Aktualności:

"Batman: Ziemia Niczyja. Walka o Gotham. Tom 3" w sprzedaży od 29 maja.

Menu główne

Ostatnio ogladalem...

Zaczęty przez Leon Kennedy, 26 Marzec 2008, 15:09:07

Juby

To może być lekki off-topic z mojej strony, ale nie znalazłem na forum bardziej adekwatnego wątku, a chciałem się czymś podzielić.

Od Nowego Roku zacząłem robić coś, z czym nosiłem się już od jakiegoś czasu. Gdy w 2007 roku założyłem pierwsze konta internetowe (na Filmwebie, stopklatce, później na BatCave), nie sądziłem że ocenianie i układanie rankingów stanie się dla mnie takie... uzależniające. Początkowo to była fajna zabawa, w dodatku byłem wtedy jeszcze uczniem, potem studentem, więc miało się czas na takie głupoty. Teraz człowiek starszy, mądrzejszy, powinien już wiedzieć czym zająć głowę... ale nie potrafię. Spędziłem tyle lat, tyle czasu (kiedyś siedziało się na filmwebie całymi dniami, jak dzisiaj niektórzy siedzą na facebooku, czy instagramie), że nie potrafię się od tego uwolnić. Strasznie trudno było mi ocenić WW84 (czym zaprzątałem sobie głowę zdecydowanie za dużo czasu), ale gorszą sytuację miałem dzień później, gdy oglądałem Soul studia Pixar. Złapałem się na tym, że już w trakcie oglądania filmu zaczynam się zastanawiać jak go ocenię - i to nie tak, że się nudziłem, albo oglądam bez zainteresowania, wręcz przeciwnie, kiedy coś oglądam, chcę być tym w stu procentach pochłonięty, nie robię przerw (chyba, że muszę) nie siedzę w telefonie, czy coś w tym stylu. Kiedyś złapałem się na tym, że myślę o cyferkach nawet będąc w kinie, gdy siedzę po ciemku w odcięciu od reszty świata, oglądam film na wielkim ekranie, a z dziesięciu głośników otaczają mnie wyłącznie dźwięki z filmu. To chyba nie tak powinno wyglądać, no nie? Chcę znowu móc całkowicie dać się pochłonąć filmom i serialom. Cieszyć się nimi jak w dzieciństwie, a nie zamykać je w klatki podpisanymi konkretnymi cyferkami, gwiazdkami, czy innymi punktami. Chcę myśleć wyłącznie o filmie i o tym, jak mi się podoba, a nie czy ocenię go na 5, czy na 6. Na 6, czy na 7? A może na 8? Nie, nie, przecież film XYZ, który oglądałem miesiąc temu bardziej mi się podobał, a dałem mu 7, więc temu nie dam 8. Już sama skala 1-10, którą oferuje większość internetów, jest zdecydowanie zbyt obszerna. Wystarczyłoby mi "podobał mi się", "nie podobał mi się" i "mam mieszane odczucia / średniak". Ileż czasu w swoim życiu tracę na zastanawianie się jaką cyferkę przypisać danemu filmowi? Ile czasu tracę na zastanawianie się, który film lubię bardziej, choć mogę przecież lubić nawet sto filmów tak samo? Nie wiem i nie jest to już dla mnie ważne. Ważne jest, aby z tym skończyć, zmienić myślenie i spożytkować ten czas inaczej (jak choćby na obejrzeniu jednego filmu w tygodniu więcej, albo przeczytaniu jakiegoś dobrego komiksu z Batmanem). ;)

Krótko mówiąc, postanowiłem skończyć z ocenianiem. Jeśli będę tu pisał jakąś recenzję, czy to filmu, czy komiksu, wyrażę swoje zdanie samą treścią. A jeżeli ktoś śledzi moje konta na Filmwebie i Letterboxd, do których podawałem tu kiedyś linki, informuję że na nich również będę już tylko oznaczał filmy jako "obejrzane", bez wystawiania konkretnej oceny (bo mimo wszystko chcę mieć bazę filmów, które widziałem i które chcę obejrzeć - to przydatna rzecz). Mam nadzieję, że gdy pod koniec roku będę coś oglądał, nie będę już sobie zaprzątał myśli jakimikolwiek analizami i cyferkami; rozważaniem czy na pewno jestem w 100%-subiektywny, czy też nie. Może mi się nie udać, bo przez ponad 13 lat doprowadziłem się do takiego stanu, może teraz żeby się od niego uwolnić będę potrzebował drugie tyle. Niemniej, dla samego siebie zamierzam spróbować. :)

Mr.G

Dobrze, że w porę się ocknąłeś, bo po czasie widziałbyś filmy wyłącznie jako kody binarne ;P A tak na poważnie, wierzę że takie z początku niewinne drobnostki potrafią z czasem przysłonić to, co ważne. To tak jak role-play, w które niegdyś się bawiłem - zamiast skupiać się na fabułach, z czasem wyciskałem jak najwięcej, by załapać się do dobrze postrzeganej minimalnej liczby znaków historyjki.
Jeśli chodzi o ocenianie filmów, zawsze unikałem popularnych ocen liczbowych z tego względu, iż były dla mnie nierównoznaczne. Nie potrafię pogodzić się z tym, aby ta sama skala dotykała zupełnie różnych produkcji. Ok, tu dałem 8, bo to wielkie, epickie kino z wgniatającym w fotel scenariuszem i wyciskającą łzy z oczu muzyką, a tu też 8-ka, bo to ekranizacja ulubionej gry komputerowej no i ta aktorka jeszcze nigdy nie wyglądała tak ślicznie... To co, odciąć się od sentymentów czy kierować się wyłącznie nimi, by sprawiedliwie ocenić film? Obiektywnie czy subiektywnie? Dla mnie to nierozwikłany konflikt, dlatego zawsze wolę po prostu wypowiedzieć się o filmie, a ocenę olać.

Liczę, że uda Ci się uwolnić ze szponów liczb. Filmy są za fajne, by by przejmować się cyferkami.

Juby

Żeby nie było - nikogo nie namawiam(!) do porzucenia oceniania filmów. Nie ma w tym nic złego, wręcz przeciwnie, uważam to fajna rzecz. Gorzej, jeżeli zaczyna się mieć z tym problem (jaki ja ewidentnie mam), bo gdybym podchodził do sprawy "zdrowo", czyli po obejrzeniu jakiegoś filmu przyznawał mu ocenę i już - o ile nie obejrzałbym go kolejny raz, nie roztrząsałbym tego - pewnie też dalej bym oceniał.

@Mr.G, dzięki za trzymanie kciuków. ;) Nie wiem czy w porę się ocknąłem, myślę że mogłem to zrobić już lata temu. W każdym razie lepiej późno niż później.

LelekPL

Cytat: Mr.G w 05 Styczeń  2021, 18:07:01Obiektywnie czy subiektywnie?
Zważywszy na to, że obiektywnie sztuki oceniać nie można, decyzja powinna być całkiem prosta ;)

Ja nie mam z tym problemu bo nie przyładam do tego aż takiej wagi. Oglądam film i daję intuicyjnie ocenę po obejrzeniu bez większego porównywania z innymi filmami. Zadaję sobie tylko pytanie czy film był "dobry", "bardzo dobry", "rewelacyjny" czy "po prostu niezły", i daję 5, 6, 7, 8, 9 itd. Po obejrzeniu wiem od razu jaki mam stosunek do filmu pod tym względem. A potem nawet jak robię listę końcoworoczną, to oceny pomagają ją jakoś ustawić, ale jak coś się nie zgadza i film z niższą oceną jest nagle wyżej, to po prostu to olewam. Nikt mi za poprawność nie płaci i robię to tylko dla siebie. Dlatego dużo czasu mi to nie zajmuje.

Jeśli ja dałem sobie z czymś spokój to prędzej jest to recenzowanie. I tak nikt tego nie czyta, a ja mam swoją opinię w głowie. Napiszę jakiś komentarz, gdy stworzy się jakaś dyskusja, ale to tyle.

Gieferg

Dzizes...

Oceniam cyferkami i też czasem w trakcie filmu mi wskakuje nagle że zanosi się na taką czy taką ocenę ale...
Nie przeszkadza mi to w niczym, a do ocen nie przykładam większej wagi, jednego dnia jest taka, a drugiego może być inna, nie kataloguję ich, po jakimś czasie nie pamiętam ile wystawiłem (nie licząc 1/10 i 10/10, te zwykle pamiętam) i zapytany o ocenę dla danego filmu odpowiadam na bazie tego co o nim aktualnie myślę.

Krótko mówiąc - loto mi to.
NACZELNY HEJTER MATTA REEVESA
O filmach i komiksach na filmożercach.

Juby

#1055
Dlatego napisałem że nikogo nie namawiam aby iść w moje ślady. Jeżeli ktoś nie ma takiego problemu, jak ja (Lelek z tego co pisze nie ma), lub mu on nie przeszkadza (ty, Gief), that's fine. Mnie ocenianie zaczęło zwyczajnie męczyć. Może brak katalogu ocen to dobra metoda, może któreś z kont (Letterboxd, lub fw) warto usunąć... Może oba...

Johnny Napalm

#1056
FW? Że FilmWeb? Heh, usunięcie tam konta mogę zdecydowanie polecić. Za dużo tam pyskówek, a za mało merytorycznej dyskusji. Powiedziałbym, że to przez nadmiar ludzi o mentalności gimbazjalnej, ale ten portal przyciąga też chyba starych geeków po trzydziestce lub starszych, o rozumie nastolatka, u których moja prawda jest mojsza bo jest mojsza i ch...



Uwaga, mogą być spojlery:
Dobra, do tematu. Wczoraj na Dwójce puścili Podziemny Krąg / Fight Club. Heh, na chwilę przyczepię się do polskiej nazwy, a właściwie się odczepię, bo ona mi obecnie w niczym nie przeszkadza jak kiedyś. W dodatku polska nazwa jest niejednoznaczna, angielska też niby, ale wersja PL od razu kieruje do widzów pytanie – czym jest ten krąg? Co do samego filmu. Takie produkcje trzeba zdecydowanie oglądać raz na 10 lat, żeby czerpać jak najwięcej frajdy z "ponownego spotkania" tego filmu. No, niestety, zbliżając się do końca fabuły zacząłem sobie przypominać o czym był jeden z głównych wątków. Oczywiście temat rozdwojenia jaźni nie był tu sam w sobie najważniejszy, a tak naprawdę nie o tym chyba był głównie sam film. Podwójna osobowość była świetnym wytrychem dla twórcy filmu Davida Finchera do stworzenia opowieści o poszukiwaniu wolności. Heh, tak naprawdę główny bohater i jego wyznawcy wmawiają sobie, że jej właśnie poszukują. Bohaterka grana przez Helenę Bonham Carter też takie coś próbuje znaleźć. To jest raczej opowieść o ludziach, którzy swoje braki i to czego prawdziwie poszukują, nazywają dążeniem do wolności.

Przy tej okazji przypomniało mi się, że współcześnie jakieś mądre głowy do Praw Człowieka dorzuciły Prawo do Bycia Szczęśliwym. A bycie szczęśliwym nie może być przecież zapisane w żadnym prawie, na logikę. No ale to ładnie brzmi – my chcemy i myślimy o tym, żebyś był szczęśliwy – cokolwiek miałoby to znaczyć. No i skoro szczęście jest Prawem Człowieka, to wszelka krytyka jest łamaniem Praw Człowieka. W końcu krytyka = możliwość poczucia się dotkniętym. A to już takie niezbyt happy jest. Ciekawe co takiemu Stalinowi lub Tedowi Bundy'emu sprawiało szczęście? Albo współcześnie, dwóm panom kupującym na Targach Dzieci w Brukseli dzieci z biednych krajów. Hmm... No i w filmie ludzie szukają tego szczęścia. Wszyscy bohaterowie są jakby bez przeszłości, bez jakichś fundamentów wartości, które jeszcze im zostały. Tak pogubieni szukają tego szczęścia nazywanego wolnością, a że nie wiedzą co tak naprawdę chcą osiągnąć, to zadowalają się tym co przynosi to szczęście szybko – adrenalina po mordobiciu, endorfiny po dzikim seksie, czy jakaś frajda z ogólnej rozpierduchy. Główny bohater nie jest jeszcze w pełni zdecydowany w pójściu na całość, więc tworzy swoje alter ego – kogoś kto daje szybkie rozwiązania i pozwala mu się odstresować. To tyle co do mojego postrzegania fabuły. 

Kurde, no dobra. Ja nie jestem filmowcem, nie skończyłem żadnej około filmowej szkoły, więc o technice będę się amatorsko wypowiadał. Świetna praca kamery, no i ogólnie dobry szybki montaż. Przykuła moją uwagę scenografia, w sumie to był wówczas modny zabieg z tymi brudnymi, ale bardzo plastycznymi, ścianami z odpadającym tynkiem. No i kolorystyka była spójna. Fincher jest mistrzem dopracowania wizualnych szczegółów w swoich filmach, to wiadomo.
THE EARTH WITHOUT ART IS JUST EHh...

Juby

Cytat: Johnny Napalm w 16 Styczeń  2021, 13:38:47FW? Że FilmWeb? Heh, usunięcie tam konta mogę zdecydowanie polecić. Za dużo tam pyskówek, a za mało merytorycznej dyskusji. Powiedziałbym, że to przez nadmiar ludzi o mentalności gimbazjalnej, ale ten portal przyciąga też chyba starych geeków po trzydziestce lub starszych, o rozumie nastolatka, u których moja prawda jest mojsza bo jest mojsza i ch...

Nie korzystam z forum filmwebu (ani komentarzy pod ich newsami, których zresztą nie czytam) od wielu, wielu lat. Konto służy mi już jedynie do budowania bazy własnych ocen, prowadzenia listy "chcę zobaczyć" i wglądu do ocen znajomych (bo oceny portalu są guzik warte). Właśnie z tych powodów, zwłaszcza najbardziej dla mnie przejrzystego systemu filtrowania własnych ocen, trzymam to konto już ponad 13 lat, mimo że od kilku strona wprowadza kuriozalne zmiany, starając się, abym w końcu ją odpuścił. Najgorszą było pożegnanie blogów użytkowników (1 października 2020), bo na kilku notkach byłem aktywny od ponad dekady i bez nich moja aktywność na samym filmwebie zmalała do zaledwie kilku krótkich wizyt tygodniowo (kiedy chcę coś ocenić, lub szukam czegoś do obejrzenia). :P

Night_Wing [usunięty]

Jak już jesteśmy w temacie filmowo-serialowym nie byłbym sobą gdybym nie polecił następującego tytułu w tej kwestii, a mianowicie: "Alice in Borderland". Jest to serial aktorski (nie animowany) z nurtu fantastyczno-naukowego, mieszczący się w podgatunku wirtualnej rzeczywistości, równoległych światów, czy motywu cyber-rzeczywistości etc. Produkcja ta swą premierę miała w 2020 roku, na platformie Netflixa. Wystartowała z pierwszym sezonem; druga seria po zadowalających wynikach oglądalności pierwszej jest mega pewna. "Alice in Borderland" opowiada o grupie typowych ,,młodych dorosłych" kumplach: maniaku gier komputerowych i dwójce jego przyjaciół, którzy w wyniku niewytłumaczalnych, wymykających się logice wydarzeń, trafiają do dziwnej wersji Tokio. Momentalnie zostają wplątani w dziwną intrygę: przymusowy udział w ,,pewnej" grze. I nie jest to jakoby ,,jakaś tam" zwykła gra video, lecz rozgrywka, nazwijmy to, ,,live action", tocząca się w normalnej rzeczywistości: pośród geometrii miejskiej opustoszałego, jak po jakiejś eksterminacji, równoległego Tokio. Aby przeżyć w tej wersji gigantycznej tokijskiej metropolii, kumple wraz z innymi ludźmi, których napotkają po drodze, muszą wziąć udział w niebezpiecznej, wieloetapowej grze, której mówiąc najprościej... stawką jest życie. Ich jedynym ułatwieniem, a tak właściwie sposobem na interaktywny kontakt z sercem gry i jej mistrzem, jest telefon komórkowy (smartfon), przez który dostają alerty odnośnie czasu trwania danego etapu gry, liczby graczy w rundzie, czasu pozostałego do np. wydostania się z ,,pokoju pułapki" w etapie, czy odnalezienia pośród multum pomieszczeń tzw. azylu, prowadzącego do kolejnej rundy gry, kończącej etap.

Obejrzałem dwa pierwsze odcinki "Alice in Borderland", i to co z pierwszego strzału muszę stwierdzić, to to, że Japończycy naprawdę stworzyli świetny, czytelny, płynnie rozegrany aktorsko, z odpowiednim tempem akcji i niewylewnymi efektami specjalnymi serial. Wizualizacyjnie (a może było to zrealizowane bez udziału ulepszeń komputerowych) ,,wirtualne Tokio" a'la Tokio 2.0, prezentowało się wręcz przytłaczająco dobrze, rozlegle i inteligentnie. Apokaliptyczna wizja - choć trochę łagodna - najważniejszej metropolii Japonii, uwydatniona w tymże serialu, sprawdza się do tego stopnia, że wzmacnia ona napięcie i atmosferę w fabule tytułu, ba, w całej produkcji. Dzięki temu serial zyskuje coś z suspensu i tajemnicy; widz może odczuwać to samo zagrożenie, co bohaterowie "Alice in Borderland", z powodu ogromnego, pustego i wyludnionego miasta, które paradoksalnie może przyprawiać o klaustrofobię!

Po oglądnięciu dwóch pierwszych odcinków "Alice in Borderland", serial ten oceniam na: 8/10.

Tytuł polecam w opór! Perła w koronie seriali sci-fi; coś zbyt słabo docenianego!

Leon Kennedy

"Alice in Borderland" Aktualnie sam ogl. Jestem na 6 epizodzie. I jest dość ciekawie. Zobaczymy z końcem jakie będę miał odczucia.

Funky

#1060


Humor Eddie Murphy`ego i Funkowo-alfonsiasty klimat blaxploitation to przepis na rewelacyjny film! Komik Rudy Ray Moore postanawia stworzyć swój własny film akcji w którym pokaże swoje alter-ego alfonsa Dolemite.. Fabuła to nic zaskakującego i dostajemy prostą historię Rudy`ego i tego jak powstawał film. Murphy pokazuje że jest cudownym komikiem i był śmieszniejszy niż Moore w rzeczywistości (obejrzałem oryginalny film z lat 70 i był fatalny). Uwielbiam klimat tej produkcji z charakterystyczną modą i językiem, pokazania czarnej społeczności w latach 70 i bardzo optymistyczne przesłanie że mając ogromną pasję dochodzimy do czegoś wielkiego. Nie mogę pozbyć się wrażenie że to czarny "Ed Wood" któremu bardziej powiodło się w życiu.  Na uwagę zasługuje muzyka która w czarnych filmach jest absolutnie magiczna (Funk i Soul) i jest tak samo ważna jak scenariusz czy gra aktorska. Dzięki tej produkcji biorę się za Blaxploitation które zawsze uwielbiałem za klimat i muzykę (Shaft). 9/10

LelekPL

Funky z całego serca i nawet nie wiem jak bardzo polecam Ci obejrzeć "Black Dynamite". Wspaniała parodia blaxploitation zrobiona z sercem i miłością do gatunku.


Gambol z Mrocznego Rycerza jest jednym z najlepszych pracujących aktorów filmów sztuk walki, więc tym bardziej warto. Obejrzyj koniecznie jeśli jeszcze nie oglądałeś.

Poza tym Blacula jest też fajny i filmy z królową gatunku, Pam Grier.

Juby

Od lat zbieram się, żeby to obejrzeć. Dzięki za przypomnienie Lelek. ;)

@Funky
Zgadzam się z twoją recenzją, Dolemite is my Name z Eddiem podobał mi się bardziej od The Distater Artist. Jeden z najlepszych filmów o realizowaniu filmu.

Funky

@Lelek - Black Dynamite widziałem z 10 lat temu i to coś absolutnie wspaniałego ;D Oczywiście to parodia a mnie interesuje Blaxploitation w swojej czystej postaci. Widziałem Coffy z Pam Grier (bardzo dobry) i biorę się za Foxy Brown



Postanowiłem obejrzeć oryginalnego Dolemite`a i jest kiepsko, byłem pewny że będzie śmieszniej i groteskowo a dostałem coś co nie jest normalnym filmem akcji ale też nie jest tanią i szaloną komedią co sugerował Dolemite Is My Name. Są śmieszne momenty jak walka między głównym bohaterem a dwójką skorumpowanych gliniarzy czy do bólu stereotypowy czarny pastor ale w fabule jest za dużo pewnego rodzaju powagi (wojna gangów i handel narkotykami). Rudy Ray Moore może miał śmieszne rymy i teksty ale nie był geniuszem komedii jak Murphy i przy całej swojej alfonsiastej otoczce próbuje być poważny co tylko drażni i irytuje. Dziwny film który pozostawia ogromny niedosyt, 3/10.

LelekPL

Największy hit tego tygodnia?
Zabójcze złudzenia!!!

Mój boże, to było strasznie... złe :D Ten film jest jak te tanie softcore erotyczne thrillery z lat 90-tych ale bez nagości i z bardziej rozwiniętą "fabułą". Postacie zachowują się tak głupio i nienaturalnie, że głowa mała...

Gorąco polecam :D