Aktualności:

"Batman: Ziemia Niczyja. Walka o Gotham. Tom 3" w sprzedaży od 29 maja.

Menu główne

Recenzje przeczytanych komiksów spoza uniwersum Batmana...

Zaczęty przez RemiRose, 30 Czerwiec 2013, 16:42:18

Kujaw

#75
Nie byłem pewien, w którym temacie umieścić te recenzje...

Od kilku miesięcy sukcesywnie nadrabiam historie z Supermanem w roli głównej. Dlatego, pokusiłem się o recenzje trzech komiksów przedstawiających genezę Człowieka ze Stali z innego punktu widzenia. Czy można w ciekawy sposób opowiadać kilka razy historię, którą zna właściwe każdy? Ano, tak i jako, że origin eSa jest powszechnie znany, streszczenia będą dość zdawkowe i postaram się skupić tylko na tym, co w danej wersji początków Supermana jest najbardziej istotne.


SECRET ORIGIN



Scenariusz: Geoff Johns
Grafika: Gary Frank, Jon Sibal, Brad Anderson
Rok wydania: 2009, 2010

Secret Origin to komiks, który nie odświeża, a raczej przypomina czytelnikom genezę Kal-Ela. I chodzi mi tu o genezę popkulturową, bo Geoff Johns nie zmienia tu oryginalnej historii, nic nie dodaje, nie urozmaica, a po prostu w nowym stylu opowiada historię eSa znaną od 75 lat. Sięga po motywy, które w komiksach były już od dawna w kanonie, a które zawsze się pomijało w ponownych originach Supermana, tych filmowych, komiksowych, czy serialowych. I tak w klasycznej historii młodego Clarka wpleciony zostaje np. epizod z jego działalnością jako Superboy, spotkanie z grupą nastoletnich herosów z XXXI wieku czyli Legion of the Super-Heroes. Wprowadzony jest także Lex Luthor, który w tej wersji pochodzi z patologicznej rodziny ze Smallville. Gdy akcja przenosi się do Metropolis, dostajemy także genezę Parasite'a i Metallo. Pomimo, tego, że Johns właściwie przepisał stare historie, komiks naprawdę wciąga. Tchnął ducha współczesności  w klasyczny origin Kryptończyka, który dla wielu może wydawać się przestarzały. Znajdziemy tu hołd nie tylko dla historii komiksu, ale i dla filmów Richarda Donnera, którym to inspiracje atakują czytelnika ze wszystkich stron, jak choćby pierwsze spotkanie Supermana i Lois, gdzie heros ratuje spadającą reporterkę, po czym drugą ręką łapie śmigłowiec.



Z resztą, sam Superman w tym komiksie, to wyraźny i naprawdę wspaniały hołd dla Christophera Reeve'a, co objawia się w kreowaniu postaci przez scenarzystę, ale przede wszystkim w warstwie graficznej, ale o tym później. Świetnie wypada też Luthor, będący już u szczytu kariery i kresu owłosienia. Charyzmatyczny i bezwzględny biznesmen, bawiący się społeczeństwem, zakochany we własnym intelekcie, a jednocześnie tak zakompleksiony w obliczu nowego kolegi w pelerynie.  Tak zwany, okrutny ból dupy....
Graficznie, Secret Origin to majstersztyk. Gary Frank ma kreską niesamowicie lekką. Rysunki są klarowne i przejrzyste, co jest zasługą inkera Jona Sibala, a jednocześnie pełne detali. Frank rysuje bardzo naturalnie i anatomicznie. Można nawet pokusić się o porównanie go do Bollanda. No i to, o czym już wspomniałem. Superman spod ręki Franka to wypisz wymaluj Christopher Reeve. No popatrzcie tylko!



Jor-El, również z lekka przypomina Marlona Brando.  Ogólnie, oprawa graficzna jest piękna. Gary Frank, ma doskonałe wyczucie mimiki, i rysuje twarze z niezwykłym naturalizmem, którego tylko pozazdrościć mogą tacy wymiatacze jak Jim Lee czy Andy Kubert. Wszystkiego dopełnia zręcznie dobrana kolorystyka Brada Andersona.



Secret Origin polecę każdemu. Świetny hołd dla ponad 70-cio letniej ikony komiksu i dla jednych z najlepszych filmów superhero w historii.  Dodatkowo, mogę polecić też inny komiks tego zestawu twórców, czyli  Superman and the Legion of the Super-Heroes, gdzie eS i Legion spotykają się ponownie, już jako dorośli i ruszają do XXXI wieku, by obalić panujący na Ziemi reżim, dążący do holokaustu na kosmitach. Ewentualnie, zretuszowany origin Batmana w uniwersum Earth One.
8+/10


BIRTHRIGHT



Scenariusz: Mark Waid
Grafika: Leinil Francis Yu, Gerry Alanguilan, Dave McCaig
Rok wydania: 2004

Kolejnym komiksem jest powstały pięć lat wcześniej Birhtright. Tu mamy wyraźnie odmienne podejście do originu Kal-Ela, jak i całej jego postaci. Wizja Waida jest bardzo odmienna od tego co już znaliśmy.
25-cio letni Clark ćwiczy swoje reporterskie rzemiosło, podróżując po różnych zakątkach świata. Trafia do zachodniej Afryki, gdzie bada konflikt plemion Turaaba i Ghuri. Poznaje aktywistę Ghuri, Kobe Asuru, który jest solą w oku lokalnego rządu. Clark, przestrzegany przez przybranego ojca, by swoje moce utrzymywać w sekrecie, nieraz jest zmuszony łamać słowo dane Jonathanowi. Od samego Kobe, młody Kent uczy się szacunku do własnych korzeni i poznaje ideę bohaterstwa. Aktywista jawi mu się jako prawdziwy autorytet. Niestety w wyniku szeroko zakrojonego zamachu ginie Asuru, a Clark, ratując plemię Ghuri ujawnia lokalnym mieszkańcom swoją moc, co zmusza go do powrotu do Smallville. Ku aprobacie Marthy i mocnej dezaprobacie Jonathana, Clark postanawia użyć swoich darów dla dobra przybranej planety i dla uhonorowania pewnego ludu, który przysłał go na Ziemię z nieznanego powodu. Aby być jak najbliżej wydarzeń, postanawia zostać reporterem w Metropolis. A tam z kolei trafia na swojego szkolnego kolegę, Lexa.



To, co jest bardzo nowatorskie w tym originie eSa, to sposób przedstawiania kryptońskich korzeni Supermana. Clark, przez prawie całą historie nie ma pojęcia skąd się wziął. Tzn. wie, że przysłano go z dalekiego świata. Źródłem tej wiedzy jest urządzenie będące rodzajem holoprojektora, w którym zapisana jest historia obcej cywilizacji. Historia pełna chwały i zwycięstw, gdzie wszędzie przewijał się symbol, taki sam jak na tkaninach, które znalazły się w jego rakiecie. Clark wie, że to jego lud, ale z powodu zapisu w nieznanym języku, nie może poznać całej prawdy.  Aczkolwiek, w odróżnieniu od reszty originów, Clark jest bardzo ciekawy swojego pochodzenia i nie traktuje swoich darów jako przekleństwa, które czyni z niego odmieńca. Superman w tej historii jest bardziej pewny siebie i surowszy niż klasyczna wersja tego herosa. Nie patyczkuje się z łotrami. Jest tu świetna scena, w której eS przesłuchuje handlarza nielegalna bronią. Strzela do niego z pistoletu, po czym łapie pocisk, zanim ten dosięgnął handlarza. Superman to twardziel, ale i niestety ryzykant, nieco zbyt pewny siebie, pomimo chwalebnych intencji. Wie jednak, po której stronie powinien stać, a co by nie mówić, jego ambicje zostały w tym komiksie poddane ciężkiej próbie. Nie chcę więcej zdradzać.
Komiks ten pojawiał się wielu informacjach prasowych jako inspiracja dla Man of Steel. I jako, że należę do tej części ludzkości, którą nowy film Snydera zachwycił, postanowiłem nadrobić ten komiks jak najszybciej. I fakt, dużo motywów w tym komiksie znalazło odzwierciedlenie w filmie, choćby nawet sekwencja początkowa, poprowadzona z resztą w bardzo w filmowy sposób. Złapałem się nawet na zanuceniu początku utworu Johna Williamsa przy pierwszych stronach komiksu :D Akcja w Birthright jest cholernie wartka, i pomimo początkowego zwolnienia, kulminacja porywa bez reszty.



Graficznie jest bardzo ciekawie. Choć przydałoby się więcej emocjonujących splash-page'y, to rysunki są bardzo dobre. Kreska Leinila F. Yu jest dość twarda i czasem kanciasta, ale wyśmienicie współgra z rewelacyjna kolorystyką. Tu idą gratulacje dla Dave'a McCaiga.
Ten komiks polecam głównie tym, którym Man of Steel się spodobał, oraz tym, którzy lubią oglądać Supermana wymykającego się określeniu ,,harcerzyk".
9/10

SUPERMAN EARTH ONE vol.1



Scenariusz: J. Michael Straczynski
Grafika: Shane Davis, Sandra Hope, Barbara Ciardo
Rok wydania: 2010

Ostatni komiks nie jest już kanonem, ale należy do alternatywnego świata. W tym komiksie nie skupiamy się już na właściwym originie Clarka, a bardziej na jego przygotowaniach do roli obrońcy Ziemi. Clark to człowiek zagubiony, żeby nie powiedzieć, nawet przerażony swoją sytuacją. Rodzice uświadamiają mu, że nie znalazł się tu przypadkiem, a jego możliwości będą służyć wielkiej sprawie. Clark nie wie co począć z takim fantem.
- I still don't understand why you're taking the train when you can...
- Flying's too fast, mom. (...) I need time to think.




Boi się zarówno normalności jak i odmienności. Gdy sytuacja nareszcie wymaga od niego założenia kiszącego się od dawna w szafie kostiumu, Kent stoi zamurowany przez długi czas, zupełnie nie wiedząc, jak ma postąpić. Oczywiście, zbiera się w sobie i dowodzi światu, że ma cojones. I tu dochodzimy do głównego konfliktu w tym komiksie. Otóż, Ziemia zostaje najechana przez wrogą rasę Dheronian, która przybyła zgładzić ostatniego syna Kryptona. Ale, co najciekawsze, okazuje się, że zniszczenie Kryptona, to nie była katastrofa a.... zamach!



Generalnie, pierwszy tom Earth One to w dużej mierze komiks psychologiczny. Znowu dostajemy bardzo nietypowy obraz Supermana. Tym razem, w ciele o wielkich możliwościach zamknięta została krucha dusza i to na tym konflikcie skupia się Straczynski. Inne elementy originu Kal-Ela pokazywane są w szybkich i dobrze dobranych retrospekcjach. Ten komiks również wydaje się być wyraźną inspiracją dla najnowszego filmu o Supermanie, głównie ze względu na kreację głównej postaci.   
Wizualnie komiks jest genialny. Ciekawa kreska Davisa okraszona jest świetnie dopracowaną, bardzo mroczną i brudną kolorystyką. Projekt kostiumu eSa jest naprawdę świetny. Zmiany są iście kosmetyczne, a efekt naprawdę zacny. Bije na głowę zbroję z New52. Poza tym mamy mnóstwo efekciarskich scen. Inwazja Dheronian jest widowiskowa i pełna wybuchów, ujęcia Supermana pełne majestatu. Przez większość kulminacji widzimy go z czerwonymi, świecącymi od promieni oczami, co tylko dodaje mu grozy i powagi. To kolejny komiks, który powinien przemówić do każdego, kto uważa, że Superman to grzeczna i naiwna łajza. Nie przeczytałem jeszcze drugiego tomu, ale podobno trzyma poziom. 
8/10

"Is it a bird? Is it a plane? NO! It's a flyin' pirate ship!"
~ Lagerstein "Dreaded Skies"

Rado

Bardzo fajne zestawienie zrobiłeś, Kujaw. Birthright też jest na mojej liście życzeń ze względu na lubianego scenarzystę, ogólną tematykę i te wszystkie schematy, które później zaczerpnięto w MoS. Tak przy okazji komiksów, w których Superman nie jest pussy, to Injustice wydaje się być oczywistym wyborem. Oprócz tego, słyszałem, że Superman for Tomorrow (Brian Azzarello, Jim Lee) również należy do tej kategorii. Sam nie czytałem, ale widziałem przykładowe strony w internetach i jest w tym komiksie nawet jakiś konflikt z Batmanem. Bruce próbuje sprzedać Clarkowi sierpowego, ten robi unik i, z groźną miną, mówi coś w stylu: "Spróbuj tego jeszcze raz, to wtedy się nie uchylę, a ty połamiesz sobie rękę." Dla mnie brzmi ciekawie już chociażby po tej scenie, a i Azzarello jest dobrym scenarzystą, więc chyba można brać w ciemno.

Kujaw

Superman for Tomorrow zamierzam kupić w najbliższym czasie, to się przekonam. Z mocnych wizerunków eSa polecam jeszcze elseworld Red Son. Kapitalny komiks, a i konwencja podobna jak w Injustice.

"Is it a bird? Is it a plane? NO! It's a flyin' pirate ship!"
~ Lagerstein "Dreaded Skies"

Anonimowy Grzybiarz



Hilda, niebieskowłosa poszukiwaczka przygód powraca! Po odnalezieniu skalnego trolla niesforna dziewczynka pragnie rozwiązać zagadkę nocnego olbrzyma. To jednak nie wszystko, gdyż bohaterka będzie musiała również zmierzyć się z eksmitującymi ją z własnego domu niewidzialnymi krasnoludkami. W tle historia nieszczęśliwej miłości i cały inwentarz magicznych stworzeń, ze znanym z pierwszej części Drewniakiem na czele.

Zapraszam do recenzji:
http://mnichhistorii.blogspot.com/2014/01/394-hilda-i-nocny-olbrzym.html


RemiRose

Recenzja spotkania Wojowniczych Żółwi Ninja z lovecraftowskimi bestiami, czyli "Infestation 2: Teenage Mutant Ninja Turtles".
http://atlaspopkultury.blogspot.com/2014/03/infestation-2-teenage-mutant-ninja.html
Tyger! Tyger! Burnining bright
In the forest of the night,
What immortal hand or eye
Could frame thy fearfull symmetry?
--------------
Country Stories. Od komiksu, aż po film.
http://remirozanski.tumblr.com/

Rado

Pamiętam to. Swego czas również się tym zainteresowałem, jako żem fan Żółwi, a i Lovecrafta się coś tam czytało. No i pomysł skrzyżowania tych dwóch światów faktycznie ciekawy. Jednak już wykonanie, moim zdaniem, nie jest wcale interesujące. Specjalnie mnie ta historia nie wciągnęła.


Anonimowy Grzybiarz

Mam wrażenie, że głównie ja czytam i piszę o komiksach niezwiązanych z Batmanem, ale co począć. Jak zwykle zapraszam:

O ostatnim tomie "Baśni":
http://mnichhistorii.blogspot.com/2014/04/407-voldemort-w-basniogrodzie.html

O drugim tomie "Kick-Assa":
http://mnichhistorii.blogspot.com/2014/04/412-kick-ass-2-hit-girl.html

Rado

Nie czytałem Kick Ass, a jeśli chodzi o Baśnie to generalnie podzielam Twoją opinię, że najnowszy tom wprowadził powiew świeżości i ponownego zainteresowania serią. Dupy nie urywa, ale przynajmniej zachciało się choć troszkę dalej śledzić losy Baśniogrodu i okolic.

W przeciwieństwie do Ciebie, mnie się podobał rozdział ze spacerującym Dżepettem i nie uważam go za zapchaj dziurę. Mnie właśnie bardzo ciekawią jego relacje z resztą społeczności i liczę, że w kolejnych tomach będzie ich więcej.

Anonimowy Grzybiarz

Miło że zajrzałeś. Dla mnie ten pierwszy zeszyt z Dżeppettem można było opowiedzieć dużo szybciej i może ciekawej, ale może się po prostu czepiam. Też jestem ciekaw, co się będzie z nim działo, bo jednak porzucenie tej postaci byłoby w moich oczach błędem - o ile oczywiście SPOILER uda mu się wyjść z tej dziury, w której go zakopali :D KONIEC SPOILERA.

Kick-Ass polecam, zwłaszcza tom pierwszy.

Anonimowy Grzybiarz

#86
O fabularnej cieczce sieczce w "Action Comics" wg. Morrisona:
http://mnichhistorii.blogspot.com/2014/06/425-superman-fabuoodporny.html

Rado

Z tego co ja widzę, to z tym Supermanem Morrisona jest jak z filmem Man of Steel. Opinie są bardzo podzielone. Mojemu kuzynowi też nie podszedł, ale mnie akurat się podoba ten Superman. W zasadzie, to mogę się zgodzić tylko z tym, że schemat z chirurgiem był kiepski. Cała reszta dla mnie jak najbardziej na plus. Te potyczki z kosmitami mnie nie nużyły, do dialogów też nic specjalnie nie miałem. Nawet ten Obama Superman był fajny. Cała Liga Sprawiedliwości w wersji czarnoskórej była zabawna. Powiedziałbym, że ten album (poprzedni też) to taki pozytywnie zakręcony Morrison. Tym razem nie przesadził z fantazją albo miał nad sobą ogarniętego edytora. Jeszcze nie czytałem trzeciego tomu, żeby w pełni ocenić, ale jak na razie mnie się podoba.

Nie rozumiem do końca, czemu użyłeś tutaj sformułowania "zapchaj dziura". Te historie pisane przez innych scenarzystów, to, jeśli się nie mylę były backupowe historie z danego numeru. Takie backupy to zawsze lekko odchodzą od głównego tematu i ja je traktuje jako swego rodzaju dodatek.

Anonimowy Grzybiarz

Gusta, guściki :)

Co do zapchajdziur - jasne, backupowe historie, swoisty dodatek, jak najbardziej - w moim mniemaniu jednak całkowicie zbędny. W przeciwieństwie do "Detective Comics", gdzie backupy Kudranskiego są naprawdę fajne w moim odczuciu, tak tutaj były nudne i nieciekawe, nawet jak na dodatki. Zajmowały tylko miejsce, bez nich album by wiele nie stracił, a może wręcz przeciwnie - stąd określenie "zapchajdziury" :)

Wiktorian

Hej ludzie! W mieście pojawił się nowy narybek w postaci dwóch debili o zbyt napompowanym ego, którzy myślą, że potrafią recenzować różne rzeczy (przede wszystkim komiksy). W linku macie ich bloga. Podobno mają szczytny plan zrecenzować całego WKKM-a i wiele innych tomów od pozostałych wydawnictw. W ogóle to zachęcamy do komentowania (obiecujemy, że każda krytyka nas zrani).

http://grumpygrumpier.blogspot.com/