Ok, przyznaję, końcówka rocznika '98 jest naprawdę bardzo dobra, ale przypomniało mi się, że początek batmanowego 1998 roku mnie prawie zniechęcił do tej postaci. Teraz to już przetrawiłem, ale kiedy widziałem rysunki Kelley Jonesa w Batmanach po raz pierwszy, to cieszyłem się, że nie jadłem czegoś rzygopędnego, bo jego prace mnie obrzydzały. O dziwo, teraz, przy czytaniu Sandmana, odbieram je mega pozytywnie. Cóż, czas...
Ja głosowałem na rok 1991 ze świata Batmana w Polsce. Gdyby mnie ktoś z zaskoczenia spytał, który rocznik był najlepszy i który może wpłynąć na zainteresowanie się Batmanem, poczytaniem czegoś nieoczywistego i niesztampowego, to zawsze polecę ten rocznik:
#1/91 – no, nie trzeba mówić, że to KOMIKS-LEGENDA! I biegało się z tym komiksem po latach, pokazując niedowiarkom plującym na samą ideę komiksu jako takiego, mówiąc: "Patrzcie!!! Tak też wygląda komiks! I co, zatkało kakao... frajerzy?!"
#2/91 – najlepsza intryga z udziałem Pingwina. No i pojawienie się Norma Breyfogle'a w Polsce. Historia dodatkowo nieoczywista. Genialna okładka, gdzie na kreskę Norma zostały nałożone kolory aż w Hong Kongu, jak się dowiedziałem z późniejszych tekstów Arka Wróblewskiego.
#3/91 – nowy świetny rysownik. Pewnie w tamtych czasach ludki myślały, że zawsze będzie rysował ktoś inny kolejny numer. A tu Norm, co było i tak bardzo dobre. Historia poważna, z przesłaniem, ale niemoralizatorska. Wyjątkowo poważna i wyprzedzająca swoje czasy.
#4/91 – moi najjaśniejsi Państwo. Przecież to pierwsze pojawienie się Anarky'ego. Jakże nie cenić tego komiksu.
#5/91 – komiks słabo narysowany, Norm się nie postarał za bardzo, oprócz sekwencji walk, które były genialne. Dosyć mocne historię. Mam sentyment do tego komiksu. Wracając ze szkoły zobaczyłem dziadka/babcie z kocykiem na którym leżał ten komiks i Punisher #3/91. Każdy z nich został kupiony za 50 groszy. Do dziś pamiętam.
#6/91 –fajna nawiązanie do Jokera. Polski czytelnik w większości wtedy nie wiedział o co chodzi, że Jokera nie ma i tylko wraca we wspomnieniach Batman którejś tam walki. No i pierwsze pojawienie się Catwoman w Polsce.
#7/91 – Aborygen był słabą historią, ale Ekstaza mocno zapadła mi w pamięci. Aż się wzruszyłem, że potrafię wyobrazić sobie jak czuł się główny bohater historii... dobra, żartuję, aż tak wrażliwy nie jestem.
#8/91 – najlepsza historia z Riddlerem ever! I to chyba nie tylko w Polsce. No, historia tak mocna, skomplikowana, wymagająca skupienia i oczytania od odbiorcy, że potrafi skopać dupsko największym koneserom komiksów.
#9/91 – historia o wkręceniu się Tima Drake'a do roli nowego Robina. Trzeba to przeczytać koniecznie, jako fan serii, chociaż połowa komiksu, tworząca tą historię, jest wręcz uroczo posklejana z kilku komiksów. Druga historia jest nadnaturalna, a jest to rzadkością w komiksach o Batmanie. Grim Knight moim zdaniem za surowo ocenił tą historię w swojej recenzji.
#10/91 – chyba wszyscy kochają Szczurołapa, a jak nie to chociaż wymieniają tą okładkę, jako jedną z najbardziej kultowych.
No, końcówka rocznika już była taka sobie, ale trzeba było to pokazać. Podsumowując, tylko dwa ostatnie numery wypadły słabiej spośród wszystkich dwunastu numerów rocznika 1991. Jak dla mnie to najlepszy rocznik, jasne?!
Ja głosowałem na rok 1991 ze świata Batmana w Polsce. Gdyby mnie ktoś z zaskoczenia spytał, który rocznik był najlepszy i który może wpłynąć na zainteresowanie się Batmanem, poczytaniem czegoś nieoczywistego i niesztampowego, to zawsze polecę ten rocznik:
#1/91 – no, nie trzeba mówić, że to KOMIKS-LEGENDA! I biegało się z tym komiksem po latach, pokazując niedowiarkom plującym na samą ideę komiksu jako takiego, mówiąc: "Patrzcie!!! Tak też wygląda komiks! I co, zatkało kakao... frajerzy?!"
#2/91 – najlepsza intryga z udziałem Pingwina. No i pojawienie się Norma Breyfogle'a w Polsce. Historia dodatkowo nieoczywista. Genialna okładka, gdzie na kreskę Norma zostały nałożone kolory aż w Hong Kongu, jak się dowiedziałem z późniejszych tekstów Arka Wróblewskiego.
#3/91 – nowy świetny rysownik. Pewnie w tamtych czasach ludki myślały, że zawsze będzie rysował ktoś inny kolejny numer. A tu Norm, co było i tak bardzo dobre. Historia poważna, z przesłaniem, ale niemoralizatorska. Wyjątkowo poważna i wyprzedzająca swoje czasy.
#4/91 – moi najjaśniejsi Państwo. Przecież to pierwsze pojawienie się Anarky'ego. Jakże nie cenić tego komiksu.
#5/91 – komiks słabo narysowany, Norm się nie postarał za bardzo, oprócz sekwencji walk, które były genialne. Dosyć mocne historię. Mam sentyment do tego komiksu. Wracając ze szkoły zobaczyłem dziadka/babcie z kocykiem na którym leżał ten komiks i Punisher #3/91. Każdy z nich został kupiony za 50 groszy. Do dziś pamiętam.
#6/91 –fajna nawiązanie do Jokera. Polski czytelnik w większości wtedy nie wiedział o co chodzi, że Jokera nie ma i tylko wraca we wspomnieniach Batman którejś tam walki. No i pierwsze pojawienie się Catwoman w Polsce.
#7/91 – Aborygen był słabą historią, ale Ekstaza mocno zapadła mi w pamięci. Aż się wzruszyłem, że potrafię wyobrazić sobie jak czuł się główny bohater historii... dobra, żartuję, aż tak wrażliwy nie jestem.
#8/91 – najlepsza historia z Riddlerem ever! I to chyba nie tylko w Polsce. No, historia tak mocna, skomplikowana, wymagająca skupienia i oczytania od odbiorcy, że potrafi skopać dupsko największym koneserom komiksów.
#9/91 – historia o wkręceniu się Tima Drake'a do roli nowego Robina. Trzeba to przeczytać koniecznie, jako fan serii, chociaż połowa komiksu, tworząca tą historię, jest wręcz uroczo posklejana z kilku komiksów. Druga historia jest nadnaturalna, a jest to rzadkością w komiksach o Batmanie. Grim Knight moim zdaniem za surowo ocenił tą historię w swojej recenzji.
#10/91 – chyba wszyscy kochają Szczurołapa, a jak nie to chociaż wymieniają tą okładkę, jako jedną z najbardziej kultowych.
No, końcówka rocznika już była taka sobie, ale trzeba było to pokazać. Podsumowując, tylko dwa ostatnie numery wypadły słabiej spośród wszystkich dwunastu numerów rocznika 1991. Jak dla mnie to najlepszy rocznik, jasne?!