Z chęcią poszedłbym w kierunku przeciwników Batmana innych niż wałkowany na wszelkie sposoby Joker i jego towarzyszka, ale sklepowe półki nie dawały ostatnio za dużego wyboru w tej materii, więc gdy pojawiła się okazja na zdobycie kilku prezentów, zasugerowałem to, co było dostępne, więc Harleen oraz Białego Rycerza. Czy było warto?
Na Harleen zdecydowałem się głównie za sprawą jednego zdania z recenzji na BC. "Komiks dla tych, którzy nie przepadają za współczesnym wizerunkiem Harley Quinn" - szło to jakoś tak i na pewno tyczyło się mnie. No i rzeczywiście, zamiast komedyjki o irytującej dziewczynce z młotem mamy dobrze napisaną historię doktor Quinzeel, która przedstawiona została tak ludzko i realistycznie, że nie sposób najzwyczajniej w świecie jej nie polubić i tym samym nie współczuć w ostatnim kadrze. Niczym ostatni filmowy Joker, komiks ten pokazuje, że w poszczególnych przeciwnikach Batmana drzemie potencjał na samodzielną historię, a jednocześnie fajnie i nienachlanie wplecione są inne postacie. Oczywiście kluczowa dla opowieści jest relacja tytułowej bohaterki z Jokerem, który tym razem został pokazany jako amant o maślanych oczach - przynajmniej wobec Harleen. Może trochę momentami z tym przesadzono, może był za przystojny i za mało szalony jak na Pana J., ale tym razem musiał taki być - taka historia. Zresztą, w tym komiksie każdy był przystojny, nawet Luciusz Fox, może tak trzeba w historiach opowiadanych z kobiecego punktu widzenia?
Tak czy inaczej porządny komiks. Dobry scenariusz, fajne postacie. Kreska ładna, dla mnie jednak momentami aż nazbyt fotograficzna - jednak wolę, gdy komiks jest komiksem, a nie opowieścią graficzną.
Ale powyższy tytuł szybko wyleciał z głowy po przeczytaniu kolejnego. Joker wyleczony i zaczyna zbawiać Gotham? Oj bardzo sceptyczny byłem do tego pomysłu. Ale udało się. Udało jak diabli.
Zwykle, niezależnie jak niecna jest intryga, wiemy kto jest dobry a kto zły. Wiemy, że koniec końców to Batman zwycięży, bo choć wszyscy się odwrócili, to on ma rację. Tym razem tego poczucia nie miałem i to chyba jest największa moc Białego Rycerza. Opowieść jest niepokojąco wiarygodna, zwłaszcza jeśli popatrzymy na dzisiejsze podejście do traktowania praw człowieka, mniejszości i w ogóle tzw. poprawność polityczną. Z początku szalona koncepcja krok po kroku zmierza do realizacji, owocując po drodze w świetne zwroty akcji, wzruszenia, zaskakujące sojusze i iście epickie sceny, jak chociażby Batmobile wszelkich epok przemierzające wspólnie ulice Gotham. Oj jak bardzo chciałbym coś takiego ujrzeć na dużym ekranie! A czytelnik co raz bardziej daje się wciągnąć w to szaleństwo, przechylając szale dobra i zła, przyznając rację kolejnym argumentom odmienionego Jokera i do samego końca nie będąc pewien czy on naprawdę został wyleczony, czy może to po prostu kolejna mistyfikacja.
Twórca komiksu nie boi się wywracać do góry nogami dziedzictwa Batmana, dla potrzeby historii mieszając w kanonie, uśmiercając ważne postacie, czy rewelacyjnie bawiąc się smaczkami z filmów czy serialu TAS. A gdy jest po wszystkim, Batman nie włazi po prostu na gargulca i czeka na kolejny bat-sygnał... nie, to już zupełnie inne Gotham, inni bohaterowie, inne zasady gry.
Bardzo podobały mi się rysunki. Batman w każdym kadrze zionie mrokiem, brutalnością, siłą, ale i zmęczeniem i wypaleniem, co jest bardzo ważne dla historii. Mocno podeszły mi również nieco zmienione kostiumy bohaterów.
Kawał dobrej historii.
I teraz pytanie do komiksiarzy. Czy Biały Rycerz jest jakoś kontynuowany, czy to zupełnie jednorazowy twór? Bo aż by się chciało zobaczyć co dalej, zwłaszcza że komiks kończy się sporym cliffhangerem.
Na Harleen zdecydowałem się głównie za sprawą jednego zdania z recenzji na BC. "Komiks dla tych, którzy nie przepadają za współczesnym wizerunkiem Harley Quinn" - szło to jakoś tak i na pewno tyczyło się mnie. No i rzeczywiście, zamiast komedyjki o irytującej dziewczynce z młotem mamy dobrze napisaną historię doktor Quinzeel, która przedstawiona została tak ludzko i realistycznie, że nie sposób najzwyczajniej w świecie jej nie polubić i tym samym nie współczuć w ostatnim kadrze. Niczym ostatni filmowy Joker, komiks ten pokazuje, że w poszczególnych przeciwnikach Batmana drzemie potencjał na samodzielną historię, a jednocześnie fajnie i nienachlanie wplecione są inne postacie. Oczywiście kluczowa dla opowieści jest relacja tytułowej bohaterki z Jokerem, który tym razem został pokazany jako amant o maślanych oczach - przynajmniej wobec Harleen. Może trochę momentami z tym przesadzono, może był za przystojny i za mało szalony jak na Pana J., ale tym razem musiał taki być - taka historia. Zresztą, w tym komiksie każdy był przystojny, nawet Luciusz Fox, może tak trzeba w historiach opowiadanych z kobiecego punktu widzenia?
Tak czy inaczej porządny komiks. Dobry scenariusz, fajne postacie. Kreska ładna, dla mnie jednak momentami aż nazbyt fotograficzna - jednak wolę, gdy komiks jest komiksem, a nie opowieścią graficzną.
Ale powyższy tytuł szybko wyleciał z głowy po przeczytaniu kolejnego. Joker wyleczony i zaczyna zbawiać Gotham? Oj bardzo sceptyczny byłem do tego pomysłu. Ale udało się. Udało jak diabli.
Zwykle, niezależnie jak niecna jest intryga, wiemy kto jest dobry a kto zły. Wiemy, że koniec końców to Batman zwycięży, bo choć wszyscy się odwrócili, to on ma rację. Tym razem tego poczucia nie miałem i to chyba jest największa moc Białego Rycerza. Opowieść jest niepokojąco wiarygodna, zwłaszcza jeśli popatrzymy na dzisiejsze podejście do traktowania praw człowieka, mniejszości i w ogóle tzw. poprawność polityczną. Z początku szalona koncepcja krok po kroku zmierza do realizacji, owocując po drodze w świetne zwroty akcji, wzruszenia, zaskakujące sojusze i iście epickie sceny, jak chociażby Batmobile wszelkich epok przemierzające wspólnie ulice Gotham. Oj jak bardzo chciałbym coś takiego ujrzeć na dużym ekranie! A czytelnik co raz bardziej daje się wciągnąć w to szaleństwo, przechylając szale dobra i zła, przyznając rację kolejnym argumentom odmienionego Jokera i do samego końca nie będąc pewien czy on naprawdę został wyleczony, czy może to po prostu kolejna mistyfikacja.
Twórca komiksu nie boi się wywracać do góry nogami dziedzictwa Batmana, dla potrzeby historii mieszając w kanonie, uśmiercając ważne postacie, czy rewelacyjnie bawiąc się smaczkami z filmów czy serialu TAS. A gdy jest po wszystkim, Batman nie włazi po prostu na gargulca i czeka na kolejny bat-sygnał... nie, to już zupełnie inne Gotham, inni bohaterowie, inne zasady gry.
Bardzo podobały mi się rysunki. Batman w każdym kadrze zionie mrokiem, brutalnością, siłą, ale i zmęczeniem i wypaleniem, co jest bardzo ważne dla historii. Mocno podeszły mi również nieco zmienione kostiumy bohaterów.
Kawał dobrej historii.
I teraz pytanie do komiksiarzy. Czy Biały Rycerz jest jakoś kontynuowany, czy to zupełnie jednorazowy twór? Bo aż by się chciało zobaczyć co dalej, zwłaszcza że komiks kończy się sporym cliffhangerem.