4 komiksu robiła. Niemniej, mocna rzecz, cieszę się że w końcu ją nadrobiłem.



Cytat: LelekPL w 14 Luty  2021, 21:54:26

Świetny film, Rado. Aż miło popatrzeć na niektóre zeszyty, które kiedyś posiadałem i gdzieś przepadły spalone w piecu na działce taty lub rozdane przez mame moim kuzynom, którzy i tak się tym nie interesowali :P Ostały się chyba tylko z 4, ale wspomnienia zostały. A najbardziej te błagalne spojrzenia na rodziców gdy w kiosku widziałem super okładkę jak np. Batman vs Predator.
Zainspirowany powyższym video w końcu wziąłem się za coś, co planowałem gdy w końcu uda mi się zebrać wszystkie pożądane przeze mnie TM-Semici z Batmanem - lecę z powtórką całości. ;) Chciałem ją zacząć już po zakończeniu oglądania Batman TAS, ale motywującego kopa dostałem dopiero po ogłoszeniu wznowienia Knightfall w wydaniu zbiorczym od Egmont. Brakuje mi wprawdzie 7 numerów od 1 do 62 (w którym Bane łamie Batmana), ale może uda mi się je po drodze uzupełnić. Albo i nie, jakoś te braki nie spędzają mi snu z powiek. Póki co, mam za sobą przeczytane wszystkie zeszyty z lat 1990-1991 - opiszę je w max. dwóch zdaniach + dodam oceny, bo za dużo tego by się rozpisywać.



1/1990
Na temat tego komiksu napisałem już chyba wszystko. Jeden z moich ulubionych ever, nie zliczę ile razy go czytałem / przeglądałem.





1/1991
Drugi, lub trzeci raz przeczytałem wersję z kolorami Higginsa. Ocena bez zmian.


2/1991
Super okładka i genialne ilustracje Norma Breyfogle'a + jedna z najlepszych historii z Pingwinem, jaką znam. Ogromy sentyment!


3/1991
Genialna(!) okładka Breyfogle'a, znakomite ilustracje Eduardo Barreto, mocna fabuła i przyziemność, jakiej brakuje współczesnym komiksom z Mrocznym Rycerzem.


4/1991
Kolejna świetna okładka, choć niemająca nic wspólnego z jego zawartością. Jak zwykle super ilustracje Breyfogle'a, ciekawy czarny charakter (Anarch) i udany twist + humorystyczne zakończenie.


5/1991
Obie historie to przyziemny Batman, zajmujący się mniejszymi sprawami, jakiego uwielbiam. Rysunki są bdb, a brutalne, pesymistyczne zakończenie Śmieci znowu mnie uderzyło z zaskoczenia (słabo je pamiętałem). Demoni już nie robią takiego wrażenia, a ich zakończenie to patos w najgorszym możliwym (amerykańskim) wydaniu, ale nie ukrywam że i tę historię po latach czytało mi się bardzo przyjemnie.


6/1991
Bardzo dobra pierwsza historia z Jokerem (świetne prace Norma i ukazanie akcji w postaci retrospekcji) i taka sobie druga z Tygrysem i Catwoman (która jeszcze wygląda jak w Year One).


7/1991
Nie pamiętam czemu, ale przed laty Aborygen podobał mi się o wiele bardziej. Z kolei drugą historię (Ekstaza) z zamachowcem bombowym nadal czyta się bardzo dobrze.


8/1991
Swoje wrażenia o tym numerze pisałem już ubiegłego lata, ale przy powtórce Mroczny Rycerz mrocznego miasta zrobił na mnie jeszcze lepsze wrażenie (znakomita historia i jeszcze lepsza szata graficzna Kierona Dwyera).


9/1991
Najsłabszy numer tego rocznika. Po przeczytaniu mam wrażenie, że wprowadzenie Tima Drake'a nawet w oryginale było mało przekonujące, a polski składak bez dodatkowych tłumaczeń kto kim jest (np. Nightwing) i co go do tej pory spotkało (np. Jasona), w ogóle nie powinien się ukazać w takiej formie i w tym momencie wydawania Batmana w naszym kraju. Druga część z nadprzyrodzonym przeciwnikiem to też coś zupełnie nie dla mnie.


10/1991
Kolejna genialna przez duże G. okładka Norma Breyfogle'a, kryjąca za sobą nieustępujący jej w niczym, niesamowity komiks. Żałuję tylko, że TM-Semic wycięło z niego jedną stronę, choć było na nią miejsce. :/


11/1991
Chyba najbardziej detektywistyczna okładka komiksu z Batmanem, jaka kiedykolwiek powstała (rewelacja)! Początki działania Człowieka-Nietoperza z nowym Robinem, którego rodzice zostali porwani przez wyznawców Voodoo z Haiti - brzmi absurdalnie, ale czyta się całkiem całkiem.


12/1991
Dokończenie poprzedniego numeru, w którym udaną kulminację z zaskakującym twistem otrzymuje wątek komputerowego rabusia, a także wątek ratowania porwanych rodziców Tima, który nie kończy się dobrze. Trochę szkoda, że to spora powtórka losu Dicka i Jasona, ale chyba każdego Robina musi spotkać coś podobnego.


Większości z powyższych zeszytów nie miałem w rękach od kilkunastu lat. Bardzo przyjemnie było do nich wrócić. :) Całościowo rocznik 1991 oceniam bardzo wysoko, bo nawet starając się odsunąć na bok ogromny sentyment jakim je darzę, to po prostu świetne historie z Batmanem, jakie uwielbiam i czytać, i oglądać. Teraz biorę trochę oddechu od Batmana aby nie mieć przesytu, a do Semiców z rocznika 1992 wracam po świętach, lub po nowym roku.


Johnny Napalm

U mnie, póki co, jedynym nowym zakupem w tym roku jest Batman: Death Metal. Kurczę, musiałem go po prostu mieć w swojej kolekcji. Urzekła mnie okładka albumu. Jest po prostu śliczniutka. Uśmiechała się do mnie z półki i mówiła: weź mnie, daj mi szanse. No i k... dałem.  :P

Po rozmowie z szefem Centrum Komiksu i jego chwilowym zawahaniu się – po moim pytaniu, czy żeby zrozumieć o co chodzi w tym komiksie bez przeczytania wcześniejszych pięciu go poprzedzających – i odpowiedzi, że w sumie nie trzeba tego wszystkiego czytać – zaryzykowałem. I kurdebele żałuję.

Komiks bez większego pomysłu. Ok, niby to coś nowego, ale to takie bicie piany, byle długo i żeby prostą historię niepotrzebnie rozciągać w czasie. Robić dodatkowe poboczne opowiadania o różnych bohaterach zamieszanych w główną historię, a bez których mogłoby się spokojnie obyć. Miało być pełno mroku, na poważnie i tak bardzo, ale to bardzo strasznie, że wyszło komicznie. Nagromadzenie tych wszystkich kobiet i facetów w – przeważającej mierze – śmiesznych i kolorowych strojach jako przeciwników Batmanów z wielkimi groźnymi kłami i naddużymi uszyskami wypadło śmiesznie. Takie coś w stylu historii z Bat-Mite, wydanej u nas przez TM-Semic w numerze 10/1993. No, tylko tam to wszystko nie siliło się na żadną głębie, a historia mimo to miała w miarę sensowne wytłumaczenie, wciągający początek, ładne rozwinięcie i zakończenie z tzw morałem.

Jedyne co naprawdę Wam polecam w komiksie o Batmanie, który się śmieję, to możliwość zobaczenia prac naprawdę świetnych rysowników. Olbrzymim plusem są dodatkowe okładki alternatywne, które są nie raz prawdziwą sztuką dla oka. Nie mam jednak dużego parcia na zapoznanie się z kolejnymi trzema albumami. Znowu jedno zasadnicze wydarzenie pewnie będzie obudowane masą zbytecznych pobocznych opowiadań. Także ja wysiadam.

THE EARTH WITHOUT ART IS JUST EHh...

Juby

Od tygodnia siedzę na zwolnieniu lekarskim, więc znalazłem trochę czasu, aby wziąć się za powtórkę kolejnego rocznika TM-Semic.




1/1992
Super okładka, ale wnętrze już takie sobie. Pierwszy odcinek - ku mojemu zaskoczeniu - bardziej podobał mi się w wersji oryginalnej z 1939 roku. Nawet rysunki Norma są tu jakieś niedopracowane, jakby rysowane w pośpiechu. Drugi odcinek znacznie lepszy, z udanym cliffhangerem.


2/1992
Dalszy ciąg historii ze Scarecrowem. Wszystko poprowadzone tak, aby Tim mógł się wykazać i zostać nowym Robinem, ale nie ukrywam - czytało się to całkiem przyjemnie. Więcej historii ze Strachem poproszę!


3/1992
Kolejna bdb okładka (tym razem Bollanda). Jak na historię o Timie, w której Gotham i Batman pojawiają się jedynie na pierwszych stronach, czytało się zaskakująco dobrze.


4/1992
Przygód Tima ciąg dalszy. Nie jest źle, choć to skakanie po kontynentach i ciągłe bójki zaczęły mnie już pod koniec nudzić.


5/1992
Kulminacja questu Robina - choć nastąpiła o jeden numer za późno, była dla mnie satysfakcjonująca, chyba najlepsza z tej 5-częściowej sagi. Starcie Batmana z Abattoirem już średnio mi się podobało, a fanem Aparo chyba nigdy nie zostanę. Ale okładka znakomita!


6/1992
Czemu ten numer nie pojawił się przed 2/91?! Nieważne, super cover Mike'a Mignoli (szkoda, że bez związku z komiksem), bdb prace Breyfogle'a i dobra historia wprowadzająca ciekawego przeciwnika, jakim jest Brzuchomówca. Mój ulubiony numer z rocznika 1992.


7/1992
I kolejny dobry zeszyt, w którym wprowadzono postać Harolda, przypomniano o Sarze Essen (+ o kilku wydarzeniach z Roku Pierwszego fajnie przerysowanych przez Breyfogle'a) i zakończono dramaturgicznym finałem z Gordonem.


8/1992
Albo coś wycięto, albo czegoś nie zrozumiałem, albo po prostu nie wyjaśniono jak Bruce odgadł kolejny cel Elektroegzekutora, ani kim on w końcu był. :P Dziwaczne zakończenie. Druga historia z rzeźnikiem trochę lepsza od pierwszej, ale też nic specjalnego.


9/1992
Największy dotychczas udział Catwoman w komiksach TM-Semic (i powrót detektywa Potato). Całość w porządku (+pół nietoperka za ponowne odwołania do Roku Pierwszego).


10/1992
Nie jestem fanem wątków paranormalnych, ani rysunków Jima Aparo, a z tłumaczeniem drugiej części coś musi być bardzo nie tak, bo trudno zrozumieć o kim Batman gada / kogo dotyczy sprawa. Kiepsko się to czytało.


11/1992
Kolejna świetna okładka Breyfogle'a. Nie jestem fanem Batmana poza Gotham, a wątek Indian wydał mi się zbyt podobny do Aborygena, ale czytało się to (i przede wszystkim oglądało) całkiem przyjemnie.


12/1992
Finał historii z Indiańskimi zabójcami trzyma poziom poprzednich dwóch części. Kolejny "Syndykat chemiczny", choć słabiej narysowany od tego z 1/1992, wygrywa oryginalniejszym scenariuszem i wprowadzeniem kolejnego groteskowego przeciwnika. Taka sama ocena.


Powtórzyłem też komiksową adaptację Batman Returns, której nie czytałem z 12 lat.



Być może najwierniejsza pierwowzorowi komiksowa adaptacja z Batmanem. Duża w tym zasługa scenariusza i rozkładu paneli, które są małe = mieści się ich sporo na każdej stronie. Fajnie było odkryć kilka scen, które musiały wylecieć w finałowym montażu filmu (np. to, że Chip Shreck widział próbę zabicia Seliny przez jego ojca, lub obecność Gordona i Alfreda na przyjęciu u Shrecka), a także zmienioną kolejność scen. Tym, czym komiks nie zachwyca, to rysunki Steve'a Erwina i kolory Toma McCrawa. Teoretycznie wizualnie jest okej, ale już porównując do pierwszej części, podobieństwo bohaterów do aktorów jest znacznie mniejsze, brakuje szczegółów, a część rysunków wygląda jakby były przekopiowane / przerobione z podobnych z wcześniejszych stron. Trochę lenistwo ze strony autora. Natomiast nasycenie kolorów - co może być kwestią polskiego wydania - niedomaga, przez co kostium Batmana, Batmobile i Batamaran wydają się szare, a nie czarne! No i o ile lubię zabieg z dzieleniem panelu na kilka mniejszych dla pokazania w nich dynamicznego zdarzenia, tak tutaj jest on na mój gust nadużywany. Zrozumiałbym wykorzystanie go raz, czy dwa na tych 64-stronach, a nie kilkanaście.



Podsumowując - drugi rok wydawania BATMANA przez TM-Semic był sporo słabszy od pierwszego, ale miewa przebłyski i wciąż ten sam niepowtarzalny klimat (zapach papieru!). Za jakiś czas biorę się za '93, może do tego czasu uda mi się nadrobić brakujące numery, bo mam tylko 2/3 tego rocznika.


jakura

Czekam z niecierpliwoscia! '93 to poczatek mojej przygody z komiksami (Superman dla Ziemi, Batman 7/93 i juz wszyztkie Bat/Super/Spider many... Lezka sie w oku kreci z nostalgii
Powiedzieli mi, że nie da się tego zrobić. Odpowiedziałem maniakalnym śmiechem.

Juby

#389


Batman. Ego i inne opowieści w końcu - po kilkukrotnym opóźnieniu publikacji - trafił w moje ręce. Otwierający album Ego to zasłużony klasyk, ale chyba przeczytałem go za późno, w dodatku w niewłaściwym czasie - staram się unikać Jokera jak ognia - przez co nie zachwycił mnie tak, jak wiele innych kultowych tytułów z Batmanem. Na pewno kiedyś do niego wrócę i liczę, że wtedy spodoba mi się jeszcze bardziej.

Drugą z ośmiu historii zawartych w tym albumie jest Tu są potwory. To 8-stronicowa nowela wcześniej opublikowana w albumach Batman: Black & White (w 1997 przez TM-Semic oraz w 2020 przez Egmont). Jest okej, choć nie dostrzegam w niej nic godnego zapamiętania.

Kolejną jest Wielki skok Seliny, czyli wydana wcześniej zarówno przez Egmont, jak i w kolekcji Eaglemoss, powieść graficzna Darwyna Cooke'a, którą uważał za swoją najlepszą pracę związaną z postaciami z Gotham City. Nie dziwię mu się, bo napisana jest znakomicie, pomysłowe perspektywy kadrów zachwycają, a i sam pomysł na historię typu "heist" wypadł bardzo oryginalnie, bo chyba jeszcze nigdy nie czytałem takiego komiksu. Rozczarowało mnie jedynie dosłowne powiązanie tytułu z zwartością, bo naprawdę jest to skok "Seliny", a nie Catwoman, która w kostiumie pojawia się na zaledwie kilku kadrach w retrospekcjach. O ile jeszcze brak pełnoprawnej Kobiety-Kot to przysłowiowy pikuś, tak oddanie narracji innym bohaterom w drugim i trzecim rozdziale troszkę za bardzo rozwodniło dla mnie tę historię i w środku zrobiło z Seliny postać drugoplanową.

Pomnik to kolejne osiem stron z cyklu Black & White. Tę historię Cooke jedynie napisał, ale podobała mi się bardziej od "potworów" ze względu na to, jak humorystycznie podchodzi do postaci Człowieka-Nietoperza.

Mroczny Rycerz na randce czytałem już wcześniej (w Legendach Mrocznego Rycerza Tima Sale'a wydanych przez Mucha Comics). Tym razem zabrakło słowa wstępu autora szaty graficznej, ale wydanie Egmont na pewno wygrywa powiększonym formatem i lepszymi (czyt. żywszymi) kolorami. Nie będę się rozpisywać - uwielbiam ten komiks, takiego Batmana i tę Catwoman.

Déjà vu to remake historii Night of the Stalker pierwotnie opublikowanej w Detective Comics #439 z 1974 roku. O ile tamten klasyk bardzo mi się podobał (czytałem dwukrotnie), tak Darwyn zrobił z niego niemal arcydzieło wprowadzając kilka autorskich zmian i dodając własnych bohaterów, zachowując przy tym ducha tej opowieści. Jego ilustracje łączące styl wczesnych lat 40-tych z animacją Batman TAS robią za wspaniałe dopełnienie tej znakomitej historii. Według mnie to zdecydowanie najlepszy komiks, jaki znalazł się w tym albumie.

Dalej znajdziemy w nim Zjazd policjantów pierwotnie opublikowany w Batman/The Spirit #1. Z jednej strony bardzo podobało mi się to retro-campowe podejście, z drugiej - tak, jak przy Ostatnim skoku Seliny - wielowarstwowa narracja wydała mi się zbędna, służyła jedynie imponowaniu tym, jak Cooke potrafił pisać scenariusze. Jak na mój gust trafił się tu o jeden twist za dużo.

Na końcu umieszczono krótką, bardzo zabawną historię pt. Zabić czas. Według mnie to jeden z najlepszych komiksowych występów Harley Quinn, w dodatku bez udziału Batmana i Jokera! (uff)

Do albumu dołączono również sporo okładek autorstwa Darwyna Cooke'a, jego 4-stronicowe posłowie, a także drugie, przygotowane przez Kamila Śmiałkowskiego, stałego współpracownika Egmont. Nie jest tego dużo, ale nawet przez chwilę nie przeszło mi przez myśl, że dodatków było za mało. Dla kogoś, kto nie czytał wcześniej powyższych komiksów (ja do tej pory nie posiadałem pięciu z nich) jest to pozycja zdecydowanie godna polecenia.