Aktualności:

"Batman: Długie Halloween" w sprzedaży od 29 maja.

Menu główne

Nasze recenzje komiksów z Batmanem

Zaczęty przez Juby, 19 Lipiec 2009, 22:01:54

Juby

#360


Planowałem napisać dłuższą recenzję Sekty, ale zwlekam z nią już tydzień i chyba nie znajdę czasu, więc będzie krótko. O kultowości The Dark Knight Returns słyszałem nieskończoną ilość razy, z kolei do niedawna o Batman: The Cult nie słyszałem ani razu - jakim cudem?! Nie wiem, ale komiks był wspaniały, z hukiem trafia do mojego osobistego top ulubionych komiksowych historii z Batmanem, jakie czytałem. Mroczna, brutalna (i to jak! zwłaszcza patrząc na rok powstania), wciągająca historia z - doskonale prezentującym się - Batmanem, który musi uratować Gotham przed fanatykami Deacona Blackfire'a. Czuć tu ogromny wpływ legendarnej powieści graficznej Franka Millera, który momentami wręcz zahacza o jawną zrzynkę, jednak nie przeszkadzało mi to w najmniejszym stopniu, bo Jim Starlin napisał historię w konwencji, która o wiele bardziej mi odpowiada, a rysunki Berniego Wrightsona są takie, jakie lubię, co w połączeniu z tuszem typowym dla końcówki lat 80-tych, robi niesamowity klimat.

Największym zaskoczeniem nie było jednak to, że tak późno dowiedziałem się o istnieniu tego znakomitego komiksu, ale przede wszystkim to, jak dużo czerpał z niego Christopher Nolan przy realizacji The Dark Knight Rises! Byłem przekonany, że bazował głównie na TDKR Franka Millera oraz Knightfall, ale teraz wydaje mi się, że to Sekty w TDKR z 2012 roku jest najwięcej.



Odcinanie kuponów w najgorszym wydaniu. Nie wiadomo o co chodzi, krótkie to (sama historia ma zaledwie 48 stron, reszta to dodatki) i potrzebne jak dziura w dachu. Szkoda talentu Rafaela Grampa, bo jego niby-Millerowe rysunki z lekkim zahaczeniem o mangę prezentują się całkiem fajnie, ale nic mi po niezłych ilustracjach, kiedy nie wiem o co chodzi. Skąd ten Darksaid i czego znowu chce? Nie mam pojęcia. Skąd Joker? Nie wiem i nawet sam Miller stwierdził, że ma być to niewiadoma, po prostu zmartwychwstał i chu... W tytule niby widnieje "Powrót Mrocznego Rycerza", ale Mrocznego Rycerza brak, jest tylko starsza Carrie Kelley jako Batwoman w roli drugoplanowej. U jej boku lewitują Lara i młodziutki Jonathan Kent (dzieci Clarka i Diany), a w tle zamieszki podczas wyborów kongresmena, który dziwnie przypomina jednego znanego już-nie-prezydenta USA, byleby umieścić w swoim komiksie jakiś komentarz społeczny. Ić Pan w cholerę z takimi sequelami, Panie Miller, daj temu światu już święty spokój.

Polecam wam odpuścić sobie Złote dziecko i nie wydawać na nie kasy, bo zdecydowanie nie warto. No chyba, że ktoś chce kupić ode mnie. Ktoś, coś? ;)

LelekPL

Cytat: Juby w 08 Luty  2021, 18:58:57Największym zaskoczeniem nie było jednak dla mnie to, że tak późno dowiedziałem się o istnieniu tego świetnego komiksu, ale przede wszystkim to, jak dużo czerpał z niego Chris Nolan przy realizacji The Dark Knight Rises! Byłem przekonany, że głównie bazował na najsłynniejszej pracy Franka Millera oraz Knightfall, ale po lektorze wydaje mi się, że to Sekty w TDKR z 2012 roku jest najwięcej.
Wspominałem o tym w swoim artykule z 2014. https://drive.google.com/file/d/0B9eG6e3aPiktTmktdmtQd2dkZEk/view

Z racji, że artykuł dotyczył innego tematu tytuł jest tylko wspomniany na stronie 12 i na grafice, ale jest to zdecydowanie jedne z największych inspiracji dla TDKR. Jak dla mnie prawdziwy klasyk wśród komiksów z Batmanem.

Juby

No to polecam ci polskie wydanie, prezentuje się znakomicie. Nadrobiłem video-prezentację Rado (twój TPB na pewno nie jest z lat 90-tych, na okładce widnieje logo DC po raz pierwszy opublikowane w maju 2005 roku) i choć Rado może mieć rację z tym, że komiks z 1988 lepiej prezentowałby się na offsecie, to na kredzie też dobrze go się ogląda.

Twój artykuł też liznąłem. Kilka ciekawych informacji można się z niego dowiedzieć.

Juby


Po lekturze całości nie powiem, że jestem rozczarowany, ale na pewno też powyższy tom WKKDC nie zrobił na mnie oszałamiającego wrażenia. Choć historia tu przedstawiona powstała blisko dekadę przed komiksami, na których się wychowałem, prezentuje podobny poziom wizualny, co bardzo mi odpowiada. Rysunki Marshalla Rogersa są bardzo dobre, choć nie ukrywam, prace z tego okresu o wiele lepiej prezentowałyby się na porządny papierze offsetowym, aniżeli na kredzie.

Zjawy z przeszłości nie zachwyciły mnie raczej ze względu na mocno trącący myszką scenariusz. Jestem wdzięczy za ilość dopisków redakcji i przypominajek, które pojawiały się co miesiąc w wydaniach zeszytowych, aby czytelnik się nie pogubił, ale ilość niepotrzebnej ekspozycji tłumaczącej mi, co się obecnie dzieje w panelach, a także ilość zbędnych dialogów, lub tekstów rodem z kreskówek dla najmłodszych skutecznie odstraszała mnie od dalszego czytania, przez co rozłożyłem je na cztery dni. Szanuję przełomową dla komiksów z Batmanem pierwszą wieloczęściową historię z gromadą cudacznych przeciwników, bardzo podobały mi się dwa odcinki z Jokerem (kultowa śmiejąca się ryba! ;D), szczególnie finałowe starcie z nim podczas burzy, a kilka kadrów z Batmanem (i Robinem) do dziś robi świetne wrażenie. To solidny komiks, którym po prostu po ponad 40-latach trudno mi się zachwycić.

W wydaniu z WKKDC nie uwzględniono czterech odcinków w środku (Detective Comics #469-470 oraz #477 i #480). Ciekawe czy nie brakuje czegoś ważnego? Pierwsze trzy mogły mieć znaczenie, ostatni raczej nie, bo po nim ostatnią historią w wydaniu jest Detective Comics #481, która w sumie nie ma związku z resztą. Dodatek w postaci numeru #36 (pierwsze pojawienie się Hugo Strange'a) archaiczny, ale całkiem znośny.

LelekPL


Świetny film, Rado. Aż miło popatrzeć na niektóre zeszyty, które kiedyś posiadałem i gdzieś przepadły spalone w piecu na działce taty lub rozdane przez mame moim kuzynom, którzy i tak się tym nie interesowali :P Ostały się chyba tylko z 4, ale wspomnienia zostały. A najbardziej te błagalne spojrzenia na rodziców gdy w kiosku widziałem super okładkę jak np. Batman vs Predator.

Juby

Również obejrzałem z niemałą przyjemnością. Dobry, nostalgiczny materiał, szkoda tylko, że nie wspomniałeś o gościnnym występie Batmana w Superman 1/91. Rado, kilka twoich zeszytów jest już w nienajlepszej kondycji, gdybyś potrzebował "ładniejszych" z rocznika 1992, służę pomocą, akurat mam cały. ;)

Strony klubowe czyta mi się dziś fajniej niż kiedyś i można fajnych rzeczy się z nich dowiedzieć, np. komiksowa adaptacja Batman Returns trafiła do Polskich kiosków w październiku 1992 roku (nigdzie w sieci nie znajdziecie tej informacji, ale była o tym mowa w jednym z zeszytów Supermana z 1993 roku).

Rado

Dzięki, Panowie. Jakiś czas mi chodził już taki przegląd po głowie. Wydania specjalne też będę starał się pokazać, więc Batman vs Predator powinien być przy okazji rocznika 93.

Oj tak, niektóre komiksy się już wręcz rozpadają jak np. 3/91 no, ale co zrobić, jak na tyle lat to i tak dobrze, że się jeszcze w pył nie rozleciały. Tym bardziej, że jakoś specjalnie pod kloszem ich nie trzymałem.

Juby



Dopiero w tym tygodniu znalazłem czas na lekturę Kingdom Come (przeczytanie całości z materiałami dodatkowymi włącznie zajęło mi cztery wieczory). Kultowa powieść graficzna Marka Waida i Alexa Rossa była dla mnie zakupem obowiązkowym i nie rozczarowała... Ale też nie zachwyciła. Na pewno nie rozczarowało mnie samo wydanie Egmont, które mimo wpadki z brakiem posłowia na ostatniej stronie (innych nie dostrzegłem) jest jednym z najlepszych, jakie kiedykolwiek widziałem. Obwoluta, powiększony format, ponad 140 stron szkiców, okładek i innych bonusów - wszystko robi wielkie wrażenie. Nie rozczarowały mnie również prace Alexa Rossa - są perfekcyjne, majestatyczne, doskonale pasują do ogromnej skali tej opowieści. Brak mojego zachwytu tyczy się głównie samej historii, która nie porwała. Przez długi czas czytałem z myślą "czekam aż się rozkręci, czekam na prawdziwą bombę", ale się nie doczekałem. Żaden element fabuły mnie nie zaskoczył (no, może twist z Kapitanem Marvelem), żaden nie sprawił, że nie mogłem się doczekać kolejnego rozdziału, a przez ogrom bohaterów czasami gubiłem się w tym, kto jest z kim i dlaczego. Tym bardziej cieszę się z wydania DC Deluxe, dzięki któremu miałem możliwość poznać i docenić ogrom projektów starych i nowych herosów ze świata DC, a także nakreśleniu ich relacji i konfliktów, które w samym komiksie często robią jedynie za easter-egg w tle. Przyjdź królestwo to widowiskowa superbohaterska epopeja, ale polecam po nią sięgnąć przed Sprawiedliwością (również malowaną przez Alexa Rossa). Ja zrobiłem inaczej i w moich oczach Kingdom Come nie wytrzymuje porównania z tym drugim tytułem.

Mr.G

Klątwa Białego Rycerza obarczona jest klątwą kontynuacji. Nadal jest to świetnie narysowane, znów dostajemy całkiem dobrą, mocną historię, ale tym razem już zdecydowanie nastawioną na akcję i brakuje tego czegoś pomiędzy. Biały Rycerz był dla mnie komiksem przełomowym, zmusił mnie do refleksji na temat słuszności działań Batmana i - ku mojemu zdziwieniu - przekonywał, że Jack Napier może mieć rację. Teraz Napiera właściwie już nie było, a jeśli się pojawiał, to nie było w tym ani krzty uroku z pierwszej części i zostawał wyłącznie taki sobie, wyświechtany Joker. Ale nie on jest głównym przeciwnikiem tego albumu, lecz Azrael - potężny, lecz nadal bardzo ludzki. Bardzo narozrabiał w Gotham, może nawet za bardzo jak na kogoś, kto przybywa nie wiadomo skąd i nagle osiąga wszystko to, czego nie udało się przez lata wszystkim innym villianom. Tak, trochę za łatwo mu to wszystko poszło.
No właśnie. W pierwszej części podobało mi się z jaką swobodą Murphy bawił się postaciami - tu zmienił czyjąś historię, tam kogoś uśmiercił i wszystko robiło wrażanie, zaskakiwało, przejmowało. Tym razem też mamy takie zabawy, ale w jeszcze większym stopniu i jak dla mnie działa to na minus. Przełomowe momenty nie wybrzmiały tak wyraźnie jak powinny, a na jeden z nich jestem wręcz wściekły:
Spoiler
Azrael zabijający NIEMALŻE WSZYTKICH przeciwników Batmana w Arkham. Poświęcono tej scence jeden łączony kadr, a w dalszej części nie opatrzono tego nawet słowem komentarza ze strony Batmana. Troszkę nieładnie potraktowano tyle wielkich postaci, a szkoda, bo mogła by to być rewelacyjna, wstrząsająca scena, gdyby poświęcić jej nieco więcej uwagi.
[Zamknij]
Klątwa Białego Rycerza działa jak należy, to komiks na poziomie, ale niestety nie dorównuje poprzedniej części.

Juby



Przedwczoraj odebrałem, a wczoraj skończyłem czytać i - niestety - Kosmiczna Odyseja sprawiła, że jeszcze mocniej muszę zawęzić obszar komiksów, którymi jestem zainteresowany, bo jak widać w przypadku historii o Lidze Sprawiedliwości, team-upów Batmana z Supermanem, lub innych ikon DC, nawet mój ulubiony okres komiksów, czyli lata 1986-2011, potrafi zmęczyć.

Powyższy album kupiłem ze względu na dwa nazwiska - Mike'a Mignolę i Jima Starlina, którego Batman - Sekta zachwycił mnie na początku tego roku. Tym razem jednak żaden z tych twóców mi nie zaimponował. Odyseja to typowe, komiksowe łubudubu, którym byłem znużony już w drugim rozdziale. Całość stara się być bardzo widowiskowa i pompatyczna, ale nie chwyta mnie to, gdy czytam dziesięć stron męczącej ekspozycji, a potem oglądam pięć stron nieciekawych bójek w kosmosie i tak na zmianę przez blisko 200 stron. Z taką historią i takim scenariuszem mógłbym być zadowolony tylko w przypadku wybitnej oprawy graficznej, jak to miało miejsce z serią JLA Morrisona. Mignola to jednak zupełnie inny styl, prosty, dość szpetny, jak u Franka Millera. Świetnie wychodzą mu postacie w cieniu, dzięki czemu najlepiej wypada początkowa walka Batmana z pionkiem Darksaida w kanałach Gotham (w ogóle Batman wypadł tu bardzo dobrze). Reszta jest niespecjalna, czasami wręcz brzydka, a twarze bohaterów często nic nie wyrażają. Przy takich panelach trudno odwrócić uwagę od słabości scenariusza, w którym miniony Antyżycia zamiast od razu detonować swoje bomby (co przecież mają uczynić) w jakimś celu ustawiają zegary czasowe na 2 minuty, aby nasi bohaterowie zawsze mieli czas ich powstrzymać. ::)

Na szczęście udało mi się go zamówić za 2/3 ceny i jeszcze dostałem 20% rabatu na kolejne zakupy w salonie, które od razu wykorzystałem dobierając Mission: Impossible III na Blu-ray. Wiem, że moja opinia jest niezbyt zachęcająca, ale jeśli ktoś się nią nie zraził, bo i tak zamierza(ł) kupić ten komiks, zapraszam na pw. Z chęcią oddam w dobre ręce.

Rado

Cytat: Juby w 18 Sierpień  2021, 16:42:47(w ogóle Batman wypadł tu bardzo dobrze)

O, nagle moje zainteresowanie tym komiksem nieco wzrosło. Przejrzałem kilka przykładowych stron - raczej chyba dla koneserów Mignoli.

Juby

Coraz mocniej nakręcony na film Matta Reevesa, który podczas sierpniowego CinemaCon po raz kolejny podkreślił, że przy The Batman najmocniej czerpał z Batman: Year One, postanowiłem odświeżyć sobie tego klasyka.



Czytałem go kiedyś dwukrotnie na komputerze w wersji zeskanowej i byłem nim zachwycony (przez pewien czas był to mój ulubiony komiks z Batmanem). Później trochę stracił w moich oczach przez animację, z jednej strony niezłą i bardzo wierną, z drugiej - nie wszystko co się sprawdza w powieściach graficznych, sprawdza się w filmie animowanym. Sięgnięcie po wydanie DC Deluxe (polecam! super materiały dodatkowe) przypomniało mi jednak jak wielkie jest to dzieło. Historia, sposób narracji przeskakujący konkretnymi datami, brudny klimat Gotham, bogate w detale, doskonałe prace Dave'a Mazzuchelliego, kolory Richmond Lewis (strasznie się cieszę, że Miller odpuścił stronę wizualną i skupił się wyłącznie na scenariuszu), praktycznie wszystko wyszło tu doskonale i nie zestarzało się ani odrobinę. Z perspektywy czasu może kilka elementów dało się zrobić lepiej (co udało się na przykład Nolanowi przy pierwszym Batmanie, ale nie chcę ich wymieniać), jednak łatwiej jest coś udoskonalać z perspektywy czasu, niż być pionierem i samemu stworzyć historię początku działania Batmana na podstawie zaledwie strzępków originu Mrocznego Rycerza z lat 1939-1940. Millerowi się to udało i stworzył niesamowity komiks, który bardzo słusznie do dziś inspiruje innych twórców.



Gdy już przeczytałem origin, sięgnąłem po jego nieformalną kontynuację. Moja opinia po roku pozostaje bez zmian. Teraz chyba odświeżę sobie Świt Mrocznego Księżyca, a potem wiadomo-co na Halloween. :)

Rado

Oj tak, "Rok Pierwszy" będzie nieśmiertelny. Ja z kolei polecam wydanie Absolute, jeśli ktoś czyta po angielsku. Tam to jest klimacik dopiero kiedy się czyta ten komiks na starym papierze i w starych kolorach. Juby już widział, ale może ktoś jeszcze nie:



A propos kontynuacji YO, to ja akurat przymierzam się do ponownego przeczytania "Year Two". Kupiłem jakiś czas temu wydanie deluxe.

Juby

Egmont w tym roku opublikuje swoje pierwszy wydanie Absolute (Watchmen), więc w sumie możliwe że kiedyś będzie nam dane przeczytać również takie wydanie Year One po polsku. Year Two to w sumie też dobry pomysł, co mogliby kiedyś wydać.

Juby

#374


Nadrobiłem jedną z największych komiksowych zaległości jakie miałem (tak myślę). Pierwsza część Batman versus Predator to prawdziwy klasyk, wielokrotnie określany w sieci (m.in. na tym forum) jednym z najlepszych, bądź najlepszym komiksem z udziałem Mrocznego Rycerza, jaki pojawił się na polskim rynku w latach dziewięćdziesiątych. Takich haseł nie będę rzucał, ale mi również się podobało.

Rysunki, kolory, klimat(!), papier+zapach dawnych wydań TM-Semic = uwielbiam! Tak powinien wyglądać (i pachnieć) każdy komiks, którego biorę do przeczytania. Szczególne wrażenie zrobiły na mnie zwłaszcza te dwie strony z początku finałowego pojedynku. Rewelacja!



Zaskoczyło mnie (pozytywnie) jak brutalna jest ta opowieść i jak ostrego łupnia w pierwszym starciu dostaje Batman. Ale żeby nie było tak słodko, ponarzekam! :) Miałem problem z wkręceniem się w historię. Ten wątek gangsterów, ich bokserów i postaci z nimi związanymi, które były do siebie tak podobne, że z początku je myliłem (dobrze, że wraz z kolejnymi stronami coraz bardziej ich ubywało) jakoś mi nie leżał. No i ekspozycja jest tu zdecydowanie bardziej wkurzająca niż w sequelach, praktycznie całkowicie oparta na informacjach dziennikarzy, bo prasa jest tu wszędzie i wie wszystko zaraz po tym jak się wydarzyło. ::) Miałem też kilka uwag względem strony wizualnej, jak krew Predatora, która często bywa żółta, a nie zielona, oraz jeden panel, na którego patrzyłem z 5 minut i nie mam pojęcia co przedstawiał (kawałek ciała Predatora), ale to już detale. Reszta jest bardzo dobra, prosta historia w duchu Predatora 2 z 1990 roku.





Kilka dni później wziąłem się za ostatnią część trylogii, zatytułowaną Blood Ties / Więzy krwi. Pierwsza rzecz jaka rzuciła mi się w oczy - fantastyczne ilustracje przypominające komiksową adaptację Batman & Robin Joela Schumachera. Po przeczytaniu sprawdzam na BatCave, no i oczywiście oczy mnie nie myliły, za ilustracje odpowiadał Rodolfo Damaggio, a za kolory Pat Garrahy (3/4 komiksu), czyli duet ilustrujący Wydanie Specjalne 3/97. :) Poza doskonale trafiającą w mój gust stroną graficzną, trzecie starcie Predatora z Batmanem zaskoczyło mnie najmocniejszym zakorzenieniem historii w Gotham i świecie Człowieka-nietoperza. Pojawiają się tu Mr. Freeze, Robin (Tim Drake), Oracle, Lucius Fox, Bullock oraz Montoya, a morderstwa dokonane przez kosmitów przerywają coś co nazwałbym klasycznymi wydarzeniami z tego miasta, czego aż tak dobrze nie uchwycono w poprzednich częściach.

Całość czytało mi się bardzo przyjemnie i zleciała błyskawicznie, zrobiła chyba nawet lepsze wrażenie niż oba wcześniejsze starcia. Jednak w ostatnim rozdziale zrozumiałem czemu "part III" nie cieszy się taką renomą, jak choćby pierwszy pojedynek tych dwóch ikon. Brak napięcia. Ponownemu spotkaniu z Predatorem (a nawet Predatorami) brakuje suspensu i poczucia zagrożenia. Główny bohater tylko raz został ranny, ale szybko się z tego wykaraskał, a poza nim wszystkie główne postacie są całe, giną jedynie statyści. W scenach akcji nie czuć niebezpieczeństwa, bo Bruce, Tim i Alfred, nawet kiedy ich życie wydaje się wisieć na wlosku, zachowują spokój i zawsze mają czas żeby sobie pogadać, czasem pożartować. Na koniec dochodzi do remisu i rozejścia się w zgodzie, co dodatkowo podkreśla, że BvPIII to takie spotkanie z family friendly Predators. Trochę to chyba nie pasuje do postaci, z którą mierzą się obrońcy Gotham... Ale bardzo podobało mi się poszerzenie składu sojuszników Batmana - w pierwszej części walczył sam, w drugiej miał u boku Huntress, w tej Robina i Alfreda. :)



Ostatnia sprawa: TM-Semic zaliczyło śmieszną wpadkę. W dwóch chmurkach umieszczono dokładnie ten sam tekst, choć w pierwszej zdecydowanie nie pasował. :)