Aktualności:

"Batman: Długie Halloween" w sprzedaży od 29 maja.

Menu główne

Ostatnio ogladalem...

Zaczęty przez Leon Kennedy, 26 Marzec 2008, 15:09:07

LelekPL

Ogl?da?em ostatnio ca?e mnóstwo filmów, ale par? nowszych chcia?bym poleci?:
- oczywi?cie INTERSTELLAR, ale to ju? ma swój temat (koniecznie id?cie do kina!!!)
- i równie? w kinie, ?wietny film THE GUEST (Go??) - te? powinni?cie i?? szybko do kina na niego. Bardzo wci?gaj?ca rola g?ówna. Film przypomina mieszank? Drive... Bourne'a... i par? filmów w których wpuszczasz do domu potwora, jak np. Ojczym.
https://www.youtube.com/watch?v=v9oJj8nbjNI

- w kinie jest te? naprawd? dobry film NIGHTCRAWLER (Wolny strzelec) - co? jakby mieszanka American Psycho i Sieci. Fajny dramato-thriller, a czasami tak?e bardzo czarna komedia. Co ciekawe, jak patrzy si? na Gyllehaala w tym filmie wida? w nim bardzo du?y potencja? na ?wietnego Jokera.
https://www.youtube.com/watch?v=1lEdwqwOttg

- dost?pny w domu jest te? film THE TOWN THAT DREADED SUNDOWN - remake thrillera z lat 70-tych... ale nie do ko?ca remake. Film bawi si? nieco swoj? rol? i wykorzystuje pierwowzór jak równie? prawdziwe wydarzenia aby opowiedzie? w?asn? histori?. Jest bardzo nieschematyczny, przypomina tym nieco Krzyk, a klimat filmu nawi?zuje nieco do Zodiaca.
https://www.youtube.com/watch?v=S4o_bFGFSKc

- i jeszcze film HORNS (Rogi) - nie tak dobry jak ksi??ka na której podstawie go zrobiono, ale mimo wszystko bardzo ciekawy film. Kolejna czarna komedia z ?wietnym pomys?em.
https://www.youtube.com/watch?v=B8s_1UcdoNI

The Dream

W kinie byłem w tym miesiącu dwa razy, najpierw na Słowo na M (What If), który był wyświetlany w ramach cyklu Kino Konesera w Heliosie. Jest to komedia romantyczna z Danielem Radcliffem w roli głównej. Chociaż momentami idzie utartymi ścieżkami, to pod wieloma względami jest oryginalna i przede wszystkim odjechana. Taka szalona. I zabawna też. Myślę, że warto zobaczyć. Natomiast tydzień temu byłem na premierze Kosogłosa. Najnowsza odsłona Igrzysk Śmierci to dość nietypowy blockbuster. Mało w nim akcji i efektów specjalnych, w zasadzie niewiele się dzieje. Osobiście uważam, że rozbicie tej książki na dwie części to był bardzo kiepski pomysł. Film dobrze się ogląda ale trudno powiedzieć o czym właściwie był. Można powiedzieć, że o tym, jak Katniss staje się twarzą rewolucji, ale to mógłby być wątek poboczny w takim filmie a nie główny. Dziwna jest bardzo ta seria, co jest jej zaletą i wadą jednocześnie. xD

Na DVD oglądałem ostatnio Tron, czyli klasykę science fiction (muszę przyznać, że trochę się wynudziłem, ale ogólnie film dobry, choć wolę drugą część :D ) i Star Trek Into Darkness. Ten drugi dał mi dużo frajdy. Lubię klasyczne Treki ale ten nowy jest IMHO najlepszy. Sporo się dzieje, fabuła wciąga a Khan wymiata.

A, widziałem jeszcze Batman: Powrót Jokera. ;)

W telewizji leciał Superman III, jako że daaaaaawno go nie oglądałem (nie mam na DVD, bo jest za drogi) nie mogłem go przegapić. Naskrobałem nawet recenzję (moją pierwszą!) i dodałem na Filmweb (ale moderatorka nie zaakceptowała, bo coś schrzaniłem). W skrócie powiem, że film z upływem czasu podoba mi się coraz bardziej, jest głupiutki ale uroczo, naiwnie zabawny. Stawiam go ponad Avengers i Days of Future Past. Możecie się śmiać. :)

Aktualnie wieczorami oglądam sobie kolejne części Teksańskiej masakry piłą mechaniczną, bo do tej pory widziałem tylko ten najstarszy film, z 1974, i remake/reboot (?) z 2003. Kiedyś byłem maniakiem horrorów, niestety z wiekiem mi przeszło, ale myślę, że każdy epizod takiej klasycznej serii warto znać, nawet jeśli niektóre (albo wszystkie, jestem dopiero przy drugiej) kontynuacje były do bani. :>
Jak już powiedziałem, bardzo proszę o zwrot moich czerwonych kozaków.

Anonimowy Grzybiarz

"Szefowie wrogowie 2" czyli zbędny sequel z kilkoma udanymi żartami i ciekawą galerią drugoplanowych aktorów:
http://mnichhistorii.blogspot.com/2014/11/469-recenzja-szefowie-wrogowie-2.html

The Dream

Hobbit: Niezwykła podróż - wersja reżyserska. Myślałem o osobnym wątku dla całej trylogii, ale skoro nikt do tej pory go nie założył i nie zauważyłem, żeby ktokolwiek o niej rozmawiał a do tego wątek Władcy Pierścieni jest martwy od 4 lat czy nawet więcej, uznałem, że to kiepski pomysł. :D Wygląda na to, że fantasy nikt się tu specjalnie nie interesuje, więc ograniczę się do posta w tym temacie.

Rozszerzona wersja filmu to ok. 12 minut dodatkowych scen. Nie jest to zbyt wiele, zwłaszcza jeśli porównać z chociażby Powrotem Króla, którego wersja reżyserska zawierała chyba godzinę dodatkowego materiału. Niemniej Hobbit jest tak wiernie zekranizowaną książką, że dziwię się, że w ogóle taka rozszerzona edycja powstała. Bo w sumie na co? Dodatkowe sceny nie wnoszą wiele i równie dobrze mogłyby być dodatkiem do filmu na DVD. Nie widzę powodów, dla których miałoby to być sprzedawane w osobnych pudełkach i do tego jeszcze z filmem rozbitym na dwie płyty. No ale tak właśnie się stało. Chociaż nie, znam powód. For money. ;)

Tak naprawdę są tylko dwie dodatkowe sceny w tym filmie. Jedna ma charakter humorystyczny, a druga niejako zapowiada pewien wątek (w sumie nawet dwa wątki) z Drużyny Pierścienia. Oprócz tego kilka scen zostało wzbogaconych o dodatkowe ujęcia i dialogi. Niektóre z tych dialogów już teraz wywietrzały mi z głowy co najlepiej świadczy o tym, jak niewiele wnosiły do filmu. Żeby nie marudzić to powiem, że podobała mi się uczta w Rivendell, podczas której Kili zbłaźnił się przed kompanami a bodajże Bofur zaśpiewał piosenkę o Człeku z Księżyca. Miny elfów - bezcenne.

A ogólnie rzecz biorąc, to ten film bardzo mi się podoba, w odróżnieniu od drugiej części (na trzecią jeszcze się nie odważyłem pójść do kina i kto wie - może wcale tego nie zrobię). Czuć ducha trylogii LotR, ponownie odwiedzamy wiele znajomych miejsc jak Hobbiton, Rivendell, Góry Mgliste; pojawiają się znane z Władcy Pierścieni postacie grane przez tych samych aktorów co 15 lat temu (Ian Holm, Hugo Weaving, Christopher Lee, Cate Blanchett, Elijah Wood, Andy Serkis). Howard Shore po raz kolejny napisał świetną muzykę, Andrew Lesnie znów wspaniale sfotografował Śródziemie. Podobnie jak Drużyna Pierścienia, również Niezwykła podróż rozpoczyna się epickim prologiem wprowadzającym widzów w fantastyczny świat przedstawiony. Moim zdaniem jest to znakomite rozwiązanie, odpowiednik żółtych napisów w Gwiezdnych wojnach. Chociaż większość wątków w filmie się nie kończy, zakończenie jest równie zgrabne co w poszczególnych częściach cyklu LotR i daje poczucie satysfakcji i zakończenia pewnego etapu. Faktycznie, czasem film nuży, zwłaszcza przy (paradoksalnie) scenach akcji, na których zaczynam się wiercić i czekam na jakiś dialog, który popchnie fabułę do przodu albo dostarczy jakichkolwiek ciekawych informacji. Niemniej, uwielbiam ten film. Może ma to coś wspólnego z tym, że to był pierwszy film o Śródziemiu, który widziałem premierowo w kinie (LotR oglądałem na DVD i podczas nocnych maratonów) i to było duże przeżycie. Z upływem czasu moje uczucia nieznacznie tylko przygasły, więc wydaje mi się, że ten film jest jednak po prostu dobrze nakręcony i tyle. Ciekawe, jakby to wszystko wyglądało, gdyby Guillermo del Toro reżyserował? Przypuszczam, że trzymałby się pierwotnego planu zakładającego tylko dwie części Hobbita i najprawdopodobniej wyszłoby to z korzyścią dla fanów, bo czasem mniej znaczy więcej.

Jak już jestem przy wersjach reżyserskich, to oglądałem też Obcy: Przebudzenie. Wersję kinową widziałem tak dawno, że wyłapałem tylko jedną różnicę - odmienną czołówkę. A tak ogólnie to ten film jest gniotem jakich mało, fatalnie napisanym, nakręconym i zagranym. I w sumie to nie chce mi się nic więcej o nim pisać. ;]
Jak już powiedziałem, bardzo proszę o zwrot moich czerwonych kozaków.

Rado

No to trójka Hobbita faktycznie może Ci się nie spodobać. Niemal non stop akcja, walka za walką - ja przynajmniej takie odniosłem wrażenie. A mnie się jednak dwójka podobała, i to nawet bardziej niż część pierwsza. Głównie ze względu na smoka, który bardzo mi się podobał w wykonaniu Cumberbatcha. No i takie sceny jak spływ na beczkach również były bardzo fajne.

Generalnie z całej trylogii Hobbita najmniej mi się podobała chyba właśnie część trzecia. Na pewno jest najbardziej efektowna - jak przystało na finał, ale, jak to sam stwierdziłeś, najwięcej się na niej "wierciłem".

The Dream

Ogólnie akcja sama w sobie mi nie przeszkadza, ale to jeszcze zależy jak jest nakręcona. W Hobbicie jakoś mnie nudzi, a w LotR na przykład już nie, choć tam były bardzo długie sceny batalistyczne. Może to kwestia tego, że we Władcy Pierścieni bitwy i walki były ważnym elementem fabuły, punktem kulminacyjnym. W Hobbicie to tylko przystanek na długiej drodze do celu. Naprawdę podobała mi się tylko scena ataku Smauga na Dale i Erebor (dość krótka zresztą), bitwa w której Thorin zyskał swój przydomek (też króciutka) i finałowy atak Azoga na krasnoludów zakończony ucieczką na orłach. W drugiej części najlepszy był chyba właśnie ten spływ i może walka Legolasa z orkami w Mieście na Jeziorze. Natomiast gobliny, pająki, pościg przed Rivendell - nie bardzo.

Obejrzałem rozszerzoną edycję Pustkowia Smauga. Wrażenia zdążyłem już opisać na innym forum, więc przekleję tamtego posta tutaj.

Tym razem dodano 24 minuty, a więc chociaż kinowa wersja drugiego Hobbita była krótsza od pierwszej, to reżyserska jest dłuższa. Były 3 zupełnie nowe sceny, no i szereg innych zostało poszerzonych. Rozwinięto postać Beorna - pojawia się w aż dwóch dodatkowych scenach (w trzeciej jest Thrain, ale o tem potem). Pokazano też przeprawę krasnoludów przez zaczarowany strumień. Podobnie jak w przypadku Niezwykłej podróży, wersja rozszerzona nie wnosi zbyt wiele do fabuły a niektóre z nowych scen czynią cały film durniejszym.

Dlaczego Pustkowie Smauga nie spodobało mi się tak, jak Niezwykła podróż? Jest wiele powodów, najlepiej zacząć od początku i to dosłownie. Pierwsza scena Pustkowia po prostu rani moje serce. Podobnie jak w Dwóch wieżach i Powrocie Króla, drugi Hobbit rozpoczyna się sceną z przeszłości, niestety, nie jest to zbyt zgrabny i udany początek. Otwarcie drugiej i trzeciej części LotR było o tyle dobrze pomyślane, że łączyło się z tym, co pokazywano w kolejnych scenach. W Dwóch wieżach najważniejszym bohaterem jest Gandalf. To on powraca z martwych, uzdrawia Theodena, zawraca Rohirrimów by wsparli króla przy obronie twierdzy w Helmowym Jarze. W świetle tego logicznym wydaje się rozpoczęcie filmu od sceny z nim w roli głównej, podczas której pojedynkuje się z Balrogiem w locie. Bardzo dobre wprowadzenie do Dwóch wież, od razu widzimy najważniejszą postać, jej upadek a w dalszej części filmu jej powrót i energiczne działania zwieńczone zwycięstwem nad wojskami Sarumana. Wszystko świetnie się łączy. Powrót Króla to z kolei w dużej części opowieść o Gollumie. Możemy obserwować jak Pierścień go zmienił, wynaturzył, a ostatecznie doprowadził do śmierci, z którą w parze szło pokonanie Saurona. Nie byłoby to możliwe, gdyby flashback ze Smeagolem i Deagolem znalazł się np. w Drużynie Pierścienia. To były mądre i przemyślane decyzje, dzięki którym każda część trylogii jest filmem spójnym i broniącym się jako samodzielna całość. Natomiast Pustkowie Smauga jest zupełnym tego przeciwieństwem. Scena otwierająca nie dostarcza nam żadnych nowych informacji. To, że za głowę Thorina wyznaczono nagrodę, wiemy już z pierwszego filmu. To, że Gandalf zachęcał go do wyprawy na Erebor i zatrudnienia "włamywacza", też już wiedzieliśmy. Ta scena jest kompletnie niepotrzebna (powstała chyba tylko po to, żeby Peter Jackson i jego córka mieli swoje drobne epizodziki, hehe). Co gorsza, w żaden sposób nie łączy się z tym, co w filmie dzieje się później. Oczywiście Thorin nadal jest ścigany a Bilbo ma dużo okazji do wykorzystania swoich umiejętności. Ale nie to jest najważniejszym wątkiem filmu. Nie doszło do bezpośredniej konfrontacji orków z Thorinem, a Bilbo nie zwędził Arcyklejnotu (a może i zwędził, ale na razie się z tym nie ujawnia). Na pierwszy plan wysuwa się Thorin i jego postępująca obsesja. Wydaje się być coraz bardziej bezwzględny i niebezpieczny (apogeum nastąpiło na pewno w trzecim filmie). Ważny jest wątek miłości pomiędzy Tauriel a Kilim. Chociaż jest dość prosty, porusza mnie bardziej niż np. przekombinowana walka krasnoludów ze Smaugiem. Gdzieś tam na obrzeżach historii kręcą się Bard i Thranduil, których wątki dopiero się zaczęły, ale na pewno nabiorą wagi, więc bacznie się je obserwuje. Bilbo i orkowie gdzieś zginęli mi w natłoku tych nowych wątków. Jedyna naprawdę fajna scena z hobbitem to ta, w której zabija "małego" pajączka. Dobry jest też dialog ze Smaugiem. Orkowie dybiący na życie Thorina wylecieli gdzieś na margines. Nie ma już Azoga, bo został oddelegowany do ważniejszych spraw. Zastępuje go Bolg, który nie przyciąga już tak uwagi, ponieważ nie jest odwiecznym wrogiem przywódcy krasnoludów. Zresztą z orkami walczy głównie Legolas.

W tym miejscu muszę wspomnieć, że w wersji reżyserskiej początek jest nieco inny. Pojawia się flashback z bitwy o Morię (nazwałem to "thorinocepcją", bo to flashback we flashbacku - wiem, że to bez sensu, ale ktoś wymyślił sauronocepcję, która też jest bez sensu), w którym widzimy Thraina rozmawiającego z Thorinem i walczącego z Azogiem. Jest to o tyle ważne, bo Thrain pojawia się jeszcze w dwóch scenach (częściowo zaczerpniętych z prozy Tolkiena). Wyglądałoby więc na to, że rozszerzony początek Pustkowia jest lepszy od skróconego znanego z kina. Pojawia się dodatkowy wątek dotyczący mało znanej widzom postaci, której dalsze losy widzimy w kolejnych scenach filmu. Z drugiej strony - wątek Thraina nie jest aż tak bardzo ważny, o czym najlepiej świadczy fakt, że z kinowej wersji całkiem go wycięto. Jedyne, co musimy o nim wiedzieć to to, że dał Gandalfowi mapę i klucz, a to wiemy z Niezwykłej podróży. Więc wracamy do punktu wyjścia.

Później film jakoś się toczy, z lepszymi i gorszymi momentami. Generalnie jest dobry. Są nowe lokacje, nowe postacie. Coś tam się ciekawego dzieje, jest więcej zmian w stosunku do książki, większość na plus. Z drugiej strony muzycznie jakoś słabiej wyszło. Najlepsze momenty na ścieżce dźwiękowej to te z poprzednich filmów, czyli m. in. motyw Thorina albo Pierścienia. Z zupełnie nowych melodii najlepszy jest motyw Tauriel. Reszta taka sobie, z Laketown na czele. Scenografia też robi na mnie mniejsze wrażenie. Mroczna Puszcza jest OK, ale nie może się równać z fantastycznymi łańcuchami górskimi, których pełno było w poprzednich częściach. Dlatego najbardziej spodobała mi się panorama obejmująca Samotną Górę i zniszczone miasto Dale.

Na scenę pojedynku Gandalfa z Sauronem po prostu nie mam słów. No i ta końcówka. W kinie czułem się, jakby ktoś przywalił mi z pięści w twarz. Ja wiem, że w kinach królują teraz "seriale": MCU, Transformers, Szybcy i wściekli, Piraci z Karaibów, James Bond, do niedawna Harry Potter. Kończenie filmu cliffhangerem jest jednak kiepskim pomysłem, zwłaszcza gdy na dokończenie trzeba czekać cały rok. To prawie tak jakby mi ktoś odłączył prąd w przerwie finału mistrzostw świata i kazał obejrzeć powtórkę w następne wakacje. Jestem na nie. Przez pokraczny początek i koniec "Pustkowie Smauga" nie broni się jako samodzielna całość w przeciwieństwie do innych filmów dzielonych na części, ot, chociażby wspomniany Potter (Insygnia Śmierci).
Jak już powiedziałem, bardzo proszę o zwrot moich czerwonych kozaków.

Anonimowy Grzybiarz

Czy wątek szaleństwa Thorina pojawia się tylko w rozszerzonej wersji "Pustkowia Smauga" czy jest też w normalnej? Nie przypominam sobie tego z kina, i bardzo odczułem to w "Bitwie pięciu Armii".

Zresztą finał trylogii to jakieś nieporozumienie. http://mnichhistorii.blogspot.com/2015/01/476-hobbit-bitwa-pieciu-armii.html

The Dream

#862
W wersji kinowej ten wątek był obecny, ale może nie był uwypuklany. Ja jednak zwróciłem na niego uwagę (w sumie nie było głównego wątku jako takiego, bo sama wyprawa była osią pierwszej części a w drugiej powinno być już co innego, ale cóż), widać jakąś przemianę Thorina w tych dwóch filmach. W pierwszym filmie był raczej pozytywną postacią. Zdobył sobie w bitwach szacunek i krasnoludowie poszliby za nim w ogień. Nie przepadał za Bilbem, ale w końcu i do niego się przekonał. W drugiej części tak mu się śpieszy do Góry, że zostawia kilku bliskich towarzyszy w Mieście na Jeziorze. Nie przejął się jakoś specjalnie raną kuzyna, nie przyszło mu do głowy, że może być poważna, skoro wcale się nie goi a nawet pogarsza. Nie dba też o to, że może wywołać gniew smoka i że na tym ucierpi Miasto. Balin jest trochę na niego zły, że posyła Bilba samego do wnętrza Góry. Thorin czyhał na Bilba wracającego od Smauga i nie chciał go przepuścić, myśląc, że hobbit może już mieć Arcyklejnot, wyciągnął miecz. To wszystko było w kinie i myślę, że jednoznacznie wskazuje na to, że jest już trochę opętany wizją bogactwa i władzy. Ale warto wspomnieć, że jedna z rozszerzonych scen w "Niezwykłej podróży" to dialog Gandalfa z Elrondem, w którym elf wyraża swoją obawę o to, że Thorina może dopaść ta "choroba". Także już w pierwszym filmie była taka mała zapowiedź, ale ją wycięli.

Uśmiałem się czytając Twój akapit o Legolasie. :D Chyba jednak się pozbieram i zobaczę, co tam wysmażyli z tej bitwy. Mimo wszystko, seans wersji reżyserskich trochę mnie zachęcił, by dać szansę "trójce" i ocenić trylogię całościowo.
Jak już powiedziałem, bardzo proszę o zwrot moich czerwonych kozaków.

Anonimowy Grzybiarz

Cytat: The Dream w 11 Styczeń  2015, 20:03:05
Uśmiałem się czytając Twój akapit o Legolasie. :D

Dzięki, starałem się ;)

franek

Ostatnio ogl?da?em... Blade Runnera. Czyli o filmie, na który jestem za g?upi.

Film Ridleya Scotta z 1982 roku, o którym tak wiele s?ysza?em. Ludzie zachwalali, jaki super, mega, pere?ka SF. W ko?cu za namow? przyjació?ki obejrza?em film. Co dalej? O tym troszk? ni?ej.

W niedalekiej przysz?o?ci, a konkretniej w 2019 roku (ju? blisko^^) dzieje si? akcja filmu.
Replikanci, czyli maszyny zbudowane do trudnych zada?, s? ?cigani przez super gliny (nie, nie RoboCop) zwanych ?owcami Androidów. Wokó? jednego z nich, a konkretniej Hana..ekhm..Ricka Deckarda (w tej roli Harrison Ford) kr?ci si? ca?y film. Deckard, który chc? sobie troch? odpocz?? od roboty, niech?tnie bierze zlecenie zlikwidowania 4 (jak si? pó?niej okazuje 5) replikantów. No i tu si? zaczynaj? schody. Mo?e zaczn? od plusów. Pozytywnie na pewno wychodzi oprawa audiowizualna. W jednej z pierwszych scen, gdy widzimy ca?e miasto (to chyba miasto) w stylu mrocznego, mrocznego SF, jest nie do opisania. My?la?em sobie "Oooo stary, film wyprzedzi? swoj? epok?. Wygl?da jakby by? nakr?cony w XXI wieku. Extra" No i tak si? prezentuje film wizualnie. Muzyka jest ?wietna. Uwielbiam dobr? muzyk?, a ta jest bardzo mega?nie w luj dobra. Minimalizm i prostota w tej muzyce jest jeszcze bardziej s?yszalna, ni? w AC/DC. I w obu przypadkach sprawdza si? niesamowicie. Muzyka nie gra ca?y czas, a wi?c jak gra, to ?eby jeszcze bardziej oddzia?ywa? na widza, co z reszt? wychodzi dobrze. Cz?sto pojedyncze d?wi?ki potrafi? w tym filmie zbudowa? atmosfer?, no po prostu cudo. Nie jest to typowa muzyka filmowa, nie jest to wgl ?aden gatunek (chyba, ?e ma?o wiem), ale jak si? tego s?ucha :D Reszta filmu to ju? minusy, albo rzeczy, w których nie potrafi? si? okre?li?. Nie potrafi? np stwierdzi? czy aktorzy grali dobrze, czy nie. Tutaj, bajde?ej, zaczyna si? mój problem z tym filmem. Nudzi? mnie i to strasznie. Nie potrafi?em si? w to wczu?, i nic mi w tym nie pomaga?o. My?l?, ?e Harrison Ford zagra? dobrze, ale jego kreacja bro? Bo?e mnie nie porwa?a, tak jak ?adna kreacja w tym filmie. Jego "dziewczyna" (Sean Young) mnie wkurza?a, a postacie Pris i Roya Batty'ego (kolejno Daryl Hannah i Rutger Hauer) nie wywar?y na mnie ?adnego wra?enia. ?adnych emocji co do postaci w ogóle. Na pocz?tku troszk? si? przej??em relacj? Deckard-Rachael, ale min??o to równie szybko, jak si? zacz??o. Z histori? tak samo. Fajny pomys? na g?ówny w?tek, sporo potencja?u, ale jeszcze raz... Nuda mocno. Przez 2h filmu by?em totalnie niewzruszony tym, co si? na ekranie dzia?o. Generalnie z tym filmem mam ten sam problem, co z W?adc? Pier?cieni. Niby wszystko fajnie, wszyscy dooko?a skacz?, a jednak ja nie widz? w tym nic specjalnego.

Podsumowuj?c, film ma ode mnie 4/10 ( o zgrozo). Kilka elementów w filmie jest fajnych, ale razem totalnie mnie to nie bawi?o.
PS - Nie zabijcie mnie za to


Show Must Go On!!!

The Dream

Żeby nie offtopować w wątku o Kapitanie:
Cytat: XIII w 30 Styczeń  2015, 09:26:46
Mi się wydawało że Hobbity reżyserskie tylko na blue ray wyszły.
A nie, na DVD też. :) Czego dowodem posty powyżej.

Korzystając z okazji, napiszę coś o "Bitwie Pięciu Armii", którą obejrzałem w zeszłym tygodniu. Film mi się podobał. :) Kilka scen było słabych, to prawda, dialogi momentami fatalne (mnie najbardziej rozwalił Legolas i jego kwestia o nietoperzach) ale ogólnie rzecz biorąc, film był dobry i moim zdaniem godnie zakończył trylogię, którą teraz, po obejrzeniu całości, oceniam raczej pozytywnie.

Początek filmu jest OK. Trochę się obawiałem, że bez sceny z przeszłości to nie będzie to samo. No ale gdyby miała być taka marna jak ta z "Pustkowia Smauga" to już lepiej, żeby całkiem zrezygnowano z takiego otwarcia. I tak zrobiono. Słusznie. Pierwsze ujęcia przypominają sytuację, w jakiej znaleźli się wszyscy bohaterowie pod koniec poprzedniego filmu. Nie jest to może najzgrabniejsza scena, ale za to nie ma jakichś wielkich zgrzytów. Myślę jednak, że Smaug powinien zostać zabity w drugiej części. Już rok temu tak uważałem, ale wstrzymywałem się z opinią, bo nie wiedziałem, jak dokładnie zabicie Smauga się dokona. W końcu w książce nie ma tej sceny precyzyjnie opisanej. Jackson specjalnie nas jednak nie zaskoczył i zabił smoka jeszcze przed napisem z tytułem filmu. Trochę szkoda. Zamiast urwanej końcówki "Pustkowia" mielibyśmy efekciarski finał smoczego wątku i film skończyłby się z przytupem, trochę jak "Dwie Wieże" zakończone epicką obroną Helmowego Jaru. "Hobbit 3" niewiele by na tym stracił. I tak jest najkrótszą częścią cyklu, więc 5 minut mniej nie zrobiłoby różnicy, zresztą ludzie i tak krytykują go, że jest za długi. W takim układzie "Bitwa Pięciu Armii" rozpoczynałaby się przypomnieniem, gdzie (w sensie dosłownym i metaforycznym) znajdują się poszczególni bohaterowie po kolejnym etapie wyprawy po skarb.

Gdybym miał wymieniać jeszcze minusy, to na pewno byłaby nim postać Gandalfa, którego w tym filmie było mało i który nie robił nic ważnego. Jest to o tyle dziwne, bo w poprzednich filmach był jednym z głównych bohaterów, który brał aktywny udział w kluczowych wydarzeniach. Z początku jest osłabiony po walce z Sauronem, ale kiedy wraca do sił, pałęta się tylko po ekranie, stoi, mówi, obserwuje i tyle. Z tą wadą wiąże się też druga - kiedy akcja filmu zaczyna koncentrować się na Thorinie i jego kuzynach walczących przeciwko orkom, Jackson zapomina kompletnie o toczącej się w dole bitwie, jakby nie działo się tam nic ważnego, a przecież tam właśnie walczy Gandalf i reszta. Gdyby nie ujęcie z rannym Thorinem spoglądającym z wysoka na toczącą się walkę, kompletnie bym zapomniał, że ktoś jeszcze się bije. Pod tym względem moja opinia pokrywa się w dużej części z recenzją Grzybiarza. Nie podobało mi się też odniesienie do Aragorna. Było na siłę i kompletnie bez sensu. W ogóle odniesienia do "Władcy Pierścieni" trochę mi przeszkadzały. Były mało subtelne i miałem poczucie oglądania jakiejś nieudolnej kalki.

Teraz plusy. Oczywiście to, co zawsze: zdjęcia, scenografia, efekty specjalne, muzyka. To w filmach o Śródziemiu zawsze stało co najmniej na przyzwoitym poziomie, a na ogół na bardzo dobrym. Miałem zastrzeżenia co do muzyki z "Pustkowia Smauga", bo nowe motywy były mało ciekawe. Tutaj jest podobnie, ale jestem gotów to wybaczyć, bo nowa aranżacja Laketown przypadła mi do gustu, a do tego była to ostatnia część serii i stare melodie sprawdzają się znakomicie jako podkład do właśnie takich filmów zamykających daną historię. Aktorsko też było świetnie, oczywiście najlepsi są Freeman, Armitage, Lee Pace i ten koleś, co gra Barda, Luke Evans? Wykreowane przez nich postacie przemawiały do mnie od początku ale dopiero teraz ich praca dobiegła końca i można całościowo ocenić te role. Nie były może zgodne z literackim pierwowzorem ale za to bardzo wyraziste i charyzmatyczne. Podobała mi się też Galadriela i Saruman. Jeju, to pierwszy film, w którym naprawdę podoba mi się Galadriela. Ta aktorka jest tak piękna, że szok, a po charakteryzacji wygląda jak kosmitka z "Marsjanie atakują" i stokroć wolę jej mroczną wersję. :) Sceny walk mi się tym razem podobały. Myślę, że to dlatego, bo w tym filmie bitwa opowiada historię i udziela nam informacji o bohaterach, a w poprzednich częściach nie zawsze tak było. Czasem to były walki dla samych walk, które nieznacznie tylko popychały fabułę do przodu. Sam tytuł filmu wskazuje, że jest to produkcja o bitwie, a nie o podróży, Smaugu czy tam pustkowiu, i to co najciekawsze i najważniejsze rozgrywa się podczas tej właśnie bitwy. Podobały mi się zgony poszczególnych bohaterów. Myślałem, że będzie aż za dużo patosu, podniosłej muzyki ale nie. Zostało to rozegrane raczej subtelnie i czasem aż mi się wierzyć nie chciało, że dany bohater naprawdę zginął. Jedna z postaci (wiadomo która, lecz imienia i tak nie wymienię) ginie bez żadnego epickiego pojedynku na koniec. Bez slow motion, bez orkiestry żałobnie dudniącej na całą salę. Ot, jeden silny cios rozdzierający wnętrzności i upadek. Jak to w życiu. Druga z postaci (wiadomo która) dostała ciekawy pojedynek na śmierć i życie, ale nie można go porównywać nawet z walką Boromira z Uruk-hai. Nie został jakoś dobitnie zaakcentowany, a przynajmniej ja tak tego nie odczułem. Znów miałem wrażenie, że bohater zginął zbyt szybko i łatwo, ale dzięki temu ta scena bardziej mi się podobała. Oczywiście najbardziej rozciągnięty został pojedynek... wiadomo których panów. Ale i on nie jest jakiś przedramatyzowany, choć był trochę sztuczny. Tak czy inaczej, ryczałem jak małe dziecko podczas śmierci każdego z tych bohaterów. Jest to w dużej mierze zasługa tych aktorów, którzy wspaniale grali swoje postacie przez 3 filmy. Pewne elementy szwankowały, zwłaszcza w "Pustkowiu Smauga", ale aktorom do zarzucenia raczej nic nie mam. Obserwowanie śmierci kogoś, z kim od dwóch lat regularnie spotykałem się na sali kinowej czy też w zaciszu domowym (co prawda postaci fikcyjnej ale jednak) to cios w samo serce. Nawet jeśli wiedziałem, że zginą. Tolkien nie opisał szczegółowo ich śmierci i nie robiła ona na kartach książki tak wielkiego wrażenia, jak na ekranie, gdzie mieli więcej dialogów, więcej wątków i więcej scen niż w powieści, i nie można było ich nie polubić. Świetna była też milcząca scena z Gandalfem i Bilbem, która poprawiła mi trochę humor po smutnym zakończeniu bitwy. No i pożegnanie z krasnoludami, kiedy Bilbo nie może z siebie wydusić prostego słowa. Niby takie banalne, ale cholernie dobrze zagrane i przemówiło do mnie tak mocno jak sceny pokazujące przyjaźń Froda z Samem z LotR.

Także podsumowując, nie był to film tak dobry jak "Niezwykła podróż" czy jakakolwiek część "Władcy Pierścieni", ale był zdecydowanie lepszy niż "Pustkowie Smauga" i tego się trzymam.
Jak już powiedziałem, bardzo proszę o zwrot moich czerwonych kozaków.

Anonimowy Grzybiarz

Opinia przeklejona z fanpage'a na Facebooku:

Po seansie "Jurassic World" - mieszane uczucia. Z jednej strony, wiadomo, nostalgia robi swoje, z drugiej - ilo?? g?upot, ?le napisanych postaci (z cioci? Claire na czele) i klisz wykorzystanych bez cho?by krzty polotu mocno irytuje i zabiera ca?? radoch?. Czwarta ods?ona serii to film ca?kowicie md?y i nijaki, gubi?cy dramaturgi? i pe?ny niedorzeczno?ci (od biegania w szpilkach po "ma?ego majsterkowicza"). Sytuacj? ratuje jak mo?e Chris "ta?cz?cy z raptorami" Pratt, to chyba jedyny plus, jaki w tym momencie mog? znale??, cho? i dla niego scenarzy?ci (a by?o ich a? czworo, z czego dwójka pracowa?a przy ?wietnej "Ewolucji Planety Ma?p", o której pisa?em tu: http://tinyurl.com/nq7zzar) nie byli ?askawi. Niemniej, je?li powstanie nowy Indiana Jones to tylko z nim w roli tytu?owej, bo ?yka bez popity wszystkich moich dotychczasowych kandydatów na zast?pienie Forda (o których pisa?em tutaj: tinyurl.com/pps3rab). Ogólnie 5/10, spodziewa?em si? Przygody, dosta?em jak?? padak? pisan? na kolanie i rozchodz?c? si? w szwach. Je?li ostatnie uj?cie filmu zapowiada kontynuacj? to mo?e by? ciekawie SPOILER T-Rex zarz?dzaj?cy parkiem, dinozaury ogl?daj?ce ludzi i robi?ce zdj?cia, dinozaury na rollercoasterach, dinozaury z popcornem... /SPOILER.

Anonimowy Grzybiarz

Opinia z fanpage'a:

"Inside Out" - nie b?d? oryginalny: ?wietna animacja! Micha? Oleszczyk nazwa? j? "Obywatelem Kane'em animacji" i wiele si? nie pomyli?, najlepszy Pixar od 5 lat ("Toy Story 3"). Urzeka przede wszystkim koncepcja (uczucia maj? uczucia) i konsekwencja, z jak? jest opracowana - wszystkie mechanizmy mózgu, jak wspomnienia-fundamenty, pami?? d?ugotrwa?a itd. maj? tu swoje miejsce i s? integraln? cz??ci? fabu?y (Fabryka Snów to mistrzostwo). "W g?owie si? nie mie?ci" bawi i wzrusza, ma wyrazistych bohaterów (Gniew!), pi?kn? animacj?. To doskonale przemy?lany film dla du?ych i ma?ych, a co najwa?niejsze: m?dry, staraj?cy si? przekaza? co? wi?cej ni? kilka bekowych nawi?za? do rzeczywisto?ci (brawo dla t?umacza, ?e powstrzyma? popularne "shrekowe" zap?dy do tego typu praktyk). Czekam na kontynuacj? osadzon? w okresie dojrzewania i kolejn? w okresie pierwszych licealnych imprez, potem pierwszych narkotyków, pierwszego wi?zienia, ma??e?stwa, rozwodu, alkoholizmu i starczej demencji. Widz? te tytu?y w stylu: "W g?owie si? nie mie?ci, diler nie odbiera!".

LelekPL

Ja oberzę w domu... bo w Polsce oczywiście nie mam opcji obejrzenia nie w dubbingu :P

Anonimowy Grzybiarz

Kilka słów o klasycznych filmach noir: "Hitch-hiker" i "In a Lonely Place":
http://mnichhistorii.blogspot.com/2015/08/krotko-o-vrecklers-vrestlers-hitch.html