Aktualności:

"Batman: Długie Halloween" w sprzedaży od 29 maja.

Menu główne

Ostatnio ogladalem...

Zaczęty przez Leon Kennedy, 26 Marzec 2008, 15:09:07

Altair

To szkoda ze nie ogladales tych z,,Uncharted:Drake's Fortune'' ;)

Mihcim

Tylko ze w RE5 uzywali takich specjalnych motion capture cameras czy jakos tak ze ten Uncharted nie siega do piet w cut scenkach RE5 ; )

Altair

Po co gadasz jak się nie znasz?   ???


http://www.youtube.com/watch?v=U8I4rnQd-Gw


CytatTylko ze w RE5 uzywali takich specjalnych motion capture cameras czy jakos tak ze ten Uncharted nie siega do piet w cut scenkach RE5 ; )
Wyobrażasz sobie,że Uncharted nagrywano dokładnie w tej samej technologi?Ba!Cut-scenki grali profesjonalni aktorzy,a ich głosy nagrywano w tym samym momencie,dzięki czemu zachowano realistykę wypowiedzi :P 

Huntersky

Nie mówiąc już o tym, że we wszystkich grach jest używany motion capture :P
<br />http://huntersky.deviantart.com<br />WHATTUP, BIOTCH! - Harrison Ford

vincent

i nie wspominając, że od jakiegoś roku to jest już standard i prawie żadna gra 3D bez tego nie wychodzi.
Moje opowiadania o Batmanie:

ADRENALINA

Z JASKINI NIETOPERZA

Mihcim

Mnie chodzi o to ze jak narazie RE5 uzywalo tych specjalnych kamer ; )
A ty sie znasz bruce?

Altair


Mihcim

#292
Cos o RE5 i motion Capture ; )
http://www.youtube.com/watch?v=gNLlwdKHK28
http://www.youtube.com/watch?v=wRC9EkCe1lg
http://www.youtube.com/watch?v=ApXDw768RT4
http://www.youtube.com/watch?v=ek46-XRsZ-8

Nie znam się zbytnio na RE, ale jeśli teraz rozmawiacie o grze, to proponuję skończyć offtop i zajrzeć do tematu "Gry" ;)

Altair

Mam nadzieję,że Cię nie uraziłem Mihcim ;)

Kadaver

Eden Lake-dawno jakiś film nie zrobił na mnie takiego wrażenia. Aktorstwo,muzyka,zdjęcia są oczywiście bez zarzutu,ale siłą tego sugestywnego dzieła jest fabuła i społeczny kontekst.Nie wampiry,nie zombie,nie zmutowani kanibale,ale z pozoru zwyczajne nastolatki,których mnóstwo mozna spotkać w trawmaju albo na spacerze z psem,są tu wcieleniem zła.Zła prymitywnego i jednoznacznie odpychającego.Nastolatki to potwory(wiem,że nie wszystkie,ale część na pewno)-wiem to już od czasów gimnazjum,ale cieszę się,że ktoś miał odwagę to pokazać w tak bezkompromisowy,brutalny sposób. Zamierzam to pokazać wszystkim kolegom i koleżankom,którzy są na specjalizacji nauczycielskiej-ciekawe,co powiedzą.Halloween Roba Zombiego,Hostel 2,Hills Have Eyes 2,Turistas mogą się przy tym filmie schować.

Mel

#295
Eden Lake? Jeszcze za cienkie.
Czyste, prymitywne i odpychające zło znajdziesz w rosyjskim filmie "Ładunek 200"(film na faktach!).
To dopiero mocne kino, które trafnie ilustruje gnijącą Rosję pod koniec lat 80 i brew pozorom (dość spora część ludzi rozpatruje ten obraz jako zwykły slasher pozbawiony od początku do końca oryginalności i przesłania, który nie zawsze jest wymagany), to film o dość głębokiej fabule i pełen trafnych metafor. Brutalizm i przemoc są podane w odpowiednich proporcjach tak, aby nie zdominować filmu, który ostatecznie został nastawiony na czystą psychodelię. Może i zaczyna się jak zwykły rosyjski film obyczajowy, ale warto nie opuszczać tego szczebla schematycznego filmu - tworzy z resztą "zgrabny" kontrast.
Jeżeli ktoś chce zobaczyć coś na prawdę przerażającego i za razem PRAWDZIWEGO, to gorąco polecam ten film! Niesamowite wrażenie gwarantowane.

LelekPL

#296
Ok, to co tam było ostatnio:
Lords of Dogtown - kolejny film z cyklu "niewidziany przeze mnie film z Ledgerem". I ponownie się nie zawiodłem, bo nie tylko Heath jest tu naprawdę dobry, ale cały film jest wręcz świetny. Tematem przewodnim jest prawdziwa historia trzech pionierów skateboardingu. Jako człowiek, który nie ma o tym zielonego pojęcia, poza graniem w kilka odsłon Tonego Hawka, i tak się wciągnąłem. Pierwsze co zasługuje na uwagę to muzyka. Z racji, że akcja filmu dzieję się w latach 70tych mamy tu m.in. Jimmiego Hendrixa co fantastycznie oddaje klimat. Kolejną zaletą są zdjęcia, zwłaszcza ostatnia scena w basenie, gdzie leci odnowiony kawałek Floydów "Wish You Were Here" - fantastyczne wrażenie! Gra aktorska stoi także na wysokim poziomie, ale głównie dzięki dwóm aktorom John Robinson i często niedoceniany Emile Hirsch. Zwłaszcza Hirsch potwierdza po raz kolejny swój nieprzeciętny talent i rzeczywiście szkoda, że nie widujemy go więcej, a ma już na swoim koncie sporo udanych ról (ta, Milk, Alpha Dog czy Into The Wild). Obaj wspierani są przez Ledgera w roli drugoplanowej, ale ten skrada każdą scenę w której się znajduje. Podobnie jak w Brokeback czy Dark Knight przeistoczył się w swoją postać i jest wręcz nie do poznania. Duży plus tego filmu, podobnie jak epizodyczne rólki skaterów znanych każdemu, jak Tony Hawk (świetne cameo) czy Johny Knoxville, a nawet trójka głównych bohaterów się pojawia czyli Adams, Peralta i Alva. Minusem może być niezrozumienie dla ich zamiłowania dla człowieka niezwiązanego ze skateboardingiem, dlatego ocenę dam 8/10, ale dla fanów powinna wynosić 10/10!

Punisher:War Zone - no cóż - jest słaby. A po przejęciu przez Studio filmowe Marvel praw do większości swoich bohaterów i wykorzystania tego przy Iron Manie i Incredible Hulku byłem dobrej myśli. Oba te filmy wyróżniało to, że były wierne materiałowi źródłowemu jak i ściągnęły naprawdę ambitnych i utalentowanych ludzi, czym zadowolili zarówno większość fanów jak i krytyków co często potrafi się wykluczyć. Niestety Punisher działa w ten sposób tylko w połowie. Odcinając się od filmu z Janem i tym bardziej z Lundgrenem ukazuje nie tylko komiksowo adekwatną wizję morderstwa rodziny, ale także po raz pierwszy przedstawia nam głównego wroga Punishera - Jigsaw. I tu pojawia się problem, z tego co pamiętam nie była to jakaś słaba postać, ale była też trochę sztuczna i nudna, jednak w filmie jest po prostu tragiczna. Aktor Dominic West jest FA-TAL-NY, ale niech się nie martwi, bo nie bardziej niż aktor grający jego brata, twardziela-psychopatę. Ani on nie wydaje się psychopatyczny, ani twardy, raczej miękki i śmieszny. Śmieszność obu tych postaci jest tak porażająca i irytująca, że nie potrafi nie denerwować, a denerwuje tym bardziej, że film w cale nie byłby taki zły, gdybyśmy mogli się bać villanów, a przynajmniej ich szanować. Bo poza tym jedyne minusy, to nieco teledyskowate zdjęcia i szybkie, denerwujące cięcia oraz nijakie role drugo i trzecioplanowe, zwłaszcza detektywa "ścigającego" Punishera - marny aktor. Ale Ray Stevenson w roli głównej jest naprawdę dobry. Film z 2004 miał w głównej roli Jane'a, którego lubiłem, był przekonywujący i jest naprawdę niezłym aktorem, ale ma trochę zbyt chłopięcą urodę i nie sprzedał tej roli tak dobrze jak Stevenson. Ten gra równie dobrze krótkie momenty spokoju na ekranie (no może poza nostalgicznym płaczem za rodziną), co sceny akcji. Kolejny plus to świetny kostium i umiejętności batalistyczne Franka, plus broń! Inną zaletą jest brak originu, który był jedną z większych wpadek Punishera AD2004. Tam mamy cały wstęp poświęcony originowi, w którym nie odczuwamy ani jego wielkiej miłości, ani tego czemu doszedł wniosku, że musi zabijać. Tu natomiast Frank już jest Punisherem, i jedynie wspomina śmierć rodziny, co wydaje się być o sto razy lepszym posunięciem. Ogólnie scenariusz jest całkiem niezły, najlepszy z dotychczasowych, ale wykonanie pogrążyło ten film. Owszem film posiada kategorie R i wyjątkowo dobrze ją wykorzystuje, jest sieczka za sieczką, momentami jednak wykorzystuje ją za dobrze i to mogłoby doprowadzić do wymiotów, gdyby nie wyglądało tak sztucznie! Ogólnie jednak ogląda się to dobrze, dlatego dam ocenę taką jak Batmanowi Forever... oba filmy są słabe, mają więcej wad niż zalet, ale ogląda się je dobrze, dlatego daję 5/10 (aha i wydawał się za krótki)
Posted on: 28 Marzec  2009, 21:23:00

 Watchmen - ok, czytałem komiks i był świetny, jeden z lepszych (na pewno nie najlepszy), ale czy to oznacza, że film mi się nie spodoba? Nie koniecznie, podobał mi się, nawet bardzo! Ale zacznijmy od wad: SLOW-MOTION! Snyder znowu daje znać o swoim zamiłowaniu do pokazania nam wszystkiego w takim tempie, żebyśmy niczego nie ominęli. Gdyby puścić większość scen w normalnym tempie, pewnie film byłby o połowę krótszy. I no właśnie, długość filmu też jest problemem, zwłaszcza przy tak niewygodnych siedzeniach jak w Heliosie w Olsztynie. Fakt faktem i tak wiele zostało ucięte, ale dochodziłem do wniosku, że można było uciąć parę innych scen, albo skrócić (vide scena początkowa w mieszkaniu Komedianta), a inne wstawić/rozbudować, np. dla laika scena z Manhattanem na marsie była słaba, bo ucięto z monologu Dr tyle, że nie wiemy o czym on mówi dokładnie. I to by było chyba na tyle. A zalety? Oczywiście muzyka i hity takich wykonawców jak Nena czy Jimmi Hendrix. Najlepszy jest oczywiście Bob Dylan i pomysł na napisy - streszczenie Minutemanów - kapitalny pomysł (zwłaszcza czasowo). Efekty specjalne także są olbrzymim plusem - Dr Manhattan sam w sobie jest świetnym osiągnięciem. Zdjęcia nie zapierają tchu w piersiach i są raczej przeciętne, podobnie jak Malin Ackerman jako Laurie - chyba jedyna słaba rola. Na początku tak samo myślałem o Goodzie jako Ozymandiaszu, ale kupiłem go w końcówce, która należała całkowicie do niego. Night Owl i Dr również byli dobrze odwzorowani, zwłaszcza Crudup spisał się nieźle. Dean Morgan jako Komediant oddał także wyczerpująco moją ulubioną postać z tego komiksu - Komedianta - postać tak zepsuta, że aż się ją lubi, tak ironiczna, że aż poważna, przy czym staje się jednym z nielicznych prawdziwych bohaterów obok Rorshacha. A tu Jackie Earl zagrał kapitalnie, zaczynając od głosu po twardość tej postaci. A jego sceny bez maski, są jeszcze lepsze od tych kiedy ją nosi. Na pewno w filmie jest to najfajniejsza postać, razem z Komediantem. No może na drugim miejscu, bo Carla Gugino jest boginią :) Ta kobieta, jest tak seksowna, że to powinno być nielegalne, i szczerze, chyba, żaden facet po seansie nie dziwił się Blake'owi. A zagrać tez potrafi, także można powiedzieć, że kobieta idealna. I za nią, ale nie tylko dam filmowi 7/10 (no dobra, może te przeklęta siedzenia obniżyły ocenę do 7 :P )
Posted on: 28 Marzec  2009, 21:42:41

 Zmierzch - tak wiem, to film dla emo-nastolatków, kupa gówna, lepiej nie oglądać. Ale jeśli nie obejrzysz Alone in The Dark, nie wiesz jak słaby/czy słaby jest Boll. I pozytywnie się zaskoczyłem. Oczywiście miałem najniższe oczekiwania z możliwych, ale i tak nie był płonącą kupą gówna, co już jest wyczynem samym w sobie jak na film dla nastolatków. Są ładni ludzie, ładna historia (bo o miłości i o wampirach), ładna muzyka i okazjonalnie ładne zdjęcia. Szkoda, że wszystko jest głównie słabo wykonane i w większości denerwuje, niż wciąga. Zaczynając od początku to owszem są ładni ludzie, mi się nawet podoba Kristen Stewart, a dziewczyny (raczej nie kobiety) będą piszczały za tym kolesiem, który grał Edwarda Cullena, wampira z rodziny, która postanowiła nie wiedzieć czemu, że będzie się odżywiać na tofu (jak to elokwentnie powiedział Edward). Oczywiście dziewczyna grana przez Kristen - Bella - zakochuje się na zabój z niewiadomych powodów (poza tym, że jest "ciachem", nie mamy ani jednego powodu dlaczego jest to miłość na całe życie po tygodniu znajomości) . To jest naturalnie wina aktorów, którym kazano chyba jedynie ładnie i blado wyglądać, bo po co przekazywać jakieś emocje i odwracać uwagę widzów? Emo będą jednak zadowoleni, bo przez cały film wszyscy są przygnębieni (poza paroma stereotypowymi rówieśnikami głównych bohaterów, których znaczenie kończy się na wykrzykiwaniu "whoo-hoo!", "ekstremalnie", czy "czadowo"). Rozumiem, że pogoda jest marna, ale czy trzeba chodzić tak jakby się miało żyletkę w kieszeni na każdą okazję? Historia jest jednak tak płytka, że niewiele wydusili by z niej Sean Penn i Kate Winslet. Schemat jest taki, że się widzą, zakochują, nie mogą być ze sobą, ale na końcu jednak mogą. Soundtrack natomiast sprzedaje się jak świeże bułeczki i się nie dziwię, bo jest sporo hitów i piosenek dla lubiących się przygnębiać dla zasady nastolatków, nie mających pojęcia o życiu. Kilka kawałków wpada jednak w ucho dlatego jak dla mnie tu jest plus, podobnie jak w przypadku zdjęć. Kilka ładnych ujęć nad drzewami czy w scenach (dokładniej w scenie) walki, jednak to by było na tyle, bo są raczej kiczowate i mało ciekawe, bardziej bazują na wizualnej piękności, niż artystycznej innowacji, ale niech im będzie. Bo efekty specjalne są i tak gwoździem do trumny: jak na taki budżet są naprawdę słabe, a scena kiedy Edward ukazuje się w świetle dziennym jest katastrofalna. Spodziewałbym się że będzie ohydny, a tymczasem jest jeszcze ładniejszy (tak ładniejszy, bo na pewno nie przystojny), niż za dnia. Ale w przeciwieństwie do bohaterów nie chciałem się pochlastać po seansie i uznałem, że zabiłem sobie 1,5 godziny. Nic nie straciłem - dowiedziałem się o co chodzi w tej zmierzchowej histerii, ale niestety też nic nie zyskałem. Moja ocena: 4/10

Låt den rätte komma in - to się nazywa film o miłości wampira do człowieka. Podobnie jak Zmierzch, wyszedł w tamtym roku i artystycznie zniszczył swojego rywala, szkoda jednak, że nie potrafił ściągnąć obsady High School Musical i nie liczył się w walce Box-Officu. Sam nie jestem wielkim miłośnikiem, ani kina niezależnego, ani europejskiego, chociaż wiele osób mówi o mnie inaczej. Jestem jak najbardziej miłośnikiem inteligentnego kina mainstreamowego, ale akurat kino szwedzkie cenię sobie szczególnie. Dlatego nie wahałem się obejrzeć tego filmu, ani przez chwilę. Film ma na pierwszy rzut oka podobną fabułę co Zmierzch, poza faktami, że tym razem to dziewczyna jest wampirem, a chłopiec człowiekiem, oboje są znacznie młodsi i mówią po szwedzku. Jednak w trakcie oglądania widać znaczącą różnicę poziomu. Wszystko w tym filmie jest w jakiś sposób uzasadnione, w przeciwieństwie do Zmierzchu. Chłopiec jest przygnębiony, bo jest bity w szkole, a nie bo jest; dziewczyna się w nim zakochuje, bo on się jej nie boi, mimo, że ta faktycznie je ludzi, a nie ma po prostu fajne moce. Natomiast mali aktorzy są o niebo lepsi od tych nastoletnich. Zarówno dziewczynka grająca Eli, jak i chłopiec grający Oskara są bardzo wiarygodni i mimo swoich problemów społecznych, wizerunku (chłopak mógłby spokojnie zagrać Damiena w Omenie) i odmienności budzą szczerą sympatię. Również role drugoplanowe są solidne, zwłaszcza mordujący dla Eli "pomagier", którego MAŁY SPOILER: prawdopodobnie poznała kiedy ten był dzieckiem.KONIEC Film, także jest bardziej wierny wampirzym mitom: Eli nie może wejść do mieszkania bez pozwolenia, umiera na słońcu i ma NIEODPARTY głód krwi, czyli film nie idzie na łatwiznę. Także jest bardzo precyzyjny przy zdjęciach i bardzo pomysłowy. Zdjęcia w basenie, przy szpitalu czy na blokowisku są fantastyczne i zasługują na największą pochwałę. Nie szaleli też z muzyką, ta jest bardzo subtelna, wręcz niedostrzegalna, bo w większości wypadków jej po prostu nie ma i to jest także świetnym efektem, zwłaszcza, przy napisach początkowych. Film jest też na tyle inteligentny, że porusza nie tylko kwestię miłości, ale także dojrzałości, konfliktów społecznych, odmienności i wartości życia ludzkiego (czy rzeczywiście jest ono istotne?). Film dominuje też jeśli o Gore, którego mogło być więcej, ale i tak jest lepiej niż w przypadku Zmierzchu. Trochę mnie zniesmaczyła europejskie łamanie tabu i napięcie erotyczne wśród dwóch małych dzieci - nieco niepokojące, aczkolwiek nie na tyle, by nie przymknąć oczu i nie dać solidnego 8,5/10
PODSUMOWANIE: młody Widzu, jeśli lubisz wampiry i lubisz się przygnębiać Pozwól Mi Wejść jest filmem dla Ciebie. Jest o niebo lepszy i pozostaje przy tym niezwykle poruszający. Oczywiście Zmierzch jako książkę przeczytaj (zawsze lepiej jest czytać niż nie czytać), ale jeśli jesteś fanem kina to film odradzam. Jeśli jesteś naprawdę uprzedzony do szwedzkich produkcji, to i tak znajdź coś innego, np. Lost Boys - klasyk z lat 80-tych o miłości i z wampirami. Trochę kiczowaty, ale na pewno ciekawszy i z większą dawką energii, a już z całą pewnością świetnie się go ogląda (nota bene: film Schumachera :) )

Huntersky

#297
The International

Nie zwróciłbym na ten film uwagi, gdyby nie świetny trailer grany przed Quantum of Solace i Clive Owen w roli głównej. Ale nie żałuję, że poszedłem do kina, bo obejrzałem bardzo porządny thriller sensacyjny.

Fabuła to nic nowego (ot, kolejny spisek i grupka ludzi osamotnionych w walce przeciw złym), dlatego warto przyjrzeć się pozostałym aspektom filmu. Najbardziej rzuca się w oczy tradycjonalne podejście do tematu, bez oczojebnych zbliżeń i montażu, który jest szybszy od miniguna. Zero filtrów, kamera nie szaleje, ludzie się cieszą.

Aktorstwo jest bez zarzutów, na pierwszy plan wybija się oczywiście Clive, który jak zwykle rządzi. Granie wkurzonych i zdeterminowanych samotników musi mieć we krwi. Właśnie taki jest jego bohater - twardy i nieustępliwy. Wygląd dopełnia całości - jest nieogolony i zaniedbany, co wyponima mu jego towarzyszka nieźle zagrana przez Naomi Watts.

Cieszy, że panowie producenci w dupie mieli małe dzieci i zrobili film sensacyjny taki, jaki powinien być - brutalny. Postrzeleni ludzie nie wypuszczają z ciała białego dymku, tylko sikają krwią. Brutalność potęguje realizm, który nie opuszcza filmu. Bohaterowie, choć szczęście im sprzyja, nie są kuloodporni. Przykład: Clive w trakcie strzelaniny traci kawałek ucha, zostaje też upaprany krwią tryskająca z przestrzelonej tętnicy szyjnej kolegi.

No właśnie, strzelanina. Jest to jedyna duża scena akcji w całym filmie, ale jej instensywność to rekompensuje. Ma miejsce w pewnym nowojorskim muzeum, tłucze się wiele szyb i tynku. To lubię.

Całości dopełnia muzyka, nie jest czymś szczególnie wybitnym, ale posiada kilka wpadających w ucho motywów i nieźle podkreśla film.

Do czego można się przyczepić? Ano tego, że to właściwie film na raz. Dobry, nieźle zrobiony, ale niczym nie zaskakuje i nie wyróżnia się na tle reszty (no, może strzelaniną). Poza tym posiada dość wkurzające zakończenie.
Mały spoiler:
Spoiler
Kończy się nagle i do niczego konkretnego nie dochodzi.
[Zamknij]
Na upartego możnaby zrobić sequel, ale są na to małe szanse, bo film zbyt wiele na siebie nie zarobił.

7+/10 - Polecam, bo to dobry film jest, który można spokojnie obejrzeć, choć nie wnosi niczego nowego do gatunku.
<br />http://huntersky.deviantart.com<br />WHATTUP, BIOTCH! - Harrison Ford

Mihcim

Jordan uwielbiam twoje krotkie Recenzje, sa szybkie i duzo mowia dlatego zawsze zanim pojde do kina czytam twoje recenzje czy film bedzie fajny,
Ja ogladalem Dragon Balla Evolution.
Powiem tyle ze to najgorszy film jaki ogladalem w tym roku do tej pory ; (
Walk bylo malo, raz smialem sie bo bylo cos smiesznego.Nie ogladalem filmu do konca bo wyszedlem zaraz w ostatniej scenie. Jedyne co slyszalem to smiech jak czekalem na kumpla przed drzwiami kina ; )
4/10

El Cornetto

Cytatraz smialem sie bo bylo cos smiesznego.
A ja głupi zawsze się śmieję jak smutne rzeczy się dzieją...