Aktualności:

"Batman: Długie Halloween" w sprzedaży od 29 maja.

Menu główne

The Amazing Spider-Man i sequele

Zaczęty przez Altair, 09 Październik 2008, 22:53:14

Juby

The Amazing Spider-Man
Nie posiadam go w swojej kolekcji, a taż chciałem powtórzyć przed nowym Spider-Manem, więc brat poratował mnie hasłem do Netflixa. Recenzja słowami samego Harry'ego Osborna:



Dłuższa wersja: Twórcy coś tam próbowali zrobić inaczej, np. dodać wątek rodziców Petera, ale mimo wszystko za mało to odbiega od originu wg Sama Raimiego. Przez to porównania w trakcie oglądania narzucają się same i pod praktycznie każdym względem wersja z Andrew Garfieldem ustępuje poprzednikowi. Scena ukąszenia przez pająka - Raimi górą. "With great power comes great responsibility" - Sam Raimi 2 : Marc Webb 0. Śmierć wujka Bena - to samo. Pierwsze starcie bohatera z głównym przeciwnikiem (Spidey vs. Goblin na festynie / Spidey vs. Lizard w kanałach) również wolę w starszym Spider-Manie. Finałowe starcie - tutaj to już w ogóle nokaut. Konstrukcyjnie TASM też wypada gorzej. Słabo pamiętałem ten film i byłem zaskoczony, że Peter zostaje ugryziony dopiero w 23 minucie (u Raimiego już w trzeciej scenie), na jakąkolwiek działalność superbohaterską i zrobienie kostiumu trzeba czekać niemal godzinę, na powstanie antagonisty jeszcze dłużej, a na ich pierwsze starcie prawie 1,5h! Lizard to prawdopodobnie najsłabszy przeciwnik Spider-Mana do tej pory. Niespecjalnie go rozbudowano (znał ojca Petera, nie ma ręki i pracuje w Oscorp - tyle o nim wiemy), nie pokazano żadnej sceny z jego życia, jego przemiana i jej konsekwencje za bardzo przypominają Goblina i Doc. Ocka + ma kiepski design twarzy. Poza tym, dopóki Peter nie postanawia go złapać i zastawia sieci w kanałach, brakuje między nimi jakiegokolwiek konfliktu.

Trochę o plusach: bardzo dobrze wypada casting. Andrew jest świetny, Emma jest świetna, chemia między nimi jest idealna, tak z tysiąc razy lepsza od tego co było między Tobeyem, a Kirsten Dunst. Kpt. Stacy, wujek Ben i ciocia May również wypadają dobrze. Film ma odpowiednią dawkę humoru (wujek Ben i jego tekst w szkole FTW) i znacznie lepsze niż w poprzednikach efekty wizualne, szczególnie poprawiono fizykę postaci podczas huśtania się na pajęczynie. Muzyka Jamesa Hornera ustępuje nutom Danny'ego Elfmana, ale też miewa swoje momenty. Pierwszą godzinę, która w zasadzie mogłaby się nazywać "The Adventures of young Peter Parker" ogląda się całkiem przyjemnie, dopiero od połowy, kiedy postacie znikają bez słowa wyjaśnienia (Irrfan Khan?!), a sceny zaczynają się bez żadnej podbudowy (akcja w liceum) widać, że coś poszło nie tak na stole montażowym.

Nie był to ani zły, ani specjalnie udany powrót po latach. Reboot na pewno okazał się mniej żenujący od SM3, ale jest też najmniej widowiskowym Spider-Manem, któremu dużo brakuje do pierwszych dwóch filmów.

Nie mam jak powtórzyć The Amazing Spider-Man 2 (nie posiadam wydania płytowego, nie ma go też na Netflix), więc pewnie tylko zerknę na kilka clipów na YT (i tak dobrze go pamiętam, bo w przeciwieństwie do poprzednich widziałem go ze dwa lata temu w tv). Napiszę więc krótko, że od wyjścia z kina podoba mi się bardziej od pierwszej części. Choć często poziom kiczu i karykatury wykraczają w nim poza wszelką skalę, podoba mi się od strony audiowizualnej, satysfakcjonuje mnie scenami akcji (zwłaszcza finałowym starciem z Goblinem) i jest najbliższy komiksom/kreskówkom ze Spider-Manem, jakie znam.