W końcu znalazłem czas obejrzeć sezon czwarty. UWAGA, BĘDĄ SPOILERY !!! Wrażenia mam niestety mieszane, żeby nie powiedzieć w większości negatywne. O ile pierwszy sezon, a także sezon drugi wzięły mnie z zaskoczenia (mocna eRka, masa juchy, bluzgów, a nawet nagość, mnóstwo kręcenia z beki z mitologii Batmana z różnych mediów = po prostu szalona zabawa), o tyle dalsze pokazują już, że to nie jest serial na więcej sezonów. Zmęczenie materiału bywa aż nazbyt odczuwalne. Ciągłe próby przebijania tekstów, wulgaryzmów i wszystkich odważnych scen z początku nie robią już takiego wrażenia, no i przede wszystkim nie śmieszą mnie tak jak kiedyś. Myślę, że twórcy zdają sobie z tego sprawę, dlatego ostatnie dwa sezony były krótsze (po 10 odcinków).
Najgorszy był jednak brak pomysłów i zapędzenie się scenarzystów w kozi róg. W poprzedni sezonie oddelegowaliśmy Gordona z Gotham? Nope, tutaj wróci. Joker stał się dobry i nawet został burmistrzem? Nope, odwidziało mu się i znowu chce być zły. Harley została bohaterką i częścią bat-rodzinki? Nope, poddaje się i wraca do swojego statusu quo. Batman trafił do więzienia - aha, odwrócimy to w minutę. Nawet śmierć Nightwinga, która była szokerem sezonu, musieli w pewien sposób odwrócić. Jakikolwiek progres postaci i ciekawy pomysł na nie, zostają tutaj cofnięte, a na tych na których nie ma miejsca (Clayface) schodzą na dalszy plan. Przy tym scenariusz rozbija główne bohaterki tak, że czasami nawet nie czuć, że to wciąż "Harley Quinn" (równie dobrze serial mógłby nazywać się "Blunia", bo jest z nią równorzędną postacią pierwszoplanową, a czasami nawet bardziej). W jednym odcinku zresztą prawie ich nie ma, rolę liderki odcinka pełni Nora Fries (z nią nieźle poszaleli) i Bane (z nim wiążą się najlepsze gagi i teksty w tym sezonie). Brakuje w tym jakiegoś rytmu, konsekwencji, a czasami nawet logiki (serio Harley nie mogła poprosić Flasha żeby cofnął się nie o 5 minut, a o kilka godzin, aby ocalić Kulę Czasu, którą wysadził King Shark?). Fabularnie jest tu taki bałagan, że do ostatnich odcinków nawet trudno powiedzieć o czym ten sezon opowiada i kto będzie jego głównym wrogiem, ani o co temu wrogowi w ogóle chodzi.
Zakończenie cliffhangerem trochę mnie wkurzyło, po pierwsze sprawą z Nightwingiem, a po drugie, bo oznacza to, że sezon piąty jest nieunikniony. Według mnie to błąd, serial był świetny i działał lepiej w krótszej formie. Uważam, że trzeba było go zakończyć na drugim sezonie, który miał doskonały finał. Teraz te "Syreny Gotham City" nie zapowiadają się najlepiej. Po pierwszym sezonie na Filmwebie wystawiłem Harley Quinn ocenę 8/10 z serduszkiem -, po ostatnim serdzuszko znika, a ocena spada na taką chwiejną siódemkę.
Najgorszy był jednak brak pomysłów i zapędzenie się scenarzystów w kozi róg. W poprzedni sezonie oddelegowaliśmy Gordona z Gotham? Nope, tutaj wróci. Joker stał się dobry i nawet został burmistrzem? Nope, odwidziało mu się i znowu chce być zły. Harley została bohaterką i częścią bat-rodzinki? Nope, poddaje się i wraca do swojego statusu quo. Batman trafił do więzienia - aha, odwrócimy to w minutę. Nawet śmierć Nightwinga, która była szokerem sezonu, musieli w pewien sposób odwrócić. Jakikolwiek progres postaci i ciekawy pomysł na nie, zostają tutaj cofnięte, a na tych na których nie ma miejsca (Clayface) schodzą na dalszy plan. Przy tym scenariusz rozbija główne bohaterki tak, że czasami nawet nie czuć, że to wciąż "Harley Quinn" (równie dobrze serial mógłby nazywać się "Blunia", bo jest z nią równorzędną postacią pierwszoplanową, a czasami nawet bardziej). W jednym odcinku zresztą prawie ich nie ma, rolę liderki odcinka pełni Nora Fries (z nią nieźle poszaleli) i Bane (z nim wiążą się najlepsze gagi i teksty w tym sezonie). Brakuje w tym jakiegoś rytmu, konsekwencji, a czasami nawet logiki (serio Harley nie mogła poprosić Flasha żeby cofnął się nie o 5 minut, a o kilka godzin, aby ocalić Kulę Czasu, którą wysadził King Shark?). Fabularnie jest tu taki bałagan, że do ostatnich odcinków nawet trudno powiedzieć o czym ten sezon opowiada i kto będzie jego głównym wrogiem, ani o co temu wrogowi w ogóle chodzi.
Zakończenie cliffhangerem trochę mnie wkurzyło, po pierwsze sprawą z Nightwingiem, a po drugie, bo oznacza to, że sezon piąty jest nieunikniony. Według mnie to błąd, serial był świetny i działał lepiej w krótszej formie. Uważam, że trzeba było go zakończyć na drugim sezonie, który miał doskonały finał. Teraz te "Syreny Gotham City" nie zapowiadają się najlepiej. Po pierwszym sezonie na Filmwebie wystawiłem Harley Quinn ocenę 8/10 z serduszkiem -, po ostatnim serdzuszko znika, a ocena spada na taką chwiejną siódemkę.