Aktualności:

"Batman: Długie Halloween" w sprzedaży od 29 maja.

Menu główne

Frank Miller's THE DARK KNIGHT RETURNS

Zaczęty przez Juby, 22 Lipiec 2020, 17:17:09

Juby

Dziwię się, że przez tyle lat nikt nie założył takiego wątku na forum. The Dark Knight Returns Franka Millera to kultowa opowieść o Batmanie, która uchodzi za jedną z najlepszych, a może nawet za najlepszą powieść graficzną z udziałem Człowieka-Nietoperza jaka kiedykolwiek powstała. TDKR zrewolucjonizował nie tylko image "Mrocznego Rycerza" i na stałe przybił do niego ten przydomek, ale wpłynął też na cały świat komiksu oraz tego, jak postrzega się dziś historie obrazkowe.

Właśnie skończyłem czytać wszystkie tytuły wchodzące w skład tej serii i postanowiłem pokrótce opisać swoje wrażenia z lektury.



Wydany w 2016 (a w Polsce dzięki wydawnictwu Egmont w 2018) roku prolog kultowego Powrotu Mrocznego Rycerza Franka Millera opowiada o ostatniej misji Człowieka-Nietoperza z Gotham City, po której porzucił swoją krucjatę przeciwko przestępczości na 10 lat. W tym krótkim tomie Frank Miller i Brian Azzarello postanowili przybliżyć moment, w którym 45-letni Bruce Wayne zaczyna zdawać sobie sprawę ze swojej śmiertelności, swojego wieku, zmęczenia i braku nadziei na lepszą przyszłość.

Do pomysłu tego prequela podchodziłem sceptycznie. Zazwyczaj gdy twórca postanawia stworzyć prequel swojego dzieła, które obrosło kultem, kończy się niemałą kompromitacją, jak chociażby mieszanie przyjęty Prometeusz Ridleya Scotta. W tym jednak przypadku Frank Miller miał u mnie-czytelnika łatwiej, bo o ile uwielbiam filmowego Obcego, tak nigdy nie byłem fanem The Dark Knight Returns, więc i bezcześcić nie było tutaj czego. Trudno mi jednak ocenić, czy ze swojej próby wyciśnięcia jeszcze jednej historii z tego świata wyszedł zwycięsko, czy też nie. Ostatnia krucjata jest bowiem komiksem zbędnym, nie wnoszącym nic do całego kanonu, a nawet powiedziałbym, że dość nijakim.

W języku angielskim jest takie słowo "forgettable", co możemy przetłumaczyć jako niewart zapamiętania. Tak najprościej opisałbym moje wrażenia po przeczytaniu tego komiksu. Sięgnąłem po niego dosłownie dwa dni temu, a już dziś niespecjalnie pamiętam o czym on opowiadał. Byli w nim Batman i Robin, był Joker (oczywiście, jakże mogłoby go nie być, nawet gdy jest zbędny), byli Killer Croc, Poison Ivy, tajemnicze zabójstwa bogaczy i zakończenie-cliffhanger, które miało sugerować los jednej z postaci, który sprawił, że Bruce Wayne podjął decyzję o zaprzestaniu przebierania się za wielkiego nietoperza i zwalczania przestępców z Gotham. Tyle. Mało tu treści, mało świeżości, lepiej traktować go jako przystawkę do prawdziwego wydarzenia w świecie komiksu, aniżeli jako danie główne.

Na pochwałę na pewno zasługują rysunki Johna Romity Juniora, który udanie imituje przerysowaną kreskę Franka Millera, a także odniesienia w sposobie narracji, takie jak duża ilość paneli zawartych na jednej stronie, czy ekspozycję zawartą w informacyjnych programach telewizyjnych. Lubię pooglądać komiksy, ale w przypadku dość nieprzyjemnego stylu tej serii, wolałbym ciekawszą historię, a Ostatnia krucjata niestety broni się w głównej mierze formą, nie treścią.





Daruję sobie opis i wypisanie zasług tego komiksu, bo podejrzewam że pisanie ich po ponad trzydziestu latach od jego premiery byłoby równie efektywne, co wywarzanie otwartych drzwi. Zacznę więc od tego, że nie przepadałem za Powrotem Mrocznego Rycerza, przez lata uważałem go wręcz za komiks przereklamowany. Myślę, że było to spowodowane warunkami, w jakich pierwszy raz po niego sięgnąłem. Pobrałem skan wydania Egmontu z 2002 roku. Nie dość, że owe wydanie skopano fatalnym tłumaczeniem autorstwa pana Tomasza Kreczmara - przez nie często trudno było mi zrozumieć co ja właściwie czytam - to jeszcze musiałem to robić siedząc przy komputerze, czego osobiście nie znoszę. Nie cierpię czytać komiksów z ekranu! Przez to męczyłem się nad tą historią bardzo długo i kończyłem ją ze sporym poczuciem ulgi.

Lata później wpadłem na pomysł, aby swoją pracę licencjacką napisać na temat tego kontrowersyjnego tłumaczenia. Dokonałem analizy porównawczej tłumaczenia z 2002 roku, nowego przekładu Tomasza Sidorkiewicza z 2012 oraz oryginału. W tym celu musiałem przeczytać The Dark Knight Returns kolejne dwa razy - w języku angielskim i w nowym wydaniu, które sprezentowała mi mama. Tak więc, dopiero w 2015 roku udało mi się przeczytać tę historię jak należy - trzymając porządne wydanie w swoich rękach. Z perspektywy czasu cieszę się, że tak się stało, bo byłem starszy i lepiej mogłem zrozumieć z jak wielkim dziełem mam do czynienia. Nie powiem, że je pokochałem, ale na pewno doceniłem i zacząłem bardzo szanować.

W tym tygodniu przeczytałem Powrót Mrocznego Rycerza po raz czwarty i nadal podtrzymuję kilka swoich zarzutów w jego kierunku. Nie przepadam za tak przesadzonymi pomysłami, jak wysłanie bezbronnego burmistrza do przywódcy mutantów, któremu nawet nie nałożono kagańca (zawsze mnie irytuje absurdalność tej sytuacji). Nie przepadam za Batmanem odstawiającym Ethana Hunta z serii Mission: Impossible (przebieranie się za starą babcię, lub detektywa policji). Nie lubię też brzydkich rysunków Franka Millera, mimo klimatycznej kolorystyki i wyrazistego stylu. No i wciąż uważam - choć nie jestem pewny, czy to wada - że to komiks ciężki do czytania: dużo paneli, dużo tekstu, dużo brutalnych obrazów.

Niemniej, absolutnie rozumiem zasłużoną renomę tego dzieła. Nie będę wymieniał oczywistych zalet i ogromu fantastycznych scen tej czteroczęściowej powieści graficznej, które cytowano w filmach fabularnych nieskończoną ilość razy. Podpiszę się jedynie pod każdą opinią stwierdzającą, że jest to jedyna w swoim rodzaju, dojrzała, mroczna opowieść o Batmanie, którą każdy fan Człowieka-Nietoperza powinien znać.





Zanim sięgnąłem po DK2 naczytałem się sporo negatywnych opinii na jego temat. Spotkałem się nawet ze stwierdzeniem, że kontynuacja Powrotu Mrocznego Rycerza jest najgorszym komiksem z Batmanem jaki powstał! Mocno się więc zdziwiłem, gdy skończyłem pierwszą z trzech jego części, a ta bardzo mi się podobała.

Akcja The Dark Knight Strikes Again rusza z miejsca trzy lata po wydarzeniach z The Dark Knight Returns. Tym razem nie tylko Gotham City, ale cały świat chyli się ku upadkowi. Kiedy inni superbohaterowie nie robią nic, lub mają związane ręce, do akcji ponownie rusza staruszek w masce nietoperza i czarnej pelerynie.

Punkt wyjściowy kupiłem bez problemu. Przemianę Carrie Kelley w Catgirl również. Sposób prowadzenia historii, z jednej strony podobny do poprzednika (udane przejście w media nowego millenium, wiadomości połączone z programami erotycznymi oraz adresy e-mail, które były wtedy nowością), z drugiej bardziej przejrzysty i pozwalający szybciej chłonąć historię. Podobał mi się również budowany suspens oraz pierwsze pojawienie się Mrocznego Rycerza, którego w pełnej krasie możemy podziwiać dopiero na ostatniej stronie pierwszego rozdziału. Ochoczo z marszu wziąłem się za rozdział drugi i... wszystko się posypało.

Mroczny Rycerz kontratakuje gna. Gna na złamanie karku i w przeciwieństwie do poprzednika, którego akcja toczyła się długie tygodnie, wygląda na wydarzenie odgrywające się już, teraz, nie dając należycie odetchnąć bohaterom (i czytelnikowi, chyba że sam zrobi sobie przerwę). Bohaterom, których jest zdecydowanie za dużo i nie mają zbyt wiele do roboty. Tytuł kontynuacji to "The Dark Knight Strikes Again", ale równie dobrze można by go zastąpić "The Justice League Returns", bo tak gościnny występ w pewnym momencie zalicza tutaj Batman i tak dużą rolę odgrywają inni superbohaterowie DC, tacy jak Wonder Woman, Atom, Superman, Flash, Plastic Man i wielu innych. Nawet Catgirl występuje częściej od swojego mentora.

Osobny akapit muszę poświęcić stronie wizualnej. O ile rysunki Franka Millera z pierwszego Mrocznego Rycerza nie są w moich guście, tak przyzwyczaiłem się do nich i nie potrafię odmówić im fantastycznego klimatu. W kontynuacji Miller posunął się o krok dalej, tworząc paskudne ilustracje, a wyrazistsze kolory nakładane na komputerze sprawiają, że nawet klimat gdzieś wyparował. To bez wątpienia jeden z najbrzydszych komiksów jakie kiedykolwiek oglądałem.

Mroczny Rycerz kontratakuje, ale niekoniecznie triumfuje. Im dalej w las, tym gorzej, czego najlepszym przykładem jest niesatysfakcjonujące rozprawienie się z głównymi antagonistami (nie będę go jednak zdradzał, przeczytajcie i poznajcie je sami). Krytyka jest jednak sporo przesadzona w moich oczach, bo gdyby był to naprawdę tak zły komiks, to czy przeczytałbym wydanie Egmontu (liczy 256 stron) praktycznie za jednym zamachem? Dla mnie to po prostu średniak.





Co Frank Miller mógł zrobić po głośno krytykowanej, mieszanie przyjętej przez fanów kontynuacji jego kultowego dzieła? Odczekać kolejne 15 lat i udowodnić, że jeszcze może stworzyć coś świetnego w wymyślonym przez siebie komiksowym uniwersum. Przy tym zadaniu musiał nie tylko poprawić się względem poprzednich przygód Mrocznego Rycerza, ale też jakoś wybrnąć z zakończenia, które sam zgotował. Zadanie było trudne, ale razem z Brianem Azzarello (drugim scenarzystą) udało im się mu sprostać.

Batman: Mroczny Rycerz - Rasa Panów zaczyna się blisko trzy lata po pokonaniu Lexa Luthora i Brainiaca, w świecie w którym nie wiadomo czy Bruce Wayne nadal żyje. Jeśli tak, ma już 61 lat i nie może być tym żwawym Batmanem, który ponownie pojawił się na ulicach Gotham City, aby nie dać spokoju przestępcom. Reszta superbohaterów się rozeszła, a Superman zapadł w długi, lodowaty sen. Ziemię czeka jednak nowe zagrożenie, które jest fantastycznym rozwinięciem jednego z wątków poprzedniej historii, i które zmusza superbohaterów do ponownego działania.

Jestem zachwyconym tym komiksem. Chyba pierwszy raz zdarzyło mi się przysiąść do tak grubego zbioru (wydanie Egmont liczy blisko 400 stron) i przeczytać go jednego dnia, robiąc zaledwie kilka krótkich przerw. Frank Miller naprawił niemal każdy problem, jaki miałem z jego poprzednim Mrocznym Rycerzem. Batman znowu jest tu postacią pierwszoplanową, jego relacja z Carrie rozwija się, a pozostali bohaterowie nie występują dla samego pojawienia się, tylko odgrywają kluczowe, przemyślane role w całej historii. Jak już wcześniej wspomniałem, zaskakującym, fantastycznym pomysłem jest również grupa antagonistów, którzy nie dość że są dobrze umotywowani i doskonale pasują do tego świata oraz panującej w nim sytuacji, to także stanowią ogromne zagrożenie, jeszcze większe niż Brainiac i Lex Luthor razem wzięci. Czasami trudno jest przebić skalą poprzednika, ale Frankowi Millerowi się to udało.

Sposób narracji to doskonałe rozwinięcie stylu poprzedników. Nadal otrzymujemy ekspozycję o działaniach bohaterów "z ich myśli", a o tym, co się dzieje na świecie poprzez telewizyjne programy informacyjne oraz talk-shows. Dodano do tego jeszcze konwersację dwóch przypadkowych świadków, którzy piszą ze sobą o niezwykłych wydarzeniach z Gotham na jakimś czacie (a może to smsy?). Nie ma tak dużo paneli i tekstu napchanych na każdej stronie jak w przypadku Powrotu Mrocznego Rycerza, dzięki czemu możemy poświęcić więcej czasu na przyjrzenie się ilustracjom i szybszemu przewertowaniu całej opowieści.

Strona graficzna to kolejny mocny punkt tej 9-częściowej historii. Za narysowanie The Dark Knight III: The Master Race odpowiedzialny był Andy Kubert - jeden z moich ulubionych rysowników komiksów o Batmanie. Potrafił on nie tylko bezbłędnie podrobić styl Franka Millera, aby jego Mroczny Rycerz pasował do dwóch poprzednich, ale także uczynił go lepszym, dokładniejszym, ładniejszym. W moich oczach Rasa Panów to bez dwóch zdań najlepiej prezentujący się wizualnie tytuł sagi Franka Millera o Człowieku-Nietoperzu.

To może być niepopularna opinia, ale trzeci rozdział opowieści o powracającym z emerytury Mrocznym Rycerzu przebił w moich oczach wszystkie poprzednie tytuły tej serii, nawet ikoniczny The Dark Knight Returns z 1986 roku. To widowiskowa opowieść nie tylko o Batmanie, ale o kilku ważnych postaciach DC, które muszą się czegoś o sobie nauczyć, aby ocalić swój świat. Świat ludzi, których większość przedstawiona jest tak, że zaczniemy zadawać sobie pytanie - czy warto ich ocalić?


Leon Kennedy

Nieźle napisane. Narobiłeś mi tym smaka, a że nic jakimś zbiegiem okoliczności z tej serii nie przeczytałem, to tym bardziej mam ochotę ☺️

Juby

#2
Dzięki, jeszcze szlifuję tekst. ;)

Jeśli nigdy nie czytałeś TDKR Millera (serio?!) to jestem ogromnie ciekaw jak go odbierzesz. Czy od razu trafi do ciebie "wielkość" tego arcydzieła, czy uznasz, że jego własna legenda je przerasta. Ja, jak widzisz, mam dość nietypowe zdanie na ten temat, ale na pewno polecam się zapoznać. A jeśli ci się spodoba, łap za następne części. W grudniu wychodzi kolejna i coś czuję, że znajdę ją pod choinką w tegoroczne święta. ;D

Leon Kennedy

Pamiętam jak kiedyś w księgarni go trzymałem w rękach ( pierwsza część), i jakoś ta kreska wtedy mnie mocno odrzuciła. Młody byłem, głupi 😜

Johnny Napalm

Cytat: Leon Kennedy w 22 Lipiec  2020, 17:57:32(...) nic jakimś zbiegiem okoliczności z tej serii nie przeczytałem, to tym bardziej mam ochotę ☺️

Skandal! Odebrać mu moda! To jakby ksiądz nie czytał Biblii, imam Koranu lub rabin Talmudu. A poważnie, nadrabiaj szybko, bo warto, choćby dla samego przekonania się czy zachwyty lub kompletna krytyka tych komiksów Millera jest uzasadniona.

Juby, napisałeś w sumie bardzo wciągający tekst na temat tej, w sumie, albumowej trylogii. Tak mnie zainteresował opis Batmana: Mrocznego Rycerza – Rasy Panów, że mam już zakupioną tą cegłę do swojej kolekcji. W sumie to mój najdroższy komiks z tego roku. Na razie nie przeczytałem tego komiksu. Kurde, jestem w szoku, że dałeś radę przeczytać tak grube tomisko w jeden dzień.
Póki co przekartkowałem, zatrzymując się na kilku stronach, z których przeczytałem trochę tekstów niepotrzebnie sobie zaczynając spojlerować. Muszę tego unikać. Chyba dopiero pod koniec sierpnia wezmę się za czytanie, na spokojnie już na urlopie.
THE EARTH WITHOUT ART IS JUST EHh...

Leon Kennedy

Nadrobię bankowo. Teraz mam zasadę, jeden miesiąc, jeden komiks z runu Snydera, bo che go dokończyć, siada mi po prostu i następny z jakiejś osobnej w miarę zamkniętej historii. Więc na pewno w końcu padnie na tą wybitną, przecież historię.

Juby

Cytat: Johnny Napalm w 31 Lipiec  2020, 23:35:18Juby, napisałeś w sumie bardzo wciągający tekst na temat tej, w sumie, albumowej trylogii. Tak mnie zainteresował opis Batmana: Mrocznego Rycerza – Rasy Panów, że mam już zakupioną tą cegłę do swojej kolekcji. W sumie to mój najdroższy komiks z tego roku. Na razie nie przeczytałem tego komiksu. Kurde, jestem w szoku, że dałeś radę przeczytać tak grube tomisko w jeden dzień.

Dzięki za miłe słowa. Jak się miało mało roboty podczas home office, to był czas na lekturę. 8) Zacząłem ok. 10:00, skończyłem ok. 16:00, z przerwami na obiad i pozmywanie naczyń. ;)

Obecnie Rasę Panów możesz dostać już za 63,90 zł na gildii (mają wyprzedaż do jutra, albo wtorku, dużo tytułów z Batmanem -36% od ceny okładkowej + darmowa wysyłka przy zakupach za minimum 299 zł). Więc wcale nie jest tak drogo. ;)

Leon Kennedy

Jak znajomej pokazałem cenę za "Szaloną Miłość" to padła na głowę krzycząc "co?? 89 zł za komiks?" Obudziła się 😝 Ale tutaj faktycznie trochę ponad 6 dyszek to bardzo dobra cena.

Rado

No tak, no bo Kaczor Donald kosztuje pięć złotych, a to jest przecież to samo - komiks. Trochę już nie zwracam uwagi na takie gadanie, ale nigdy do końca mi nie przejdzie chyba.

Leon Kennedy

Niestety niektórzy ciągle uważają że komiks to w gruncie rzeczy rozrywka dla dzieci za kilka, maks kilkanaście złotych. Na szczęście ogólne nastawienie się już jednak zmieniło.

Johnny Napalm

Chciałbym zobaczyć Kaczora Donalda za pięć złotych. W ogóle, jakikolwiek komiks poniżej dyszki.

Komiksy są dla zbieraczy, ale żeby takim zostać trzeba samemu kiedyś w ogóle trafić na dowolny komiks. Przy cenach jak dla kolekcjonerów jest ciężko. Teraz to tylko dobry wujek/chrzestny w dzieciństwie może dla nowych komiksiarzy być kagankiem komiksowej oświaty.

Wracając do tematu. Spojler. Przeglądając swój nowy album trafiłem na karmiącą piersią Wonder Woman. FRANKU MILLERZE! Widzę, że głowa DLA CIEBIE dalej specyficznie pracuje.  ;D

THE EARTH WITHOUT ART IS JUST EHh...