Aktualności:

"Batman: Ziemia Niczyja. Walka o Gotham. Tom 3" w sprzedaży od 29 maja.

Menu główne
Menu

Pokaż wiadomości

Ta sekcja pozwala Ci zobaczyć wszystkie wiadomości wysłane przez tego użytkownika. Zwróć uwagę, że możesz widzieć tylko wiadomości wysłane w działach do których masz aktualnie dostęp.

Pokaż wiadomości Menu

Wiadomości - Kujaw

#31
Jestem właśnie po 5-tym odcinku Black Sails. W końcu znalazłem jakiś serial, za który naprawdę chciało mi się zabrać, bo wszelakie Gry o Tron czy inne Walking Deady jakoś mnie nie biorą.

No i co tu mamy. Generalnie, jestem bardzo zaskoczony, że twórcy postanowili zrobić prequel Wyspy Skarbów i nadać temu ciężki ton. W końcu dzieło R.L. Stevensona to, jakby nie patrzeć książka dla młodzieży, co nie ujmuje się jej zajebistości. Ponadto, postaci fikcyjne przeplatają się tu z wątkami historycznymi, tak więc mamy na jednym podwórku Długiego Johna i Calico Jacka. Hellyeah!

Coś o fabule w takim razie. Głównym bohaterem jest kapitan Flint. Po jednym z abordaży, do jego załogi trafia, podający się za okrętowego kuka, John Silver - krętacz, dziwkarz i cwaniak. Nie wie jednak, że Silver spłatał mu paskudnego figla. Otóż, Flint, by ratować morale załogi i swoja pozycję na statku, ujawnia plan zdobycia potężnego galeonu, Urca de Lima. Jednakże, strona z kapitańskich dzienników, na których zaznaczone jest położenie okrętu, została skradziona przez Silvera, który ma inne plany wobec pryzu. Tymczasem rezydujący na Nassau, Charles Vane, Calico Jack i Anne Bony spiskują przeciwko Flintowi, który bardzo zagraża ich pozycji w pirackiej branży.

Ten aspekt łączenia fikcji literackiej z realiami historycznymi urzekł mnie najbardziej. Minęło dopiero 5 odcinków, a już przez serial przewinęła się całkiem niezła plejada postaci znanych z kart historii jak i powieści Stevensona. Ciekawą postacią jest tu, chociażby Billy Bones, który jest tu początkującym kwatermistrzem. To człowiek, który potrafi dbać o swoich kamratów, podtrzymywać na duchu przestraszonych, pomimo tego iż sam nieraz tłumi w sobie lęk. Równy chłop, szkoda, że w książce nie czeka go najlepszy los. Szczególnie godna uwagi jest postać Flinta, głównie ze względu na to, że to chyba pierwszy raz, kiedy możemy się o niej dowiedzieć czegoś więcej. W Wyspie Skarbów, Flint istniał głównie jako postać z mrożących krew w żyłach, opowieści, owiana strachem i legendą. W Black Sails, Flint w końcu jest człowiekiem z krwi i kości. Twardy, niebezpieczny, ale i sprawiedliwy, a także rozdarty emocjonalnie. Ciekaw jestem, czy w serialu ktoś ujawni jego imię, ponieważ sam Stevenson nie nadał go tej postaci. Czekam też na pojawienie się kolejnych postaci z książki, w szczególności Ślepego Pew, no i rzecz jasna, na więcej autentycznych osób. Tu muszę wspomnieć o świetnym nawiązaniu do Czarnobrodego w pierwszym odcinku :D

Wizualnie, serial jest świetny. Scenografia, kostiumy, wszystko idealne. Nad efektami pieczę sprawuje Michael Bay, więc tu można być spokojnym o efekciarskie momenty. No i oczywiście dużo walk, krwi i cycków. ;)

Ogólnie, jestem cholernie zadowolony. Intryga naprawdę wciąga, a postaci od razu przykuwają uwagę. Oczywiście mówię to wszystko, bo jestem ogromnym miłośnikiem pirackich klimatów i moja ocena jest bardzo subiektywna, ale naprawdę polecam ten serial. Tym bardziej, jeżeli znacie i lubicie Wyspę Skarbów, bądź na przykład, podszedł Wam najnowszy Asasyn.  No i ten wyśmienity utwór otwierający!

Black Sails OST - Theme from Black Sails

Nic, tylko przygotować antałek grogu oraz suchary i suszoną wieprzowinę na zagrychę i oglądać :D Jo ho!
#32
Ogólnie o Batmanie / Odp: Wasze bat-kolekcje
10 Luty 2014, 15:58:34
DVD po 5 zł za sztukę, JLA w HC i rarytasik w postaci team-upu Batmana, Hellboya i Starmana.

#33
Inne filmy i seriale / Ostatnio ogladalem...
05 Luty 2014, 16:17:54
KAPITAN PHILIPS

Dawno nie obejrza?em filmu tak bardzo trzymaj?cego w napi?ciu. Naprawd?, kulminacje Batmanów Nolana przy tym filmie prezentuj? równie emocjonuj?co co "Z?otopolscy". Je?li kto? nie wie, film opowiada prawdziw? histori? Richarda Philipsa, kapitana kontenerowca Maersk Alabama, porwanego w 2009 r. przez somalijskich piratów. Sprawa by?a w ka?dym razie, do?? g?o?na. Na szcz??cie, kiedy si? to dzia?o, nie interesowa?em si? zbytnio t? spraw?, dlatego historia by?a mi zupe?nie nieznana i unikn??em oczywistych spoilerów. Matko, co to by? za seans! Akcja rozwija si? bardzo szybko, nie tracimy czasu na niepotrzebne pierdo?y, tylko dostajemy sprawne wprowadzenie i ruszamy w rejs. Wcielaj?cy si? w tytu?ow? rol? Tom Hanks nale?y do jednych z moich ulubionych aktorów, i cho? ma w swoim dorobku role nijakie (np. kapitan Miller z "Szeregowca Ryana") to jego rola w tym filmie to mistrzostwo. Mo?na opala? si? w blasku jej zajebisto?ci. Serio, a dlaczego tak uwa?am? Bo Richard Philips na ekranie to posta? niesamowicie prawdziwa. Jest odwa?ny, opanowany, nie pozwala ucierpie? swojej za?odze ale nie jest pos?gowym twardzielem. Boi si? ?mierci, ale wie czego wymaga autorytet kapitana. Pozwala sobie nawet na ca?owite za?amanie. Kreacja Hanksa w finale filmu to po prostu geniusz aktorski. Naprawd?, prawie czu?em jego ból. No dobra, nikt nie mierzy? do mnie z ka?acha, wi?c tylko mi si? wydawa?o :D
Aktorzy graj?cy piratów wypadli bardzo wiarygodnie. Wielki podziw z mojej strony w?druje do Barkhady Abdiego. Wcieli? si? on w rol?  Abduwalego Muse, dowódcy piratów. Cholera, no naprawd? go?? jest ?wietny. Wida? jego nieobliczalno??, ale przede wszystkim desperacj? i pewn? naiwno??. Ma w oczach co? dziwnego, strach i wol? jednocze?nie. Zdumiewaj?ce jest to, ?e to pierwsza rola Barkhady w ?yciu, i przyznano mu za ni? nominacje do Oscara. Do tej roli specjalnie uczy? si? pos?ugiwa? broni? i sterowa? ?odzi?, a przed castingiem pracowa? jedynie jako taksówkarz. Ciekawe, mam nadziej?, ?e wyjdzie z niego naprawd? warto?ciowy aktor. No i w?a?nie. Skoro jeste?my przy postaci Musego, warto wspomnie? kilka s?ów o ogólnym przedstawieniu piratów w tym filmie.
Piractwo w Somalii to bardzo specyficzna struktura. Ludzie napadaj?cy okr?ty wywodz? si? z biedoty. Wyposa?eni s? w podstawowy sprz?t potrzebny do napadania na statki handlowe tj. motorówki, radia, antyczne sonary i niezawodne AK-47. Nad ca?? operacj? piecz? sprawuj? lokalni kacykowie, którzy zgarniaj? wi?kszo?? ?upu, a sami piraci dostaj? tylko och?apy z okupu. Film otwiera ciekawa scena werbunku za?ogi, która ma wyp?yn?? w poszukiwaniu pryzu. Somalijczycy rywalizuj? o mo?liwo?? wzi?cia udzia?u w wyprawie. Dla nich to kwestia by? albo nie by?. W tym rejonie kto piraci, ten ?yje. Czwórka piratów z Muse'em na czele to ludzie biedni i zdesperowani. Tak naprawd? nie odbieramy ich jako czarnych charakterów (chyba ?e w dos?ownym znaczeniu, ba-dum tsss :P ). Marz? o wielkim ?upie, a przej?cie Maersk Alabama jawi im si? niczym Schody do Nieba. To po prostu pokrzywdzeni ludzie, dla których piractwo jest jedynym sposobem, by do?y? kolejnego dnia.

Ogó?em. Kapitan Philips to dzie?o wy?mienite. Film jest niesamowicie emocjonuj?cy i wci?gaj?cy. W finale, prawie obgryza?em paznokcie z nerwów. Aktorzy, cho? nie wszyscy to profesjonali?ci, zas?uguj? na owacje. Jest te? muzyka, która cho? nie wpada w ucho, rewelacyjnie ubarwia to, co dzieje si? ekranie.

Bezapelacyjnie w moim rankingu, jeden z najlepszych filmów ostatnich lat. Szczerze polecam!
#34
Cytatkoleś o twarzy wymoczka i fryzurze Pudla.

Akurat krytykowania kandydata do roli Luthora ze względu na fryzurę jest trochę nietrafione :) Nie widziałem żadnego filmu z Eisenbergiem, wiec nie wiem jakim jest aktorem. Na pewno nie mam problemu z jego wiekiem, przecież w komiksach Lex i Clark byli rówieśnikami. Za to wybór Ironsa do roli Alfreda aprobuję jak najbardziej :D
#35
Oficjalnie: Jesse Eisenberg jako Luthor, Jeremy Irons jako Alfred.

http://www.businesswire.com/news/home/20140131005753/en#.UuvjBfvifPg
#36
Inne komiksy / Wasze zdobycze komiksowe.
31 Styczeń 2014, 10:30:26
Jest i drugi tom Noego. Naprawdę polecam tą serię, jest świetna!



Dorwałem też rzadką figurkę Supermana z elseworldu "Red Son".

#37
Genialne! :D
#38
Superman for Tomorrow zamierzam kupić w najbliższym czasie, to się przekonam. Z mocnych wizerunków eSa polecam jeszcze elseworld Red Son. Kapitalny komiks, a i konwencja podobna jak w Injustice.
#39
Ano, tak. Ja wolę ten żart w tej wersji. :D

#40
Nie byłem pewien, w którym temacie umieścić te recenzje...

Od kilku miesięcy sukcesywnie nadrabiam historie z Supermanem w roli głównej. Dlatego, pokusiłem się o recenzje trzech komiksów przedstawiających genezę Człowieka ze Stali z innego punktu widzenia. Czy można w ciekawy sposób opowiadać kilka razy historię, którą zna właściwe każdy? Ano, tak i jako, że origin eSa jest powszechnie znany, streszczenia będą dość zdawkowe i postaram się skupić tylko na tym, co w danej wersji początków Supermana jest najbardziej istotne.


SECRET ORIGIN



Scenariusz: Geoff Johns
Grafika: Gary Frank, Jon Sibal, Brad Anderson
Rok wydania: 2009, 2010

Secret Origin to komiks, który nie odświeża, a raczej przypomina czytelnikom genezę Kal-Ela. I chodzi mi tu o genezę popkulturową, bo Geoff Johns nie zmienia tu oryginalnej historii, nic nie dodaje, nie urozmaica, a po prostu w nowym stylu opowiada historię eSa znaną od 75 lat. Sięga po motywy, które w komiksach były już od dawna w kanonie, a które zawsze się pomijało w ponownych originach Supermana, tych filmowych, komiksowych, czy serialowych. I tak w klasycznej historii młodego Clarka wpleciony zostaje np. epizod z jego działalnością jako Superboy, spotkanie z grupą nastoletnich herosów z XXXI wieku czyli Legion of the Super-Heroes. Wprowadzony jest także Lex Luthor, który w tej wersji pochodzi z patologicznej rodziny ze Smallville. Gdy akcja przenosi się do Metropolis, dostajemy także genezę Parasite'a i Metallo. Pomimo, tego, że Johns właściwie przepisał stare historie, komiks naprawdę wciąga. Tchnął ducha współczesności  w klasyczny origin Kryptończyka, który dla wielu może wydawać się przestarzały. Znajdziemy tu hołd nie tylko dla historii komiksu, ale i dla filmów Richarda Donnera, którym to inspiracje atakują czytelnika ze wszystkich stron, jak choćby pierwsze spotkanie Supermana i Lois, gdzie heros ratuje spadającą reporterkę, po czym drugą ręką łapie śmigłowiec.



Z resztą, sam Superman w tym komiksie, to wyraźny i naprawdę wspaniały hołd dla Christophera Reeve'a, co objawia się w kreowaniu postaci przez scenarzystę, ale przede wszystkim w warstwie graficznej, ale o tym później. Świetnie wypada też Luthor, będący już u szczytu kariery i kresu owłosienia. Charyzmatyczny i bezwzględny biznesmen, bawiący się społeczeństwem, zakochany we własnym intelekcie, a jednocześnie tak zakompleksiony w obliczu nowego kolegi w pelerynie.  Tak zwany, okrutny ból dupy....
Graficznie, Secret Origin to majstersztyk. Gary Frank ma kreską niesamowicie lekką. Rysunki są klarowne i przejrzyste, co jest zasługą inkera Jona Sibala, a jednocześnie pełne detali. Frank rysuje bardzo naturalnie i anatomicznie. Można nawet pokusić się o porównanie go do Bollanda. No i to, o czym już wspomniałem. Superman spod ręki Franka to wypisz wymaluj Christopher Reeve. No popatrzcie tylko!



Jor-El, również z lekka przypomina Marlona Brando.  Ogólnie, oprawa graficzna jest piękna. Gary Frank, ma doskonałe wyczucie mimiki, i rysuje twarze z niezwykłym naturalizmem, którego tylko pozazdrościć mogą tacy wymiatacze jak Jim Lee czy Andy Kubert. Wszystkiego dopełnia zręcznie dobrana kolorystyka Brada Andersona.



Secret Origin polecę każdemu. Świetny hołd dla ponad 70-cio letniej ikony komiksu i dla jednych z najlepszych filmów superhero w historii.  Dodatkowo, mogę polecić też inny komiks tego zestawu twórców, czyli  Superman and the Legion of the Super-Heroes, gdzie eS i Legion spotykają się ponownie, już jako dorośli i ruszają do XXXI wieku, by obalić panujący na Ziemi reżim, dążący do holokaustu na kosmitach. Ewentualnie, zretuszowany origin Batmana w uniwersum Earth One.
8+/10


BIRTHRIGHT



Scenariusz: Mark Waid
Grafika: Leinil Francis Yu, Gerry Alanguilan, Dave McCaig
Rok wydania: 2004

Kolejnym komiksem jest powstały pięć lat wcześniej Birhtright. Tu mamy wyraźnie odmienne podejście do originu Kal-Ela, jak i całej jego postaci. Wizja Waida jest bardzo odmienna od tego co już znaliśmy.
25-cio letni Clark ćwiczy swoje reporterskie rzemiosło, podróżując po różnych zakątkach świata. Trafia do zachodniej Afryki, gdzie bada konflikt plemion Turaaba i Ghuri. Poznaje aktywistę Ghuri, Kobe Asuru, który jest solą w oku lokalnego rządu. Clark, przestrzegany przez przybranego ojca, by swoje moce utrzymywać w sekrecie, nieraz jest zmuszony łamać słowo dane Jonathanowi. Od samego Kobe, młody Kent uczy się szacunku do własnych korzeni i poznaje ideę bohaterstwa. Aktywista jawi mu się jako prawdziwy autorytet. Niestety w wyniku szeroko zakrojonego zamachu ginie Asuru, a Clark, ratując plemię Ghuri ujawnia lokalnym mieszkańcom swoją moc, co zmusza go do powrotu do Smallville. Ku aprobacie Marthy i mocnej dezaprobacie Jonathana, Clark postanawia użyć swoich darów dla dobra przybranej planety i dla uhonorowania pewnego ludu, który przysłał go na Ziemię z nieznanego powodu. Aby być jak najbliżej wydarzeń, postanawia zostać reporterem w Metropolis. A tam z kolei trafia na swojego szkolnego kolegę, Lexa.



To, co jest bardzo nowatorskie w tym originie eSa, to sposób przedstawiania kryptońskich korzeni Supermana. Clark, przez prawie całą historie nie ma pojęcia skąd się wziął. Tzn. wie, że przysłano go z dalekiego świata. Źródłem tej wiedzy jest urządzenie będące rodzajem holoprojektora, w którym zapisana jest historia obcej cywilizacji. Historia pełna chwały i zwycięstw, gdzie wszędzie przewijał się symbol, taki sam jak na tkaninach, które znalazły się w jego rakiecie. Clark wie, że to jego lud, ale z powodu zapisu w nieznanym języku, nie może poznać całej prawdy.  Aczkolwiek, w odróżnieniu od reszty originów, Clark jest bardzo ciekawy swojego pochodzenia i nie traktuje swoich darów jako przekleństwa, które czyni z niego odmieńca. Superman w tej historii jest bardziej pewny siebie i surowszy niż klasyczna wersja tego herosa. Nie patyczkuje się z łotrami. Jest tu świetna scena, w której eS przesłuchuje handlarza nielegalna bronią. Strzela do niego z pistoletu, po czym łapie pocisk, zanim ten dosięgnął handlarza. Superman to twardziel, ale i niestety ryzykant, nieco zbyt pewny siebie, pomimo chwalebnych intencji. Wie jednak, po której stronie powinien stać, a co by nie mówić, jego ambicje zostały w tym komiksie poddane ciężkiej próbie. Nie chcę więcej zdradzać.
Komiks ten pojawiał się wielu informacjach prasowych jako inspiracja dla Man of Steel. I jako, że należę do tej części ludzkości, którą nowy film Snydera zachwycił, postanowiłem nadrobić ten komiks jak najszybciej. I fakt, dużo motywów w tym komiksie znalazło odzwierciedlenie w filmie, choćby nawet sekwencja początkowa, poprowadzona z resztą w bardzo w filmowy sposób. Złapałem się nawet na zanuceniu początku utworu Johna Williamsa przy pierwszych stronach komiksu :D Akcja w Birthright jest cholernie wartka, i pomimo początkowego zwolnienia, kulminacja porywa bez reszty.



Graficznie jest bardzo ciekawie. Choć przydałoby się więcej emocjonujących splash-page'y, to rysunki są bardzo dobre. Kreska Leinila F. Yu jest dość twarda i czasem kanciasta, ale wyśmienicie współgra z rewelacyjna kolorystyką. Tu idą gratulacje dla Dave'a McCaiga.
Ten komiks polecam głównie tym, którym Man of Steel się spodobał, oraz tym, którzy lubią oglądać Supermana wymykającego się określeniu ,,harcerzyk".
9/10

SUPERMAN EARTH ONE vol.1



Scenariusz: J. Michael Straczynski
Grafika: Shane Davis, Sandra Hope, Barbara Ciardo
Rok wydania: 2010

Ostatni komiks nie jest już kanonem, ale należy do alternatywnego świata. W tym komiksie nie skupiamy się już na właściwym originie Clarka, a bardziej na jego przygotowaniach do roli obrońcy Ziemi. Clark to człowiek zagubiony, żeby nie powiedzieć, nawet przerażony swoją sytuacją. Rodzice uświadamiają mu, że nie znalazł się tu przypadkiem, a jego możliwości będą służyć wielkiej sprawie. Clark nie wie co począć z takim fantem.
- I still don't understand why you're taking the train when you can...
- Flying's too fast, mom. (...) I need time to think.




Boi się zarówno normalności jak i odmienności. Gdy sytuacja nareszcie wymaga od niego założenia kiszącego się od dawna w szafie kostiumu, Kent stoi zamurowany przez długi czas, zupełnie nie wiedząc, jak ma postąpić. Oczywiście, zbiera się w sobie i dowodzi światu, że ma cojones. I tu dochodzimy do głównego konfliktu w tym komiksie. Otóż, Ziemia zostaje najechana przez wrogą rasę Dheronian, która przybyła zgładzić ostatniego syna Kryptona. Ale, co najciekawsze, okazuje się, że zniszczenie Kryptona, to nie była katastrofa a.... zamach!



Generalnie, pierwszy tom Earth One to w dużej mierze komiks psychologiczny. Znowu dostajemy bardzo nietypowy obraz Supermana. Tym razem, w ciele o wielkich możliwościach zamknięta została krucha dusza i to na tym konflikcie skupia się Straczynski. Inne elementy originu Kal-Ela pokazywane są w szybkich i dobrze dobranych retrospekcjach. Ten komiks również wydaje się być wyraźną inspiracją dla najnowszego filmu o Supermanie, głównie ze względu na kreację głównej postaci.   
Wizualnie komiks jest genialny. Ciekawa kreska Davisa okraszona jest świetnie dopracowaną, bardzo mroczną i brudną kolorystyką. Projekt kostiumu eSa jest naprawdę świetny. Zmiany są iście kosmetyczne, a efekt naprawdę zacny. Bije na głowę zbroję z New52. Poza tym mamy mnóstwo efekciarskich scen. Inwazja Dheronian jest widowiskowa i pełna wybuchów, ujęcia Supermana pełne majestatu. Przez większość kulminacji widzimy go z czerwonymi, świecącymi od promieni oczami, co tylko dodaje mu grozy i powagi. To kolejny komiks, który powinien przemówić do każdego, kto uważa, że Superman to grzeczna i naiwna łajza. Nie przeczytałem jeszcze drugiego tomu, ale podobno trzyma poziom. 
8/10
#41
Inne komiksy / Wasze zdobycze komiksowe.
19 Styczeń 2014, 21:18:28
Cytat: kelen w 19 Styczeń  2014, 20:39:37
Jakieś dodatki ten album ma?

Jest całkiem obszerny tekst pt. "Reimagining the Man of Tomorrow", gdzie Waid opisuje proces odświeżania wizerunku każdej z kluczowych postaci ze świata eSa. Są oczywiście szkice koncepcyjne i rzecz jasna, galeria okładek.

Cytat: Doctus w 19 Styczeń  2014, 20:48:40
Np.? bo mnie zaciekawiłeś

Jest motyw podróżowania Clarka po świecie, zanim ten trafił do Metropolis. Kreacja Supermana jako bohatera niedoświadczonego i zagubionego, wciąż odkrywającego swoje możliwości, często z przykrym skutkiem (obrócenie Metropolis w perzynę, jak MoS). Także Jonathan Kent w filmie jest bardzo podobny do tego z "Birthright", szczególnie w kwestii ukrywania mocy Clarka przed światem. Jest tu także sporo żargonu naukowego odnośnie mocy Kryptończyków, co również było bardzo podobnie ujęte w filmie.
#42
Inne komiksy / Wasze zdobycze komiksowe.
19 Styczeń 2014, 20:15:32
CytatKujaw, jak oceniasz tego Supermana?

Przeczytałem "Birthright" i szczerze polecam. Faktycznie, cholernie dużo rzeczy z tego komiksu zaimplementowano u Snydera. Grafika trochę nietypowa i moim zdaniem, trochę za mało efektowna jak na historię z eSem, Ale to nie jest jakiś wielki minus.
#43
Inne komiksy / Wasze zdobycze komiksowe.
17 Styczeń 2014, 16:41:44
Dopiero dziś przyszedł pocztą, więc jeszcze nie przeczytałem. Ale nie powiem, jestem cholernie ciekaw tego komiksu ze względu na jago wpływ na scenariusz "Man of Steel". Jak przeczytam, to podzielę się wrażeniami ;)
#44
Inne komiksy / Wasze zdobycze komiksowe.
17 Styczeń 2014, 14:16:19
Małe uaktualnienie.

#45
Inne filmy i seriale / Ostatnio ogladalem...
15 Styczeń 2014, 19:42:03
47 Roninów

Ju? po zobaczeniu trailera wiedzia?em, ?e cudów nie b?dzie. Ot, wzi?to ciekawy epizod z historii Japonii,  dorzucono do tego troch? fantasy i jak?? znan? hollywoodzk? g?b?, plus oszo?oma, który mo?e aktorem nie jest, ale ludzie si? nim zainteresuj?.
Spodziewa?em si? s?abego filmu, b?d?cego powtórk? z "300' tylko, ?e w sko?nym wydaniu. I jak lubi? film o spartanach i jego pierwowzór, tak wariacja na temat historii buntowników z Ako wypada biednie. Bo o ile komiks Franka Millera i film Snydera, to mocno surrealistyczna interpretacja bitwy pod Termopilami oraz realiów staro?ytnego ?wiata, to "47 Roninów" do realistycznej wizji próbuje wcisn?? elementy badziewnego fantasy w stylu "Przygód Merlina".
Prócz tego bohaterowie s? dr?twi i nieciekawi. G?ówny antagonista jest, bo jest. Keanu gra tu Kaia, pó?japo?czyka, który z racji swojej "nieczystej" krwi uchodzi za popychla lub diabelski pomiot. Oczywi?cie jest zakochany w ?adnej japonce i musi zdoby? szacunek samurajów. Oklepane, jak mata w trakcie walki Najmana.
Liczy?em chocia? na dobre sceny walk. A gdzie?by? Co? tam si? nawalaj?, ale spektakularnych pojedynków to tu nie u?wiadczycie. Filmowi wyj?tkowo zaszkodzi?y ograniczenia wiekowe. Nie jestem psychopat?, ale w tym filmie a? prosi si? o hektolitry posoki! Katan? sz?o rozp?ata? cz?owieka na pó? jednym ci?ciem, a tu krwi mamy mniej ni? w "X-Men Origins". No i CGI do?? biedne momentami. Na szcz??cie, zapowiadana na plakatach "atrakcja" filmu, Zombie Boy, pojawia si? tu tylko na kilkana?cie sekund. Nie trawi? obsadzania, ludzi nie b?d?cych aktorami w filmach, wi?c ten g?upi chwyt marketingowy akurat postrzegam jako zalet?. Generalnie odradzam. To jeden z tych filmów, których seans w kinie mo?na odpu?ci? i spokojnie poczeka? na dobr? kopi? na torrentach ...a? puszcz? go na jakim? HBO za rok.

Je?eli interesuje Was prawdziwa historia 47 roninów, która naprawd? jest niesamowita, polecam "47 mieczy, Upadek zamku Ako" Kinjiego Fukasaku. Jednak?e, bardzo podoba?o mi si?, ?e w napisach ko?cowych, twórcy oddali ho?d prawdziwym 47 roninom.