Aktualności:

"Batman: Ziemia Niczyja. Walka o Gotham. Tom 3" w sprzedaży od 29 maja.

Menu główne

Ostatnio ogladalem...

Zaczęty przez Leon Kennedy, 26 Marzec 2008, 15:09:07

Johnny Napalm

Wczoraj oglądałem Strażników Galaktyki 2. Kurde, tak przygłupia jazda bez trzymanki dawno nie była moim doświadczeniem. Film radośnie głupi, dosyć dziecinny z prostym scenariuszem, ale przy tym naprawdę poprawiający humor, odprężający i sprawiający, że moja twarz była uśmiechnięta.

To taka konwencja i albo się ją od razu kupuje lub trzeba sobie to odpuścić. Marvel jest kompletny jeśli chodzi o popkulturowy świat superhero. Jest tu wszystko. I historię bardziej poważne i te bardziej śmiechowe. Ale się to wszystko trzyma kupy przy tych crossorver'ach, kiedy różne ich postacie się spotykają. U widzów DC chyba zawsze będzie zgrzyt przy oglądaniu produkcji kosmicznych, gdzie pojawia się Batman.

A wracając do Strażników, to film oprócz serii gagów ma wspaniałe wejścia legend. Sylwester Stallone wzięty niemal żywcem z serii filmów o Rockym, kiedy zawsze robi dramę krzycząc na ulicy do kogoś. Kurczę, masa podtekstów do Gwiezdnych Wojen – od razu mówię, że świat Strażników dla mnie jest mniej żenujący i bardziej wart zainteresowania niż te gwiezdne głupoty. Stan Lee w opowiadaniu Obserwatorom historii był bezbłędny. Postać Davida H. to był już cios poniżej jajcarskiego pasa.  :D

Baby Groot, podobnie jak Baby Yoda, robią robotę jako słodziaki, kradnące część produkcji.

Polecam, ale tylko przy odpowiednim podejściu.
THE EARTH WITHOUT ART IS JUST EHh...

Johnny Napalm

#1036
Wstyd się przyznać, ale ten film już dawno powinienem obejrzeć. Kolega z pracy polecał mi go już 4 lata temu, jednak za bardzo się nim nie zainteresowałem, ani nie szukałem nic na jego temat przez ten czas. Przypadkowo poniższy zwiastun wskoczył na główną stronę YT, pomyślałem – o, to chyba to:


No i już później musiałem to obejrzeć – Idź i patrz / Come and see. Oglądałem z paroma osobami, z czego jedna koleżanka zrezygnowała w trakcie. Film jest po prostu porażający. I tu nie chodzi o jakieś szczególnie naturalistycznie okrutne sceny. Takie coś to można sobie zobaczyć w produkcjach amerykańskich, gdzie wszystko musi być dosłowne – krew i flaki latające nad głową, bo robione chyba dla prymitywów. Ten film miażdży zaś samym klimatem, atmosferą, świetnym ukazaniem zmian psychologicznych ludzi. Poza tym to jest prawdziwa sztuka filmowa, jak dla mnie. Obraz jest po prostu tak dopracowany, żadnych niepotrzebnych ujęć, świetna scenografia, plenery oraz, a przede wszystkim, muzyka.

Tak! Muzyka w tym dziele robi chyba z połowę roboty niekiedy. Jest perfekcyjnie dobrana do scen. Jak to jest, że w Związku Radzieckim/Rosji nie ma takich problemów z dźwiękiem jak prawie zawsze są w polskich filmach? A czym bliżej tym gorzej.

Sam pomysł na ukazanie przerażających skutków wojny i nienawiści na przykładzie losów jednego bohatera – nie wiem co powiedzieć, wyszło tu po prostu genialnie. Elem Klimow – reżyser i współscenarzysta filmu – w wieku 52 lat, kiedy stworzył Idź i patrz powiedział, że już nic więcej nie może lepszego nakręcić. I chyba miał rację, chociaż szkoda tego co jeszcze mogłoby powstać.

Lepszego filmu o wojnie chyba w życiu nie widziałem. Czas Apokalipsy to świetne kino, też psychologiczne, jednak chyba nie aż tak mocno wpływające na widza jak film Klimowa.

Szkoda, że Oskary to nagroda polityczna, bo Aleksey Kravchenko – a chyba nie miał nawet 16 lat jak zagrał w tym filmie – bez wątpienia miał tu rolę życia. On nie grał bardzo fobrze, genialnie też jest za małym słowem. Nie wiem, może cudownie bardziej by pasowało.
Wspaniale po prostu przedstawił zmianę psychiki i wizerunku głównego bohatera. Z młodego uśmiechniętego chłopaka, łagodnego marzyciela stopniowo przemienia się w kompletnie zniszczonego człowieka. Nawet wizerunkowo wygląda to porażająco:




Najwyższy szacunek za tą rolę.

Równie świetnie zagrała Olga Mironowa. To jest tak niezwykłe wykorzystanie zdolności wizerunkowych przez reżysera, że głowa mała.
Olga mogła raz być pokazana jako zwykła dziewczyna:

Nimfa kusząca głównego bohatera:


Wiedźma, przepowiadająca złą przyszłość:

No i oczywiście jako ofiara wojennej przemocy:


Ten film jest po prostu kompletny. Wątpię żebym miał szansę zobaczyć coś lepszego na temat bezsensu wojny i nieprzerywającej się nakręcać spirali nienawiści.

Dodatkowo jest tu pełno symboli, nad którymi trzeba się trochę zastanowić. Współczesne kino nie stawia już chyba na pojawiające się w nim symbole, które coś większego znaczą. Większość jest zbyt dosłowna. I to nie widz jest niewymagający, tylko teraźniejsi producenci chcą, żeby w większości taki był.



Co do symboli w Idź i patrz, to powstało wiele artykułów na ten temat. Ja powiem może po swojemu o kilku z nich, być może skracając to co ktoś już wcześniej zauważył. I tak:

Tytuł – nie miałem pojęcia, że to odwołanie do Biblii, bo jak to, radzieckie kino i takie odwołanie? A tu okazuje się, że jest to zaczerpnięte z Apokalipsy św. Jana: A gdy otworzył czwartą pieczęć, słyszałem głos czwartego zwierzęcia mówiący: idź i patrz!

Naruszanie miejsca zmarłych żołnierzy przez młodych chłopaków – niby chcieli dobrze, ale naruszenie tabu przyniesie zgubę nie tylko na nich.

Zgniecione gniazdo
– symbol zniszczonego życia.

Rozrzucone lalki – leżą byle jak na podłodze, jedna na drugiej. Wiadomo czego to jest symbol.

Próba utopienia się w bagnie przez Florę – bagno jako przykład czegoś co pochłania kogoś.

Partyzant z kijem/laską – przedmiot symbolizujący przewodnika, kogoś kto powinien wskazać nim drogę.

Śmierć krowy – krowa przewracająca oczami, kiedy umiera, jest też pewnym nawiązaniem do Psa andaluzyjskiego. Poza tym, symbolizuje bezsens dalszej walki, skoro tak silne zwierze pada i nie ma już nadziei na wyżywienie ludzi z wioski.

Latający niemiecki samolot – raz rozrzuca śmieszne ulotki, czasem pijani niemieccy żołnierze wyrzucą przez niego sznapsa, innym razem zaś zwiastuje śmierć – bombardowanie lub przybycie Einsatzgruppen. Symbol patrzącego na wszystko Wielkiego Brata.

Lori – małe zwierzątko o ładnym pyszczku siedzące na ramieniu Niemca – kontrast między sceną pacyfikacji wioski a momentem głaskania swojego ulubieńca przez niemieckiego dowódce. Dodatkowo doskonale zmusza widza do zastanowienia się nad tym czy aby na pewno stosunek ludzi do zwierząt jest równoznaczny z tym kto jakim jest człowiekiem. Miłość do zwierząt nie jest tu miernikiem humanitaryzmu i wysokiej cywilizacji. Od razu może przypomnieć się podejście samego Hitlera do zwierząt – zakazywał na nich niehumanitarnych eksperymentów i promował wegetarianizm, żeby zmniejszyć ich cierpienia. A jaki był...


Niemiec mówiący prawdę po co była ta cała wojna – miażdżąca scena, którą poprzedza ta podczas której niemiecki dowódca stara się wybronić. Reakcja fanatycznego oficera jest kompletnie inna. Gardzi dowódcą i w obliczu śmierci mówi otaczającym ich partyzantom...

...że ,,Powiedziałem tak, bo wszystko zaczyna się od dzieci. Nie powinniście istnieć. Nie wszystkie narody maja prawo do przyszłości. Niższe rasy płodzą zarazę komunizmu. Nie powinniście istnieć. I misja zostanie wypełniona. Dziś albo jutro."


Ostatnia scena – Floria patrzy na zdjęcie Hitlera. Strzela do tego obrazu. Każdy strzał poprzedza prawdziwy fragment ujęć historycznych z "dokonaniami" wodza Rzeszy. I tak cofa się od czasów wojny do Układu Monachijskiego, Anschlussu Austrii, dojścia nazistów do władzy, szału Niemców na punkcie swojego idola Hitlera, próby Puczu Monachijskiego, I Wojny Światowej, zdjęć z młodości wodza III Rzeszy. Za każdym razem wydaje się, że strzał Flory do zdjęcia pokazuje, że było tyle szans na zabicie Hitlera i on gdyby żył wtedy to by to zrobił. Nie potrafi jednak wystrzelić pocisku, kiedy pokazany jest obraz małego Adolfa na kolanach matki.
Jest to chyba nawiązanie do wypowiedzianych chwile wcześniej słów SS-mana, że wszystko zaczyna się od dzieci i że z kolei Floria i jego rodacy nie powinni w ogóle istnieć.


Muzyka – tu można by było naprawdę wiele napisać. Powiem tylko o wykorzystaniu na koniec filmu muzyki wielkich kompozytorów niemieckich. To taki uśmiech reżysera, mówiący, że jak to? Naród tak wielkich artystów i filozofów mógł dopuścić się takich okropnych rzeczy? Są też nawiązania do niemieckiego romantyzmu, kiedy powstała idea volkizmu, bez której przecież nie byłoby niemieckiego szowinizmu a następnie nazizmu.



Polecam Wam bardzo ten film.
THE EARTH WITHOUT ART IS JUST EHh...

elwis1982

Mocne kino, jest to jeden z tych filmów, który zostaje już w twojej głowie do końca, oglądałem go kilkanaście lat temu, a cały czas zdarza mi się o nim myśleć. Pamiętam jak po seansie nie mogłem przez kilka godzin zasnąć, byłem totalnie rozwalony tym w jaki sposób został przedstawiony bezsens i siła z jaką wojna wszystko niszczy. Jest to bezapelacyjnie najlepszy wojenny/antywojenny film jaki powstał.


Juby

Od lat chcę to obejrzeć. Pominęliście najważniejszą kwestię - gdzie film jest dostępny?

Cytat: Johnny NapalmSzkoda, że Oskary to nagroda polityczna

Oscary nie były / są nagrodą polityczną, to przede wszystkim nagroda marketingu. Jeśli film / aktor jest silnie promowany, nawet zanim go ukończono i ktokolwiek go widział - wygrywa. Jeśli film nie tylko nie ma kampanii, ale też w ogóle do Oscarów nie jest zgłoszony - nie wygrywa. Tak, jest z większością europejskich produkcji.

elwis1982

Na cda bez problemu znajdziesz, jeśli nie chce ci się szukać to na priv mogę ci linka podrzucić.

Juby

Dzięki, nie trzeba. Jeśli jest na wyżej wspomnianym portalu, to na pewno znajdę i kiedyś w końcu obejrzę. ;)

Johnny Napalm

Na CDA jest i owszem wersja z lektorem – swoją drogą genialnym, kiedy już czyta ostatnie słowa a później sam od siebie ciężko wzdycha, zostało to zarejestrowane. Jest jednak jeden problem z tą wersją – jest bardzo słabej rozdzielczości. Ja pożyczyłem płytę od kolegi, który ją kupił kiedyś do gazety. Zastanawiam się nad zakupem wersji zremasteryzowanej z 2017 roku. Tylko chciałbym, żeby była jednak w wersji PL, a nie wiem czy ktoś już ją wydał w Polsce.
THE EARTH WITHOUT ART IS JUST EHh...

Juby

Spoko. Jak nie tu, to gdzieś indziej, kiedy indziej, będzie jeszcze okazja. ;) Z tym, że tak "ciężkie kino" wymaga odpowiedniego nastroju, więc póki co nie wiem kiedy mnie "natchnie" na seans. Tymczasem...

Remember, remember, the Fifth of November
Gunpowder treason and plot
I see no reason why gunpowder treason
Should ever be forgot




Specjalnie pod wczorajszy wieczór kupiłem V jak Vendetta na Blu-ray i powtórzyłem po blisko pięciu latach. Powtórka symboliczna, bo w wiadomą datę, w dodatku w roku 2020, czyli tym samym, w którym toczy się większość akcji filmowej adaptacji (powieść graficzna to alternatywny rok 1997).

O ile w przypadku Watchmen Zacka Snydera mam kilka poważnych uwag, tak w przypadku V praktycznie wcale. Nie czytałem oryginału, ale adaptacja to bez dwóch zdań jeden z najlepszych filmów komiksowych ever. Wizja świata, obsada (Portman! chociaż czasami nie mówi po "brytyjsku" i zastanawiam się, czy nie lepiej by było, gdyby rolę Evey otrzymała Keira Knightley), zdjęcia, muzyka, montaż, sceny akcji - wszystko tip top, ogląda się to doskonale, nie potrafię oderwać wzroku od ekranu, a całość jest i zawsze będzie tak samo aktualna. 9/10

Jeżeli miałbym wymienić jakieś uwagi, to na pewno kilka scen nierównych wizualnie (większość jest pod tym względem kapitalna, ale część Londynu i pomieszczeń wieje pustką) i trochę kłuje zaniedbanie głównej bohaterki. Po opuszczeniu Galerii Cieni całość skupia się na śledztwie Fincha i planie V, zostawiając Evey na zaledwie kilka ujęć w scenach montażu. Przez kilka miesięcy gdzieś sobie mieszkała, żyła, nie dała się złapać, a wytłumaczono to w locie dosłownie jednym zdaniem. Spore uproszczenie.

Shadow of the Bat

CytatO ile w przypadku Watchmen Zacka Snydera mam kilka poważnych uwag, tak w przypadku V praktycznie wcale.

A ja odwrotnie. Uwielbiam zarówno Watchmenów Snydera jak i komiks Moora który zdążyłem zamówić i przeczytać przed premierą filmu po tym jak zafascynował mnie zwiastun. Z V jak Vendetta było inaczej. Najpierw obejrzałem film i mi się spodobał chociaż nie zachwycił mnie tak, że wracałbym do niego jak szalony (a filmy które uwielbiam jak Star Wars, Batmany Nolana, filmy Burtona czy Tarantino, Indiana Jonesa, Spider-Many Raimiego itd katuję do urzygu). Później przeczytałem komiks i... film przy nim to jest wydmuszka. Prosty, pusty, płytki. Zrobiony od linijki. Jako adaptacja jest moim zdaniem słaby. Jako samodzielny film jest w porządku. Pamiętam, że byłem w szoku, że z tak wielowątkowej i niejednoznacznej historii można zrobić coś tak uproszczonego. Od tamtego czasu podobne działanie widziałem chyba tylko w fabularnej wersji animowanego Ghost in the Shell.

LelekPL

#1044
Nadal nie czytałem V jak Vendetta Moore'a, więc tu wiele się wypowiadać nie będę. Słyszałem o tym jak wiele bardziej interesujący jest komiks, jednak nigdy nie czułem potrzeby czytania. Może dlatego, że filmowy V to po prostu bardzo dobry choć prosty film, który brak głębi nadrabia świetnym tempem i przesłaniem... a w temacie faszyzm=zło myślę, że wiele więcej nie trzeba udowadniać. Słowa są dość synonimiczne ze sobą i taki czarno-biały podział w filmie jest wystarczający w tym temacie, tym bardziej, że film w większości nie zajmuje się tematem anarchii, a raczej rewolucją przeciwko tyranicznemu rządowi. Motyw z porwaniem Eve porusza nieco ekstremalne metody rewolucjonistów, ale ostatecznie wszystkie działania V w filmie i tak przedstawione są jako uzasadnione.

Jak wspomniałem, tutaj film mogę ocenić tylko w próżni, ale podobnie jak Watchmen, oceniam na 8/10

Juby

Również nie czytałem powieści graficznej, ale nawet jeśli ją w końcu nadrobię (a dzwoniłem przed chwilą do młodszego brata i ma mi ją jutro pożyczyć), to za bardzo podoba mi się film, abym miał go oceniać inaczej, niż jako odrębne dzieło.

I mea culpa, akcja filmu nie toczy się w 2020 (ciekawostki z Filmwebu mnie oszukały). :P

Juby

Mank
Najnowsza premiera Netflixa. Obejrzałem ją, bo uwielbiam Finchera (widziałem wszystkie jego filmy). David udowadnia, że jest fachurą w temacie kręcenia filmów: praca kamery, zdjęcia, aktorstwo - wszystko jest tip top... Tylko co z tego, skoro historia Mankiewicza piszącego scenariusz do Obywatela Kane'a, ani retrospekcje z jego wcześniejszego życia, nie są wciągające? Za dużo tu odniesień do kina i polityki Kalifornii lat 30-tych, których nie każdy wyłapie (ja miałem z tym problem, a tematem się interesuję). Obsada, szczypta humoru i kilka scen pozwoliły mi przetrwać seans i doceniam realizacyjny kunszt, ale nie jest to film, do którego miałbym ochotę wrócić. Chyba pierwszy taki Finchera. 6/10 to max. ile mogę dać.

Chwała
Jeden z najlepszych filmów o wojnie secesyjnej jaki widziałem. Włączyłem tylko dla Denzela (którego uwielbiam), ale cała obsada była super, historia o bohaterstwie taka, jakiej oczekiwałem + dawka patosu jakiej potrzebowałem w niedzielne przedpołudnie. Dobra realizacja i bdb muzyka Jamesa Hornera. 8/10



Powtórka trylogii po latach. Gdy jakiś czas temu odwiedzałem tatę, w telewizji właśnie zaczynała się pierwsza część. Tydzień później trafiłem do jego pokoju akurat gdy oglądał drugą (sceny w alternatywnym roku 1985) - chodziły więc za mną te filmy od jakiegoś czasu, a że dostałem je na Blu-ray w prezencie od narzeczonej jakiś czas temu, w końcu musiałem je sobie przypomnieć.

Nigdy nie byłem wielkim fanem Powrotów do przyszłości, ale chyba właśnie zostałem jednym z nich. Jako dzieciak lubiłem je, bo było dużo akcji, humoru i oczywiście podróże w czasie. Teraz, po tym jak nie widziałem ich od deski do deski jakąś dekadę (a może dłużej) mogłem docenić je o wiele bardziej. Scenariusz pierwszego Powrotu jest doskonały! Praca kamery, montaż, wspaniała muzyka Alana Silvestri'ego - wszystko prezentuje się obłędnie, tworząc niepowtarzalne widowisko. Finał jest jednym z tych, które trwają tak długo, sprawy komplikują się w nim tak często, a napięcie nie tylko sięga zenitu, ono zwyczajnie nie przestaje rosnąć(!), że gdy w końcu Marty'emu udaje się wrócić do 1985 roku, a Doc Brown widzi znikającego DeLoreana i cieszy się jak dziecko na ulicy, wypuściłem z siebie parę, jakbym sam właśnie dokonał czegoś niemożliwego. Fantastyczny film, fantastyczna rozrywka. 9/10, ale już mam ochotę na powtórkę, a piosenka "Power of Love" kotłuje mi się w głowie od tygodnia, więc nie wiem czy po kolejnej powtórce nie dam dychy. :D

Sequel miał cholerne trudne zadanie, bo musiał ruszyć z miejsca, w którym zakończył się oryginał, a przecież zakończono go gagiem! Podróż do przyszłości nie ma więc zbyt wiele sensu, misja Doca i Marty'ego wypada dość pretekstowo i to tu znajduje się najwięcej nieścisłości scenariuszowych. Przyznam, że poza kilkoma znakomitymi pomysłami (deskolotka, Jaws 19 - "This time it's really really personal" ;D, córka Marty'ego!! ;D) segment w przyszłości i cały nadmiar ekspozycji w pierwszej połowie filmu lubię najmniej. Na szczęście Marty w końcu idzie do Biffa (oglądającego Za garść dolarów! :D) dopytać o Almanach i wtedy dwójka robi się równie dobra, co część pierwsza. Przeżywanie tych samych wydarzeń z innej perspektywy do dziś jest czymś wyjątkowym, no i to w tej części największe wrażenie robią efekty specjalne (szczególnie dwa ujęcia musiałem sobie powtórzyć, tak świetnie się trzymają). Cliffhanger też pierwsza klasa. Rozumiem decyzję z umieszczeniem na końcu drobnego zwiastuna do części trzeciej, bo ludzie pewnie zwyzywaliby twórców za urwanie akcji w takim momencie (nie byli wtedy gotowi). To chyba najlepsze zawieszenie akcji do czasu Avengers: Infinity War. Ocena: 3 na 4 gwiazdki wydaje mi się najodpowiedniejsza (nie przekładam jej na skalę 1-10, bo nie toleruję połówek).

Trzecia część miała ten luksus, że podobnie do oryginału mogła powoli wprowadzać widza w fabułę, nie rzucać go od razu do roku 2015. Dzięki temu ekspozycji jest o wiele mniej, tempo znacznie lepsze, a klimat westernu i wszystkie najważniejsze elementy gatunku, które tu zawarto, są po prostu wspaniałe (zwłaszcza jak się lubi westerny, a ja lubię). W trzeciej części to w końcu Marty, a nie George ma jakiś story arc, musi się czegoś o sobie nauczyć, to także w tej części Doc ma największą rolę, a ich duet działa wspólnie częściej niż kiedykolwiek. Do czasu Batman Begins nie kojarzę drugiego tak emocjonującego finału z pędzącym pociągiem - uwielbiam go. Przyznam szczerze, że choć pierwszą część uważam za najlepszą, to chyba trójkę widziałem najwięcej razy i uważam za najfajniejszą. ;) 9/10

Zakończenie nie ma w sobie za grosz sensu (wehikuł czasu zbudowany na Dzikim Zachodzie!? :)), ale puenta i przesłanie są tak proste, oczywiste, że nie wyobrażam sobie, aby to mogło zakończyć się inaczej. Wspaniała trylogia i bardzo dobrze, że Zemeckis trzyma się swojego stanowiska, aby takową pozostała. Żadnych sequeli, spin-offów, ani remake'ów Powrót do przyszłości nie potrzebuje.

LelekPL

Cytat: Juby w 10 Grudzień  2020, 10:25:19Mank
Najnowsza premiera Netflixa. Obejrzałem ją, bo uwielbiam Finchera (widziałem wszystkie jego filmy). David udowadnia, że jest fachurą w temacie kręcenia filmów: praca kamery, zdjęcia, aktorstwo - wszystko jest tip top... Tylko co z tego, skoro historia Mankiewicza piszącego scenariusz do Obywatela Kane'a, ani retrospekcje z jego wcześniejszego życia, nie są wciągające? Za dużo tu odniesień do kina i polityki Kalifornii lat 30-tych, których nie każdy wyłapie (ja miałem z tym problem, a tematem się interesuję). Obsada, szczypta humoru i kilka scen pozwoliły mi przetrwać seans i doceniam realizacyjny kunszt, ale nie jest to film, do którego miałbym ochotę wrócić. Chyba pierwszy taki Finchera. 6/10 to max. ile mogę dać.

Chwała
Jeden z najlepszych filmów o wojnie secesyjnej jaki widziałem. Włączyłem tylko dla Denzela (którego uwielbiam), ale cała obsada była super, historia o bohaterstwie taka, jakiej oczekiwałem + dawka patosu jakiej potrzebowałem w niedzielne przedpołudnie. Dobra realizacja i bdb muzyka Jamesa Hornera. 8/10
Zgadzam się z jednym i drugim. Mank to spory zawód. Humor w ogóle do mnie nie trafił. Aktorsko też uważam, że zawód. Napewno realizacyjnie ten film się ratuje. Muzyka i zdjęcia są kapitalne. Ale tematyka też nie porywa. Szczerze mówiąc nie obchodziło mnie czy Mank zostanie oficjalnie podpisany pod filmem czy nie i nie chodzi tylko o to, że już to wiedziałem. Po prostu nie wydawało mi się, że czuć tu było jakąkolwiek stawkę. Hearst jest tutaj budowany jako Kane, a tak naprawdę strasznie mało znaczący jest w tym filmie. Za realizację też mogę dać 6/10 i nic więcej.

Glory to natomiast prawdziwy popis Denzela. Jedna z jego najlepszych ról. Niesamowicie przykuwa uwagę ten człowiek, chyba bardziej niż jakakolwiek inna gwiazda kina obecnie. Jeśli chodzi o sam magnetyzm ekranowy postawiłbym go obok Brando, Nicholsona, Bogarta i Hoffmana jako top 5 w historii.

Co do Powrotu to  nadal utrzymuję, że jedynka to obok Czarnoksiężnika z Oz najbardziej ponadczasowy film przygodowy. Zawsze się go dobrze ogląda i za każdym razem ma się taką samą przyjemność. Dwójka dla mnie nie jest tak idealnie skonstruowana, ale fabuła jest jeszcze ciekawsza i mamy kapitalnie zrealizowany rok 2015. Trójka to najmniej udana część dla mnie, pewnie dlatego, że nie jestem fanem westernów i zawsze wydawało mi się, że tracimy czas w tej jednej lokacji, podczas gdy dwójka poszła już o krok dalej i przedstawiła prawdziwie szaleństwo podróżowania w czasie.
1 - 10/10
2 - 9/10
3 - 7/10

Juby

Najbardziej "ponadczasowy" ;D Trafiłeś idealnie.

Moja topka filmów Finchera (Mank na ostatnim miejscu, kilka tytułów zdecydowanie muszę powtórzyć, bo taką Grę na przykład widziałem tylko raz, z 10 lat temu)
https://letterboxd.com/juby_/list/david-fincher/

Mr.G

Cytat: Juby w 10 Grudzień  2020, 10:25:19to chyba trójkę widziałem najwięcej razy i uważam za najfajniejszą.
U mnie poszło to w drugą stronę - wyłącznie trójkę miałem za dzieciaka na VHS i wałkowałem ją tyle razy, że dziś mam przesyt i nie potrafiłbym znów się za nią zabrać. Za to dwie pierwsze części niedawno odświeżyłem i także podpinam się pod ich ponadczasowość. Nie wiem którą wolę bardziej, obie są rewelacyjne, ale w dwójce mam szczególny sentyment do alternatywnego 1985 oraz deskolotki... niby nic, a pamiętam jakiego miałem bzika na punkcie tego gadgetu i kiedy jakimś kodem udało się uzyskać podobny efekt w którymś Tony Hawku, to byłem przeszczęśliwy.
Ponadto do dziś niesamowicie ogląda się, jakimi optymistami w temacie technologii byli twórcy filmu ukazując rok 2015 ;]
Fakt, można doszukiwać się pewnych luk fabularnych, ale po co? Lepiej rozpędzić się z tą serią do 88 mil na godzinę i patrzeć, jak lecą iskry.